[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dlaczego nazywasz Mitcha  Gusem"?
- Najpierw nazywałem go  Marudny Gus", ponieważ był
92 Kristi Gold
marudą już jako mały chłopak. Właściwie to był cholernie
marudny już od dnia urodzin. Oczywiście potrafiłem go
rozśmieszyć, pokazując mu swoje zęby. To było wtedy, jak
koń kopnął mnie w usta i mocno poranił.
- Wyobrażam sobie - powiedziała Tori.
WiedziaÅ‚a teraz, dlaczego Mitch byÅ‚ tak bardzo przy­
wiÄ…zany do dziadka. Buck byÅ‚ solÄ… tej ziemi, byÅ‚ tak szcze­
ry jak złoto. I oczywiście jego wnuk przyswajał sobie
wszystkie jego cechy. Przypuszczalnie to dziadek chronił
go przed pokusami dużego miasta. To pewnie dlatego Ma­
ry Alice nazwała go prymitywnym kowbojem. Nawet jeśli
było w tym nieco prawdy, to wygląd i osobowość Mitcha
hipnotyzowaÅ‚a. PrzyciÄ…gaÅ‚ wzrok, kiedy jezdziÅ‚ wokół za­
grody, chwytaÅ‚ sznur w obie rÄ™ce i prowadziÅ‚ konia, kie­
rujÄ…c nim mocnymi nogami.
Tori zafascynowana Mitchem dopiero po chwili zareje­
strowała, że Buck coś do niej powiedział.
- Słucham? - spytała, odrywając wzrok od Mitcha.
- Powiedziałem, że jest dobrym człowiekiem.
- Jestem tego pewna.
- Wszystko, czego potrzebuje, to dobrej kobiety.
Tori widziaÅ‚a teraz, jak Mitch bez żadnego wysiÅ‚ku go­
ni za cielętami.
- Jestem pewna, że taką znajdzie.
- Zaczynam siÄ™ zastanawiać, dlaczego zmarnowaÅ‚ dzie­
więć lat na nieodpowiednią kobietę.
- Nie byłeś rozczarowany, kiedy skończyli ze sobą?
- Ech. Ona była zbyt afektowana. Gus potrzebuje kogoś,
Wywiad z buntownikiem 93
kto bÄ™dzie go rozumiaÅ‚. Ale tu nie ma zbyt wielu dziew­
czÄ…t. Nie ma wyboru.
Tori znowu spojrzała na Mitcha.
- Tak, to prawda. To małe miasteczko.
Buck przyglądał się jej parę chwil.
- Jak długo zamierzasz tu zostać? - spytał.
- Do niedzieli.
- Nie mogłabyś zostać dłużej?
Tori rzuciła mu krótkie spojrzenie.
- Mam pracÄ™ i mieszkanie w Dallas.
- Masz przyjaciela?
Tori odwróciła się twarzą do niego.
- Wiesz co, Buck, jesteś dla mnie za młody.
Jego uśmiech był bardzo podobny do uśmiechu jego
wnuka.
- W porzÄ…dku, ale ty nie jesteÅ› za stara dla Gusa. On
powinien mieć taką kobietę jak ty.
- Nawet mnie nie znasz.
- Znam ciÄ™ dobrze, Tori. JesteÅ› taka jak on. JesteÅ› by­
stra i nie poddałaś się mimo tego, że ludzie nie byli zbyt
mili dla ciebie.
- Dlaczego uważasz, że tak było?
- Pamiętam twoją mamę i to, że nigdy nie wyszła za
mąż. Słyszałem nieraz, co mówili ludzie, ale ja nigdy nie
sÄ…dzÄ™ innych.
Tori spuściła oczy i wpatrzyła się w trawę, na której
stała.
- Ale to nie był dla mnie zły czas. Mam z tego okresu
Kristi Gold
94
kilka dobrych wspomnień. Zresztą wyprowadziłam się
i nie mam zamiaru powracać tu znowu na stałe.
- To miasto nie jest straszne tak długo, jak długo masz
kogoś, na kim możesz się oprzeć w ciężkich chwilach.
Rozmowa zaczęła przybierać zbyt osobiste akcen­
ty, więc Tori postanowiła uwolnić się od Bucka i jego
prób wyswatania jej z Mitchem. Dotknęła jego ramienia
i uśmiechnęła się.
- Muszę się teraz wziąć za swoją pracę. Zobaczymy się
pózniej.
- Możesz pójść ze mną do miasta, jeśli mój wnuk nie
zechce cię wziąć ze sobą.
- Do miasta?
- Na festiwal dożynkowy. PamiÄ™tasz go jeszcze? Odby­
wa się zawsze w końcu pazdziernika.
Tori znowu powróciła myślami do swojej przeszłości.
Prawdopodobnie dwadzieÅ›cia osiem lat temu zostaÅ‚a po­
czÄ™ta podczas takiej imprezy, a jej ojcem byÅ‚ zapewne wÄ™­
drowny,  rodeowy" włóczęga.
- Pamiętam, ale nie sądzę, żebym chciała tam pójść.
- Musisz iść. Tylko tam zjesz najlepszego w całym stanie
pieczonego barana i wypijesz najlepsze piwo. I naprawdÄ™ nie
wciskam kitu.
- Spodziewasz siÄ™, że w to uwierzÄ™? - Tori rozeÅ›mia­
Å‚a siÄ™.
- Ale musisz uwierzyć w jednÄ… rzecz. - PrzymknÄ…Å‚ jed­
no oko i wskazał w kierunku zagrody. - Tamten chłopak
będzie miał ci za złe, jeśli nie pójdziesz.
Wywiad z buntownikiem 95
Tori nic nie odpowiedziaÅ‚a, tylko pozdrowiÅ‚a go przy­
jacielsko i odmaszerowała w kierunku Mitcha Warnera.
Mitch zsiadł z konia i przywiązał go w boksie. Kiedy się
odwrócił, zobaczył Tori opartą o przegrodę. Włosy miała
zwiÄ…zane w koÅ„ski ogon. Ubrana byÅ‚a w bluzÄ™ i zbyt sze­
rokie spodnie.
- Hej - powiedziała, unosząc dłoń do góry. - Masz dla
mnie chwilÄ™ czasu?
Do diabÅ‚a, mógÅ‚ poÅ›wiÄ™cić jej caÅ‚e godziny, jeÅ›liby tyl­
ko chciała, a nie kilka minut. Czuł, że i ona go pragnie.
WidziaÅ‚ to w jej ciemnych oczach i czuÅ‚ w swoich koÅ›­
ciach. Ciepło, jakie wytwarzało się miedzy nimi, było tak
gwałtowne, że mogłoby roztopić stal.
- Oczywiście. Możemy pójść do mojego biura.
Tori poszła za nim, utrzymując odpowiedni dystans,
nawet wtedy, kiedy zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi. Nie zauważy­
Å‚a, że zamknÄ…Å‚ je na klucz. Przez caÅ‚Ä… noc cierpiaÅ‚ z tÄ™sk­
noty za nią. Ból jeszcze nie ustąpił i wiedział, że będzie tak
trwać, dopóki nie dojdzie do speÅ‚nienia. Tym razem wol­
no, precyzyjnie, aż ją przekona, że ich wzajemne potrzeby
sÄ… naturalnÄ… rzeczÄ….
Mitch przysiadł na biurku i spojrzał na Tori.
- Dobrze spałaś? - spytał, zdając sobie sprawę, że było
to jedno z najbardziej niewinnych pytań, jakie mógł jej
zadać w tym momencie.
- Oczywiście. Powinieneś obudzić mnie wcześniej.
Kristi Gold
96
- Uważałem, że potrzebujesz wypoczynku, a poza tym
nie chciałem się do ciebie włamywać.
- Co robiłeś dzisiaj? - spytała, wskazując na włączony
komputer.
- DodawaÅ‚em do stada kilka nowych cielÄ…t. One wszyst­
kie majÄ… numery.
- Powinny mieć imiona - powiedziała Tori. - Nadanie
imion zamiast numerów byłoby wielkim wyzwaniem.
Dla niego zaÅ› wyzwaniem byÅ‚y jej wilgotne usta. Zcis­
nął mocno biurko, żeby utrzymać ręce przy sobie.
- Co chcesz jeszcze wiedzieć o moim biznesie?
Jej wzrok przesunÄ…Å‚ siÄ™ po dyplomach wiszÄ…cych na
ścianie.
- Zaraz coś wymyślę, ale najpierw chcę cię przeprosić
za wczorajszÄ… noc.
- Tori, kiedy zamierzasz zaprzestać tej walki ze mną?
Skoncentrowała na nim spojrzenie swych ciemnych
oczu.
- To się już nigdy nie powtórzy.
- Przestańmy się wreszcie przepraszać i przyjmijmy do
wiadomoÅ›ci, że to, co jest miÄ™dzy nami, jest od nas sil­
niejsze.
- Nie, Mitch. JesteÅ›my na tyle doroÅ›li, żeby siÄ™ kontro­
lować.
- To nie jest ważne, ile siÄ™ ma lat. Ważne, że pragnie­
my siebie.
- To tylko twoje założenie.
- Założenie czy może prawda?
Wywiad z buntownikiem
97
- Założenie.
Mitch zeskoczył z biurka i zbliżył się do niej.
- Nie czujesz ani trochÄ™ tego gorÄ…ca i niepokoju, kiedy
jesteśmy obok siebie? Kiedy wiesz, że możemy się kochać
i nikt by o tym nie wiedział?
- Nie. - Odwróciła się od niego i podeszła do okna, ale
Mitch zdążył dostrzec w jej oczach pożądanie.
OpasaÅ‚ jÄ… w talii. Nie broniÅ‚a siÄ™, ale czuÅ‚, że jest na­
pięta.
- Nie wierzę ci, Tori. Czuję, że ogarniają cię płomienie,
podobnie jak mnie.
- MuszÄ™ teraz iść do Stelli i przynieść aparat fotograficz­
ny - powiedziała, nie ruszając się z miejsca.
Mitch podniósÅ‚ do góry jej bluzÄ™ i poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce na na­
gim brzuchu.
Oddech Tori przyspieszył się.
- Mitch, nie możemy - wyszeptała odwracając głowę
i opierajÄ…c jÄ… na jego ramieniu.
- Jesteś gorąca, Tori - mówił.
Nagle ktoś zapukał do drzwi i Tori gwałtownie się
szarpnęła.
- Hej, Mitch, jesteś tam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • WÄ…tki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.