[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustalony adres. - Cholera - mruknął, zatrzymując samochód przed domem państwa Dooley. Był to duży budynek w łososiowym kolorze z biały mi okiennicami, otoczony niewielkim ogrodem. Wąski podjazd był pusty, a drzwi do garażu zamknięte. Noah nie dostrzegł najmniejszego śladu życia ani na zewnątrz, ani wewnątrz domu. Wrócił do swojego mustanga. Osunął się na wygodne oparcie fotela i czekał. Miał jeszcze osiem minut do rozpoczęcia akcji. Nie mógł się nadziwić, jak to się stało, że znalazł się w takiej dziwacznej, a równocześ nie niebezpiecznej sytuacji. Na szczęście Sabrina nie wspomniała więcej o mał żeństwie, pocieszył się. Chyba dlatego, że teraz martwi się o swojego kota. Ale jak go już znajdzie, to pewnie całą uwagę znów skupi na mnie. Będzie lepiej, jeśli obmyślę sobie jakiś plan awaryjny, postanowił. Z rozmyślań wyrwał go dzwięk klaksonu. Spojrzał w lusterko i zobaczył czarną półciężarówkę. Na widok siedzącej za kierownicą kobiety skulił się. Do boju. Czas rzucić Niebezpieczną Doris na kolana, dodał sobie odwagi. Sabrina zdjęła pantofle, a następnie, trzymając je w ręku, wspięła się na ogrodzenie oddzielające ogródek państwa Dooley od posesji sąsiadów. Zeskoczyła na drugą stronę i podeszła do szklanych przesuwanych drzwi. Rolety zasłaniały wnętrze domu. Dziewczyna przystawiła ucho do zimnej szyby i nasłuchiwała. W środku panowała martwa cisza. Może Doris faktycznie jest w pracy, a może śpi? A jeśli w piwnicznym laboratorium męża przyrządza sobie jakiś zmieniający osobowość koktajl, rozważała ponuro. Był tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Należało włamać się do domu. Sabrina wyjęła z kieszeni spinacz do papieru i wyprostowała go. Następnie wsadziła go do dziurki od klucza. Chwilę nim podłubała i drzwi ustąpiły. W duchu podziękowała swemu ojcu, który na uczył ją tej sztuczki. Nasłuchiwała przez moment, a na stępnie rozsunęła rolety i znalazła się w kuchni. Choć lata świetności tego pomieszczenia dawno już minęły, było małe i przytulne, utrzymane w stylu lat siedemdziesiątych. Na szczęście Sabrina nie zastała w nim nikogo. Stąpając na palcach, skierowała się ku półotwartym drzwiom prowadzącym do salonu. Pano wał w nim półmrok. Tu także nie było żywej duszy. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Mogła dokładnie prze szukać cały dom. Ale musiała się bardzo spieszyć. Nie wyjdę stąd, póki nie znajdę Zlicznotki, postanowiła. Noah przybrał promienny wyraz twarzy i wychylił się przez okno samochodu w stronę przechodzącej obok Doris Dooley. Chód kobiety był ciężki. Sunęła przed siebie jak czołg, wydawało się, że jest zdolna zmiażdżyć wszyst ko, co stanie jej na drodze. - Zastawił mi pan podjazd - oświadczyła. - Niech pan przestawi samochód, i to zaraz - dodała i nie cze kając na odpowiedz, odwróciła się na pięcie. - Nie ma sprawy - odparł, cofając swego mustanga. Doris Dooley była zdecydowanie brzydka. Popiela- toblond włosy z trudem łagodziły ostre rysy jej twarzy ozdobionej groteskowym makijażem. Bardzo niebie skie cienie i gruba warstwa tuszu otaczały szare oczy, a skórę pokrywała pokazna warstwa fluidu. Doris miała na sobie uniform w kolorze khaki, skła dający się z bezkształtnej bluzy i luznych spodni. Jak na kobietę była dość wysoka. Noah najchętniej uciekłby z tego miejsca, ale to nie wchodziło w rachubę. Zaparkował więc samochód przy ulicy i wyłączył silnik. Wysiadł i wrócił pod dom pań stwa Dooley. Doris zdążyła już odstawić swoją półciężarówkę do garażu i właśnie energicznie otwierała frontowe drzwi, mamrocząc coś pod nosem. - Czy pani Dooley? - zapytał Noah uprzejmie. - Nie interesują mnie pana usługi - burknęła. - Pani mąż zaprosił mnie na dzisiaj. - Niles? Widział go pan? Noah chrząknął, próbując przełamać strach. - Nie, ale kilka tygodni temu rozmawiałem z nim przez telefon. Jestem z firmy ubezpieczeniowej Pinna- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |