[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zgadzał się z nią. Może sam nienawidził siebie nawet bardziej niż ona. Nienawidził też
wszystkiego i wszystkich innych. Gryzło go to od środka.
Wtedy właśnie spotkał Gullaha Joe. Joe sam przyszedł do niego  mały czarny
człowieczek pojawił się, kiedy Duńczyk w ogródku oddawał mocz. W jednej chwili ni-
371
kogo nie było, a potem nagle Gullah Joe stał, trzymając dziwaczny parasol obwieszony
różnymi supełkami, kawałkami materiału, cyny i żelaza oraz jedną martwą myszą.
 Przestać sikać na moja noga  powiedział.
Duńczyk zrozumiał, że to czarownik, którym zawsze go straszyli. Mocz skończył
się natychmiast, gdy tylko Gullah Joe to nakazał.
 Przyszedłeś mnie zabić, czarowniku?
 Może  przyznał Gullah Joe.  Może nie.
 Lepiej to zrób. Bo jak nie, to może ja zabiję ciebie?
Gullah Joe tylko się zaśmiał.
 Co, walnąć mnie deska w głowa, wsadzić do worek i topić, aż ja nie chodzić i nie
mówić dobrze?
Duńczyk rozpłakał się, padł na kolana i prosił Gullaha Joe, żeby go zabił.
 Wiesz, jaki jestem! Wiesz, że jestem człowiekiem niegodziwym!
 Ja nie być Bóg. Ty trzeba iść do kapłana, jak ty chcieć kogoś, żeby posłać do
piekło ty.
 Dlaczego tak śmiesznie mówisz?
372
 Bo ja nie niewolnik  wyjaśnił Gullah Joe.  Ja z Afryka, ja nie lubić mowa
biały człowiek. Ja uczyć się zle i ja się nie martwić. Ja powtarzać: moja ludzie mówić
dobrze.
Potem wyrzucił z siebie wiele słów w obcym języku. Trwało to i trwało, aż zmieniło
się w pieśń, a Gullah Joe zaczął tańczyć dookoła, rozpryskując bosymi stopami błoto,
jakie powstało z moczu Duńczyka. Każde chlapnięcie Duńczyk czuł, jakby ktoś kopnął
go w nerki. Zanim Gullah Joe skończył śpiewać i tańczyć, Duńczyk leżał na ziemi
i jęczał, a zamiast moczu sączyła się z niego krew.
Gullah Joe pochylił się nad nim.
 Jak ty się czuć?
 Zwietnie  wyszeptał Duńczyk.  Tyle że jeszcze nie jestem martwy.
 Och, ja nie chcieć ty martwy. Ja zmienić zdanie. Ty być zdrowy. Ty to wypić.
Gullah Joe wręczył mu małą buteleczkę. Ciecz cuchnęła okropnie, ale zawierała
alkohol, co było wystarczającą zachętą. Duńczyk wypiłby wszystko, gdyby Gullah Joe
nie wyrwał mu buteleczki z rąk.
 Ty chcieć wiecznie żyć?  zapytał.  Zużyć cała moja leczniczy towar?
373
Cokolwiek to było, podziałało szybko. Duńczyk poderwał się na nogi.
 Chcę tego więcej!  zażądał.
 Ty nigdy nie pić tego więcej  odparł Gullah Joe.  Ty za bardzo to lubić.
 Daj to mojej kobiecie!  zawołał Duńczyk.  Niech znowu jest zdrowa!
 Ona chora na mózg. To nie robić nic dobrze na mózg.
 W takim razie lepiej zabij mnie znowu, ty oszuście! Dość mam takiego życia,
wszyscy mnie nienawidzą, sam siebie nienawidzę!
 Ja ciebie nie nienawidzić. Ja mieć dla ciebie zadanie.
Od tego dnia Duńczyk pracował dla Gullaha Joe. Swoje zarobki przeznaczał na
utrzymanie siebie i jego, i na realizację planów Gullaha Joe. Pół dnia spędzał w porcie,
zajmując się przywiezionymi niewolnikami: zbierał ich imiona i przynosił je Gullahowi
do domu.
Sam pomysł odbierania imion pochodził od kobiety Duńczyka. Co nie znaczy, że
go wymyśliła. Ale kiedy Duńczyk wynajął skład i sprowadził tam Gullaha Joe i swoją
kobietę, Gullah Joe zapytał ją o imię.
 Nie wiem, panie  odpowiedziała.
374
Dalekie to było od słów, jakie słyszał Duńczyk, zanim jeszcze uczynił ją głupią.
Wtedy powtarzała:
 Pan nigdy nie zna mojego imienia. Możesz mnie nazywać, jak chcesz, ale imienia
ci nigdy nie zdradzę.
Kiedy Gullah Joe zapytał o jej imię Duńczyka, a Duńczyk nie wiedział, zdawało się,
że Gullah Joe najadł się pieprzu, tak zaczął podskakiwać, wyć i krzyczeć.
 Nie powiedzieć swoje imię!  wołał.  Zachować swoja dusza!
 Zachowała swoją nienawiść  wyjaśnił Duńczyk.  Próbowałem ją kochać,
a nawet nie wiem, jak mam ją nazywać, więc mówię  kobieto .
Gullah Joe nie słuchał tej smutnej historii, tylko wziął się do pracy nad czarami.
Kazał Duńczykowi złapać mewę  niełatwa sprawa, ale z Aapiącą Laską Gullaha Joe
jakoś się udało. Wkrótce części mewy zostały upieczone, ugotowane, zmieszane, skle-
jone, splecione albo powiązane w pierzastą pelerynę, którą czarownik zarzucał sobie na
głowę, gdy chciał się zmienić w ptaka.
 Nie naprawdę  tłumaczył Duńczykowi.  Ja dalej człowiek, ale ja latać, a biały
żeglarz widzieć mewa.
375
Wylatywał na spotkanie żaglowców zmierzających do portu w Camelocie. Lądował
w ładowni i mówił ludziom, że zanim wylądują, muszą przygotować swoje sznurki
imion i przekazać je pół-Czarnemu, który przyniesie im wodę.
 Przenieść nienawiść i strach do sznurek  mówił.  Spokojne i zadowolone [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.