[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przychodzili zaraz po piłowaniu i rąbaniu drzew, pomiędzy nimi wielu służalców,
którzy pózniej go opuścili. Tak w każdym razie bywało przez tygodnie i miesiące.
Jako że do mnie należało sporządzanie kreskowanych spisów, mogę zapewnić, iż
już po roku spędzonym pod holenderską opieką w Amerongen Jego Cesarska Mość
miał na swoim koncie tysiące ściętych drzew. Gdy potem w Doorn padło
dwunastotysięczne, zostało przepiłowane na płaty, a te, sygnowane każdorazowo
dużym W, zyskały sobie popularność jako upominki dla gości. Nie, ja nie dostąpiłem
łaski takiego zaszczytnego daru.
Ależ z pewnością! Dwanaście i więcej tysięcy drzew. Zachowałem kreskowane
spisy. No, na pózniej, kiedy powróci cesarstwo i Niemcy nareszcie się zbudzą. A że
obecnie w Rzeszy coś niecoś się rusza, wolno bądz co bądz mieć nadzieję. Bo
dlatego, tylko dlatego J.C.M. nie ustawał w wysiłkach. Gdy niedawno naród w
głosowaniu odrzucił projekt wywłaszczenia książąt i nam, zajętym układaniem
drewna w sagi, doręczono depeszę ze zwięzłym, ale przecież radosnym rezultatem,
były nawet powody do większej nadziei. W każdym razie Jego Cesarska Mość
oświadczył spontanicznie:  Jeśli naród niemiecki mnie wezwie, to z miejsca jestem
gotów!
Już w marcu, kiedy przyjechał w gościnę Sven Hedin, sławny podróżnik i badacz,
obecny na porannym ścinaniu drzew, jak najgoręcej zachęcał cesarza:  Kto jedynie
prawą ręką powala jedno drzewo za drugim, ten potrafi także w Niemczech
przywrócić porządek . Potem opowiadał o swych podróżach po wschodnim
Turkiestanie, do Tybetu i przez pustynię Gobi. Nazajutrz rano J.C.M. między kolejno
ścinanymi drzewami kilkakrotnie zapewniał Szweda, że bardzo nienawidził wojny i na
pewno jej nie chciał. Mogę to zaświadczyć. Zwłaszcza przy porannym wyrębie raz po
raz zaklinał się uroczyście:  Byłem jeszcze w letniej podróży do Norwegii, kiedy już
Francuzi i Rosjanie z bronią u nogi& Byłem z gruntu przeciwny wojnie& Zawsze
chciałem uchodzić za księcia pokoju& Ale skoro musiało tak być& Także nasza flota
była rozproszona& Natomiast angielska pod Spithead& Tak jest, skoncentrowana w
pełnej gotowości& Musiałem działać& 
Potem z kolei J.C.M. najczęściej przechodził do bitwy nad Marną Przeklinał
generałów, szczególnie gwałtownie Falkenhayna. W ogóle przy rąbaniu drew lubił
sobie ulżyć. Każde uderzenie  zawsze zadawane prawą, zdrową ręką  było celne.
Zwłaszcza jeśli chodziło o listopad osiemnastego. Najsamprzód dostawali za swoje
Austriacy ze swym wiarołomnym cesarzem Karolem, potem obrywało się
dekownikom na tyłach, początkom niesubordynacji i czerwonym flagom w pociągach
wiozących urlopowiczów z frontu. Między poszczególnymi uderzeniami oskarżał
także rząd, a najbardziej księcia Maksa:  Ten kanclerz rewolucji! , następnie J.C.M.
 sterta drew tymczasem rosła  poruszał sprawę wymuszonej abdykacji.  Nie! 
wołał.  To swoi mnie zmusili, a dopiero potem czerwoni& Ten Scheidemann& Nie ja
opuściłem armię, to armia opuściła mnie& Nie było już powrotu do Berlina&
Wszystkie mosty na Renie pod kontrolą& Powinienem był zaryzykować wojnę
domową& Albo wpadłbym w ręce wroga& Spotkałby mnie haniebny koniec& Albo
sam bym sobie wpakował kulę& Pozostawało tylko przekroczyć granicę&
Tak upływa nam każdy dzień, mój panie. Jego Cesarska Mość wydaje się
niezmordowany. Lecz ostatnio rąbie drwa w milczeniu. A ja nie mam już obowiązku
sporządzania kreskowanych spisów. Ale na porębach wokół Doorn rok po roku
rosną szkółki leśne, młody drzewostan, który J.C.M. w odpowiednim czasie będzie
chciał wyciąć.
1927
Spodziewając się mnie moja mama była w błogosławionym stanie do połowy złotego
pazdziernika, ale ściśle biorąc złoty był tylko rok moich narodzin, podczas gdy
pozostałe lata dwudzieste przed nimi i po nich co najwyżej iskrzyły się albo usiłowały
kolorowo zakrzyczeć dzień powszedni. A co nadało blask mojemu rokowi? Może
marka rentowa, bo się ustabilizowała? Albo  Bycie i czas , książka, która wniosła na
rynek pompatyczną podniosłość słów, po czym każdy gazetowy autorzyna zaczynał
w swoim kąciku heideggerować?
Nie da się ukryć: po wojnie, głodzie i inflacji, o których przypominali kalecy na
każdym rogu i powszechnie zbiedniały stan średni, można było fetować życie jako
 rzucenie albo przy szampanie lub wciąż jeszcze szklaneczce martini roztrząsać
jako  bycie ku śmierci . Ale te pompatyczne słowa, rozdmuchane na miarę
egzystencjalnego finału, z pewnością nie były złote. To raczej głos tenora Richarda
Taubera był ze złota. I moja mama, która uwielbiała go na odległość, skoro tylko w
bawialni rozbrzmiewał gramofon, po moich narodzinach i potem przez całe życie  a
nie dożyła starości  podśpiewywała melodie z oklaskiwanego wówczas na
wszystkich operetkowych scenach  Carewicza :  Stoi żołnierz nad Wołgi
brzegiem&  albo  Czyś tam daleko o mnie zapomniał&  , albo  Sam ja, znowu
sam&  , aż po gorzko-słodki koniec:  W złotej siedzę klatce& 
Wszystko to jednak było tylko pozłotą. Prawdziwie złote były girlsy, jedynie girlsy.
Nawet u nas w Gdańsku występowały gościnnie w swoich błyskotkach, nie od razu w
Teatrze Miejskim, ale w sopockim kasynie. Lecz Maks Kauer, który ze swym medium
Susi odnosił w Varietes spore sukcesy jako jasnowidz i iluzjonista, tak że za sprawą
nalepek hotelowych na swych walizkach mógł dokonać przeglądu europejskich
stolic, i którego pózniej, ponieważ był przyjacielem ze szkolnej ławy brata taty
Friedela, nazywałem wujem Maksem, tylko machał lekceważąco ręką, gdy była mowa
o  bawiących przejazdem girlsach :  Kiepskie naśladownictwo!
Kiedy mama była jeszcze w ciąży, zawołał podobno:  Musicie któregoś razu
koniecznie wpaść do Berlina. Tam zawsze coś się dzieje!  i długimi palcami magika
odtwarzał kształty girls z zespołu Tillera, to znaczy ich nie kończące się nogi, a przy
tym udawał Chaplina. Umiał opowiadać o  kończynach girlasek. Twierdził, że są
 wyćwiczone na sto dwa . Potem mówił o  rytmicznej akuratności i  wielkich
chwilach w Pałacu Admiralskim . Padały też, w związku z towarzyszącym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.