[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kanapy i zaczął chodzić po pokoju. -Skłamałem ci, Roxy - oznaj-
mił. - Wcale nie byłem przekonany, że mam brata. Teraz, gdy stało
się to pewne, czuję się wspaniale. Jak... jak człowiek więziony mie-
siącami w ponurej celi na widok szeroko przed nim rozwartego
okna. - Spencer zbliżył się do biurka, za którym siedziała Roxy.
Nadal jednak nie kwapił się, by zajrzeć do leżących przed nią papie-
rów. - Obawiałem się, że wariuję. %7łe mam halucynacje. %7łe sam
stworzyłem sobie fikcyjny obraz brata, aby wypełnić emocjonalną
lukę, która powstała po śmierci rodziców. Roxy, miałaś rację. By-
łem facetem samotnym. Ale teraz...
- Teraz już nie będziesz samotny, gdy tylko odnajdziemy twego
brata - dokończyła za Spencera.
Rzucił jej dziwne spojrzenie, którego nie rozumiała.
- Mogę obejrzeć? - zapytał wreszcie. Wyciągnął rękę w stronę
akt.
- Jasne. - Roxy przerzuciła kilka stronic. Podsunęła Spencerowi
najbardziej interesujący tekst. - Na twoim oryginalnym świadec-
twie urodzenia, w rubryce dotyczącej liczby równocześnie urodzo-
nych dzieci, wpisano: bliznięta.
Spencer wziął dokument do ręki. Trzymał go tak ostrożnie, jakby
się bał, że pożółkła kartka papieru od razu się rozleci.
- Sherry McCormick - przeczytał na głos.
58
S
R
Roxy podniosła głowę.
- Co takiego?
- Tak nazywała się moja naturalna matka - wyjaśnił. -A ojcem
był James McCormick. Stanowili małżeństwo.
Roxy wstała, obeszła biurko i zatrzymała się za plecami Spence-
ra. Przez ramię zajrzała mu do akt.
- Aha.
- A mnie nazwali Stephenem Jamesem.
Roxy zamilkła. Zagryzła wargi. Dopiero teraz pojęła, że za sprawą
Spencera kryło się dużo więcej niż tylko odnalezienie brata. Nie
przyszło jej na myśl, że interesują go też rodzice. Chciał dowie-
dzieć się czegoś o nich i o sobie. Nic w tym dziwnego, uznała.
Każdy by chciał, znalazłszy się w podobnej sytuacji.
Własnych rodziców pamiętała niewiele, lecz ciągle, przez
wszystkie lata zastanawiała się, jacy byli. Wszelkie informacje, ja-
kie na ich temat uzyskiwała od krewnych, sprowadzały się do
stwierdzeń, że byli narwani, niedojrzali i nadzwyczaj nieodpowie-
dzialni. O swoich rodzicach wolała myśleć jako o przedstawicie-
lach cyganerii. Nie miało to jednak wpływu na fakt, kim sama się
stała.
- Stephen James McCormick - powtórzył Spencer. - Czyli po
prostu Steve McCormick. - Spojrzał na Roxy. - Jakiego człowieka
byś sobie wyobraziła, usłyszawszy imię i nazwisko  Steve McCor-
mick"?
Zastanawiała się przez dłuższą chwilę.
- Sądzę, że... że Steve McCormick to facet na średnimkierowni-
czym stanowisku. Pracujący, powiedzmy, w fabryce samochodów.
Ma żonę o imieniu Susan, a może Carol. W tym roku obchodzili
dziesiątą rocznicę ślubu. - Roxy zrobiła dłuższą przerwę. - Steve i
jego żona mają troje dzieci. Dwóch synów i córkę. Steve jest trene-
rem w małej lidze.
59
S
R
Zajmuje się małymi chłopcami. Rodzice posyłają córkę na lekcje
tańca, a wszystkie dzieci na letnie kolonie. Od czasu do czasu
Steve łyka pigułki przeciw nadkwasocie. Lubi oglądać mecze w te-
lewizji, ciągle postanawia, że wreszcie zacznie na serio uprawiać
jogging. Najbardziej smakują mu kanapki z gorącym rostbefem, a
także makaron i sery. Spencer rzucił okiem na akt urodzenia.
- Jak sądzisz, czy Steve byłby człowiekiem szczęśliwym? - zapy-
tał.
Roxy skinęła głową.
- Tak - uznała. - Z pewnością.
Uśmiech, jaki pojawił się na twarzy jej rozmówcy, był nieco
smutny.
- Też tak sądzę - potwierdził.
Roxy nie była pewna, do czego zmierza Spencer, lecz nie miała
ochoty przerywać rozmowy.
- Myślisz, że podobałoby ći się życie w skórze Steve'a McCor-
micka?
Spencer otworzył usta, lecz szybko je zamknął. Zamilkł. Wyda-
wał się zagubiony i zmieszany.
- Gdybym był Steve'em, to Spencer by nie istniał - odparł po
dłuższej chwili.
- Fakt - przyznała Roxy.
- Nie poznałbym swych przybranych rodziców. Jak wiesz, kocha-
łem ich bardzo.
- Fakt.
- Nie poznałbym wielu innych ludzi.
- Fakt.
- Byłbym zupełnie innym człowiekiem.
- To całkiem możliwe.
Spencer westchnął. Znów spojrzał na trzymaną w ręku kartkę
papieru.
60
S
R
- Nic tu nie napisano o moim blizniaku - stwierdził z żalem w
głosie.
- To twój akt urodzenia, a nie twego brata - wyjaśniła Roxy. -
Jego adopcję pewnie załatwiano odrębnie, lecz prawdopodobnie
przez tę samą agencję. Najpierw musimy się dowiedzieć, jak teraz
się nazywa.
- W jaki sposób go odnajdziemy? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.