[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tymczasem Harry namówił panią Willow, żeby posiedziała z nim w salonie i napiła się sherry. - Proszę mi wybaczyć - powiedziała Nan, gdy lord Ravensden rzucił się na jadło z niezwykłym apetytem. - Powinnam była poczęstować pana winem i czymś do jedzenia, ale tak zdumiało mnie głupie zachowanie Oliwii, że zupełnie wyleciało mi to z głowy. - Proszę nie czuć się winną - odparł Harry. - To ja powinienem był zatrzymać się na śniadanie w zajezdzie, ale chciałem jak najszybciej dotrzeć do celu. Cały problem zasadza się na przykrym nieporozumieniu. - Byłam pewna, że tak jest. - Nan uśmiechnęła się do niego. - Przypuszczam, że całe zło jest dziełem złośliwego języka. - Niejednego - przyznał Harry. - Naturalnie wina leży po mojej stronie. Gdybym był w Londynie wtedy, kiedy zaczynały krążyć plotki, na pewno sprawa nie nabrałaby takiego rozgłosu. - Wiedziałam, że Oliwia musiała fałszywie ocenić sytuację. - Nan spojrzała na niego aprobująco. Jej zdaniem lord Ravensden był ujmującym człowiekiem, a jego rychły przyjazd z przeprosinami stawiał go w jak najlepszym świetle. Oliwia wykazałaby całkowity brak rozsądku, gdyby odrzuciła propozycję pojednania. - Jestem pewna, że po rozmowie z panem moja bratanica nabierze rozumu... - urwała, bo z sieni dobiegły ją głosy obu sióstr. - Przepraszam, muszę wracać do swoich obowiązków. Wstała i opuściła pokój, minąwszy na progu zbliżające się z przeciwka Beatrice i Oliwię. Harry natychmiast zerwał się z krzesła. Oliwia była blada i wydawała się zdenerwowana. Bardzo dobrze wiedział, że ma swój udział w tym stanie rzeczy. Co za drań z tego Burtona, że tak ją potraktował! - Proszę mi wybaczyć, panno Oliwio - rozpoczął bez ociągania. - Zaskoczyłem panią swoim nagłym przyjazdem, ale zaraz po powrocie do Londynu dowiedziałem się, co zaszło podczas mojej nieobecności, i doszedłem do wniosku, że muszę niezwłocznie panią odnalezć. - Byłam... bardzo wzburzona - powiedziała Oliwia, dumnie unosząc głowę - ale nie powinnam była uciekać. Bardzo ładnie pan postąpił, przyjeżdżając, naprawdę jednak niepotrzebnie zadał pan sobie tyle trudu. Moja decyzja jest ostateczna. Obawiam się, że na próż- no pokonał pan taki szmat drogi. Harry zerknął na Beatrice, która podeszła do ognia i bardzo energicznie przesuwała polana pogrzebaczem. - Czy przynajmniej pozwoli mi pani wystąpić z przeprosinami? Moje słowa były przejawem braku przezorności, ale pani powtórzono kłamstwa. Powiedziałem tylko, że nie zawieramy małżeństwa z miłości. Resztę dodali inni. - To chyba wystarczy. - Oliwia wyzywająco spojrzała mu w oczy. - Gdyby nie dał mi pan do zrozumienia, że darzy mnie uczuciem... - Och, niewątpliwie darzę... - Beatrice w dalszym ciągu wymachiwała pogrzebaczem, a Harry'emu przemknęło przez myśl, że pewnie najchętniej potraktowałaby go tak samo jak polana w kominku. - Mam dla pani wiele szacunku, panno Oliwio. Nie wierzę w ro- mantyczną miłość, ale myślę, że moglibyśmy być całkiem szczęśliwi. Nie zmieniłem zdania. Szczerze chcę wyjaśnić nieporozumienie, które nas poróżniło. Za jego plecami rozległ się głośny trzask, a potem syk. Płomienie wreszcie strzeliły wysoko, a po pokoju rozeszło się ciepło. - No, teraz jest dużo lepiej - oświadczyła zadowolona Beatrice. Wstała, otrzepała ręce z sadzy i wytarła je w spódnicę. - Myślę, że powinnaś przyjąć przeprosiny lorda Ravensdena, Oliwio. Wtedy nasz gość będzie mógł w spokoju ducha wrócić do Londynu. - Tak, naturalnie. - Oliwia uśmiechnęła się. Naprawdę miała mnóstwo wdzięku, gdy na twarzy wykwitał jej uśmiech. - Wierzę, że pańskie słowa zostały przeinaczone, ale nie czyni to żadnej różnicy... Podszedł do niej i chciał ją ująć za ręce, ale odsunęła się i schowała dłonie za plecami. - Może przynajmniej spróbuje mi pani przebaczyć - poprosił Harry. - Od lorda Burtona wiem, że nie zmieni swego postępowania, dopóki się nie pobierzemy... A ja nie chciałem pani skrzywdzić, Oliwio. - Ale tak czy owak wyrządził jej pan krzywdę - stwierdziła Beatrice, gdy milczenie Oliwii się przedłużało. - Moja siostra jest teraz zanadto poruszona, by móc jasno myśleć. Proszę więc, by zostawił ją pan w spokoju. Przedstawiłeś swoje racje, daj jej czas do zastanowienia. Gdyby Oliwia zmieniła zdanie, zawsze może do pana napisać. - Nie - powiedziała z determinacją Oliwia. - Nie będę pana oszukiwać. Przekonałam się, że nie pasujemy do siebie. Uległam złudzeniu co do swoich uczuć. Czas tego nie zmieni. Moja odpowiedz zawsze będzie taka sama. - Przynajmniej proszę mi pozwolić... - Harry kichnął trzykrotnie raz po raz. - Do diabła! Proszę mi wybaczyć, ale mam wrażenie, że się przeziębiłem. - Zmierzył Beatrice gniewnym spojrzeniem. - To na pewno wina tej przeklętej mgły. Przemarzłem do szpiku kości przez tę wilgoć. Beatrice wytrzymała jego wzrok. - Zagrzeję panu mleka z miodem i może pan ruszyć w drogę powrotną. Jeśli wyjedzie pan niezwłocznie, to zdąży przed nocą do domu. - Ruszyć w drogę? Nie ma mowy - rozległ się głos pana Roade'a, który właśnie wszedł do pokoju. - Beatrice, co ty wygadujesz? Ravensden przyjechał z wizytą do mnie. Osobiście go zaprosiłem. - Zwrócił się do gościa: - Właśnie chciałem pana zobaczyć, Ravensden. Zacząłem szkicować ten projekt, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Proszę zrobić mi tę uprzejmość i wyrazić swoje zdanie na jego temat. - Naturalnie, będzie mi bardzo miło. - Harry skłonił się przed wzburzoną Beatrice. - Serdecznie przepraszam obie panie. - Gdy wychodził z salonu, na wargach igrał mu uśmieszek. Oliwia spojrzała na siostrę bardzo zirytowana. - Sama widzisz, że on nie wyjedzie. Będzie tu tkwił i proponował mi małżeństwo dopóty, dopóki nie odpowiem tak . - Czy tak samo postępował poprzednio? - Owszem, chociaż zawsze mówił to w żartach i właściwie nie wiedziałam, czy należy traktować go poważnie. Pewnie sądził, że będę mu odmawiać. Zdziwił się, gdy w końcu przyjęłam jego oświadczyny. - Czyżby? - Beatrice zmarszczyła czoło. - To mi do niego nie pasuje. On wydaje się szczerze żałować tego nieporozumienia. Czy nie sądzisz, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |