[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozważyłam całą tę sprawę, najbardziej uderzyło mnie to, że nikt nie mówił o małżeństwie prócz ciebie. Zapewniałeś, że Lorenzo dąży do ślubu, ale widziałam jego minę. Był nie tyle zażenowany, co zaskoczony. - Wspominał, że jeśli miałby się żenić, to z kimś takim jak ty... - odruchowo odparł Renato. - Jeśli? O to jeśli właśnie chodzi. Skrzywdziłeś nie tylko mnie, ale również Lorenza. Zmusiłeś go do czegoś, na co nie był gotów i teraz cała wina spadła na niego. - Mógł mi się sprzeciwić - zniecierpliwił się Renato. - Wreszcie to zrobił, tylko wybrał najgorszy moment. Twój brat musiał być naprawdę zdesperowany. A moje życie legło w gruzach. - Gdy Renato milczał, Heather dodała: - Uważam, że powinieneś nakłonić go, żeby wrócił i zobaczył się z matką. Powiedz mu, że nie będę robiła mu wyrzutów, bo nie jego winię. - Nie winisz go? Po tym, co ci zrobił? - Co ty mi zrobiłeś! Lorenzo próbował otwarcie powiedzieć mi o swoich wątpliwościach, lecz go powstrzymałeś. Gdybyśmy mogli szczerze porozmawiać, zwolniłabym go z danego mi słowa, a tak doprowadziłeś do tego, że publicznie zostałam po- niżona. To nie jego wina, tylko twoja, więc powiedz mu, żeby się nie martwił. - W innych okolicznościach - odparł po chwili - powiedziałbym ci, jak bardzo podziwiam cię za godność i wspaniałomyślność, lecz wiem, że teraz tylko bym cię tym rozdrażnił. - W tym akurat masz rację - rzekła ostro. - A teraz bądz tak uprzejmy i zadzwoń. Dzień spędziła w szpitalu. Baptista przeważnie spała, jednak gdy się budziła, obok niej była Heather, która uśmiechała się pokrzepiająco. Wyszła, kiedy zjawił się Renato, lecz zdążyła usłyszeć jego szept: - Lorenzo będzie wieczorem w domu, mamma. Zamykając drzwi, czuła na sobie ich spojrzenia. Postanowiła napić się kawy, lecz nim skończyła, dołączył do niej Renato. - Miałaś rację - powiedział. - To ją podniosło na duchu. Mam nadzieję, że jakoś zniesiesz przyjazd Lorenza. - Wcale mnie to nie wzrusza - zapewniła go. - Chciałbym ci wierzyć. - Czy to ważne? Liczy się tylko twoja matka. - Ty też. Wkrótce musimy porozmawiać o... - Raczej nie. - Chyba nie zamierzasz zostawić tego wszystkiego. - Kiedy mama poczuje się lepiej, zwrócę jej Bella Rosaria, a potem wracam do Anglii. - Nie o to mi chodziło. Są inne sprawy, które... - Nie, Renato, nic już nie ma. Teraz do niej wrócę. Pod wieczór Baptista ożywiła się. - Niebawem przyjdzie - zapewniła ją Heather. - Moja droga, czy na jego widok nie pęknie ci serce? - Serca tak łatwo nie pękają. - Uśmiechnęła się z wysiłkiem. - Ostatnio miałam wrażenie, że tak. - Coś ci powiem - rzekła szybko Heather. - Nie tracę tylko Lorenza, tracę wszystko. W Bella Rosaria wydawało mi się, że przybyłam we właściwe miejsce i że los dał mi właściwego mężczyznę. - Zaśmiała się ironicznie. - Oto przykład, jak można się mylić. - Chyba się nie pomyliłaś - odparła Baptista. - Na pewno. yle odczytałam wszystkie sygnały, nawet moje własne. Zachowałam się wbrew sobie. Kiedyś złamałoby mi to serce, lecz dziś pragnę jedynie zrobić coś, co udowodniłoby ludziom, że mnie to nie wzrusza. - Bardzo sycylijska reakcja, moja droga. A to odczucie, że znalazłaś się na właściwym miejscu, było prawdziwe. To nie jest jednak zasługą Lorenza, tylko Sycylia powiedziała ci, że jesteś w domu. - To urocza teoria, ale... - Wierz mi, to nie tylko mrzonki starej kobiety. Zastanów się. Zapomnij o Lorenzo, pomyśl o ziemi. Widziałam cię, jak patrzyłaś na nią, gdy sądziłaś, że nikt cię nie widzi. Pomyśl o poranku, gdy podnoszą się mgły, o południu, gdy cienie są ostre i wyrazne... - Albo o wczesnym zmierzchu, gdy światło staje się tak przedziwnie złote - mruknęła Heather, jakby do siebie. - I o języku, który tak łatwo sobie przyswoiłaś - przypomniała jej Baptista. - Wszystko przychodzi ci bez trudu, nawet upał znosisz wspaniale. To prawda, pomyślała Heather. Rozkwitła w słońcu, odkrywając w sobie emocje, które odmieniły jej świat. Ale to już przeszłość. Szok, którego doznała w katedrze, wybił jej z głowy wszystkie uczucia, więc mogła działać logicznie. Przy odrobinie szczęścia dotrwa w tym stanie do powrotu do Anglii i znów będzie sobą. To, co tu wycierpiała, zachowa wyłącznie dla siebie. - Jestem Angielką, mamma. Tam jest moje miejsce. - Nie - upierała się Baptista - twoje miejsce jest tutaj. Zostaniesz. Heather wstrząsnęło nagłe podejrzenie. - O nie! Jeśli domyślam się, o co ci chodzi, to na pewno nie wyjdę za Lorenza. - Oczywiście, że nie. - Urwała, gdy otworzyły się drzwi. Rozległ się radosny okrzyk Baptisty i Lorenzo padł jej w objęcia. Heather chciała wyjść niepostrzeżenie, lecz Lorenzo spostrzegł ją i zaczerwienił się. - Zostawiam was samych - powiedziała, pocałowała Baptistę i wybiegła. Wszystko rozegrało się tak szybko, że nie zdążyła niczego poczuć, lecz gdy szła korytarzem, oblała ją fala emocji. Wiedziała, że z tego małżeństwa i tak nic by nie wyszło, lecz widok Lorenza sprawił jej ból. Oparła się o ścianę, przyciskając rękę do ust. - Heather! - zawołał Renato. - Przyjechał twój brat - powiedziała z trudem. - Zostawiłam ich samych. - Nic ci nie jest? - A niby co miałoby mi dolegać? Wracam do domu. To była kiepska noc do rozważań o miodowym miesiącu. Księżyc w pełni rozświetlał morze, zalewając wszystko srebrnym blaskiem. Wrażliwa kobieta powinna iść spać, a nie przesiadywać na tarasie i zastanawiać się, jak cudownie byłoby teraz żeglować wraz z mężem po morzu. A ponieważ Heather była wrażliwa, ciężko to znosiła. Nagle ujrzała zbliżającego się Lorenza. Spodziewała się, że odczuje ból na jego widok, lecz nic nie mogło zmienić faktu, że to właśnie w nim się zakochała, bo uśmiechem rozjaśniał jej życie. - Przyszedłem prosić o wybaczenie i wysłuchać tego, co masz mi do powiedzenia - odezwał się niepewnie. Uniosła głowę, chcąc przyjąć wyzwanie z godnością. Zdołała nawet przybrać pogodną minę. - Czego oczekujesz? - spytała. - Pompatycznej tyrady? Aez i wymówek typu: Jak mogłeś mi to zrobić? . Co się stało, to się nie odstanie. Nie mam siły na dramatyczne sceny. - Ale musisz być na mnie zła. - Muszę? Cóż, jestem zła. Powinieneś mi wcześniej powiedzieć prawdę. - Miałem zamiar zrobić to po powrocie ze Sztokholmu, ale Renato powiedział... - Dość tego. Im mniej powiesz o Renato, tym lepiej. - Westchnęła. - Zranił nas oboje, a jedyną dobrą rzeczą wynikłą z tego zamieszania jest to, że nie będę miała go w rodzinie. - Roześmiała się ironicznie. - Tego wieczoru, kiedy go poznałam, powiedziałam mu, że przez niego nie wyjdę za ciebie i powinnam była tego się trzymać. Cóż, mój błąd. Nie ma co dramatyzować. - Jesteś taka silna i dzielna! - rzekł. - Zawstydzasz mnie. Heather zerknęła na niego z lekkim rozbawieniem w oczach. - Myślałeś, że postradam zmysły, bo uciekłeś? Nie pochlebiaj sobie. Nie dorosłeś do małżeństwa, a ja nie zamierzam marnować dla ciebie łez. - Naprawdę nic cię już nie obchodzę? - Na szczęście dla nas obojga, już nie. - Ale przecież w noc przedślubną rzuciłaś mi się w ramiona, powtarzając, jak bardzo mnie kochasz... - Było, minęło - ucięła. - Wierz mi, naprawdę nie chciałbyś, bym zawodziła i krzyczała, że złamałeś mi serce. Nie czułbyś się zbyt dobrze. - Tak, tak, masz rację - odparł szybko, a potem uśmiechnął się jak zwykle uroczo. - Czy nie mogłabyś połechtać mojej próżności, będąc choć trochę smutna? - spytał przewrotnie. - Ani mi się śni. Skończyłam z tobą. Odwrócił się, by odejść, lecz zawahał się. - Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, gdyby nie wypadek Renata i jego presja, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |