[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czerwona satyna. Suknia, która przystoi kurtyzanie, uwodzicielce,
kobiecie niebezpiecznej. Kreacja bez rękawów opinała ciasno jej ciało.
Wydawało się, że szkarłatna czerwień będzie się gryzła z jej kolorem włosów,
tymczasem podkreśliła ich barwę i nadała blasku cerze. Drżącą ręką
nakładała makijaż. Czarne kreski dały efekt przydymionego kociego oka.
Jeszcze tylko parę kropli perfum na wewnętrzne strony dłoni tuż przy
nadgarstkach i za uszami. Była gotowa do wyjścia.
Roześmiała się na widok własnego odbicia w lustrze. Tym razem
wszelkie pieszczoty w samochodzie będą wykluczone, pomyślała. Suknia
była tak opięta, że z trudem mogła w niej usiąść.
W innej epoce jej stylizacja wymagałaby takich akcesoriów jak długa,
czarna papierośnica lub wachlarz z motywem kwiatowym. Gdyby udało się
jej wczuć w rolę dam z przeszłości, które nie zwracały uwagi na społeczne
konwenanse, z pewnością spędziłaby ten wieczór beztrosko i miło.
Przed samym wyjściem wybrała numer telefonu ojca. Odpowiedziało
107
R
L
T
jej to samo nagranie. Była rozgniewana, pełna żalu i podejrzeń. Nie miała
najmniejszych wątpliwości, że on jej unika. Postanowiła, że już wkrótce
wyjaśni, w co usiłował ją wrobić.
Nie chciała, by Gareth na nią czekał. Dwadzieścia minut przed ustaloną
godziną zajrzała do wspólnego saloniku, ale nie było tam Garetha. %7łeby zabić
czas, sięgnęła do lodówki po butelkę wody mineralnej.
 Jestem gotowa  oznajmiła, kiedy ukazał się w progu. Była w pełni
świadoma dwuznaczności swoich słów.
Tym razem widok Garetha w smokingu nie wprawił jej w niemy
zachwyt jak ubiegłego wieczoru. Choć wyglądał równie elegancko, była
przygotowana na taki widok. Pragnęła go chyba tak jak nigdy dotąd, ale nie
dawała nic po sobie poznać. Jeszcze nie teraz.
 Zlicznie wyglądasz, Gracie.
Formalny ton trochę ją rozbawił, ale sprawił też wielką satysfakcję.
Kiedy przechodzili przez foyer, Chandra zmierzyła ją zazdrosnym
wzrokiem. Gracie przywitała ją przesadnie uprzejmie i wzięła Garetha pod
rękę.
Kierowca limuzyny otworzył przed nią drzwi.
Gareth zmierzył ją od stóp do głów zmysłowym wzrokiem.
 Dziw bierze, że jesteś w stanie w tym się w ogóle poruszać.
W odpowiedzi wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Z
wdziękiem wsiadła do samochodu, rozgościła się w miękkim skórzanym
fotelu, zakładając nogę na nogę.
Gareth pożerał ją wzrokiem. Przylegająca ciasno suknia zostawiała
spore pole wyobrazni.
Przez chwilę nie odzywali się do siebie.
 Gdzie jedziemy?  Przerwała ciszę.
108
R
L
T
Rozprostował nogi i splótł ręce na karku.
 Na kolację, a potem potańczyć.
 Poważnie?  spytała z niedowierzaniem.
 Nie udało się wczoraj wieczorem, więc znalazłem hotel z muzyką na
żywo.
 To miłe z twojej strony.
 Ale nie bezinteresowne.
Uniosła pytająco brwi.
 Taniec to nic innego jak społecznie akceptowana gra wstępna,
odbywająca się w miejscu publicznym.
 Zgodziłabym się, gdybym przyjęła zaproszenie człowieka liczącego
się z opinią społeczną.
Uśmiechnął się, a Gracie pogratulowała sobie, że udało się jej wyrwać
go z ponurego nastroju.
Kiedy zatrzymali się przed renomowanym hotelem z
ciemnoczerwonymi markizami, Gareth wysiadł z samochodu i otworzył
przed nią drzwi. Niewinny pocałunek w policzek podziałał na nią niczym
silny afrodyzjak.
Bez słowa poprowadził ją do wnętrza, którego klimat przypominał
Waszyngton z ubiegłego stulecia.
Obsługa witała ich pełnymi szacunku ukłonami. Po chwili siedzieli przy
stoliku naprzeciw buzującego ogniem kominka.
Przy przekąskach i winie uważnie się jej przyglądał.
 Mam okruszki na brodzie?  Nie wytrzymała jego wzroku.
Podparł ręką głowę, nadal nie spuszczając z niej wzroku.
 Zastanawiam się, jak kobieta o niewinnym wyglądzie może
doprowadzić mężczyznę do takiego stanu, i to bez zbytnich starań.
109
R
L
T
 Tak na ciebie działam?  spytała bez ogródek.
Miał na myśli fizyczne pożądanie, podczas gdy ona tęskniła za czymś
więcej. Przynajmniej przyznał się głośno do swojej słabości, pomyślała na
pocieszenie.
 Tak. Bardziej niż sobie wyobrażasz. Zatańczmy.
Gareth starał się pojąć, co czuje do tej szczupłej, upartej kobiety, z którą
kołysał się w takt muzyki. Choć w tej chwili najchętniej zaciągnąłby ją w
jakiś ciemny kąt, powoli docierała do niego porażająca prawda.
Na szpilkach była dość wysoka, żeby położyć mu głowę na ramieniu.
Obejmował ją w tańcu. Cienka, śliska tkanina oddzielała jego dłonie od jej
nagiej skóry. Większość mężczyzn obecnych na sali spoglądała na nią
pożądliwie, a ku niemu kierowali zazdrosne spojrzenia. Nawet ich za to
zbytnio nie winił.
W tym momencie uświadomił sobie, że była jego przeznaczeniem. Nie
chciał dalej żyć sam. Bez znaczenia był powód, dla którego zjawiła się w jego
życiu. Teraz należała do niego ciałem i duszą. Nie wolno mu było jej stracić.
Ignorował obawy, które wcześniej nie pozwalały mu się angażować.
Kiedy byli tak blisko siebie, myślał tylko o tym, żeby ją posiąść. Sprawić,
by nie przejmowała się wypartą z pamięci przeszłością, żeby liczyły się tylko
ich wspólne doznania.
Kiedy orkiestra przestała na chwilę grać, odprowadził ją niechętnie do
stolika. Befsztyk z polędwicy i homary, które wcześniej zamówił dla nich
obojga, wydawały się bez smaku. Obserwował, jak ona je. Drobne białe zęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.