[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mówiłeś, że rodzice są już za starzy, żeby się zajmować Lynn. Nie
masz żadnego rozsądnego powodu, który by uzasadniał tak daleką
przeprowadzkę.
- Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że z tym miejscem
mogą się dla mnie wiązać przykre wspomnienia?
- Potrafisz chyba jednak sobie z nimi poradzić! - rzuciła kpiąco
Andrea. - Po śmierci Sary przepracowałeś w Kanionie całe dwa lata!
Zostawiłeś z tego powodu dziecko! Nie wmawiaj mi więc, że nagły
przypływ uczuć rodzicielskich lub przykre wspomnienia zmuszają
cię do nagłej ucieczki. To ty przecież nie chciałeś, żeby twoja córka
wychowywała się na kłamstwie. Dlaczego nie dasz jej dobrego
przykładu? Bądz ze sobą szczery!
Przez chwilę myślała, że posunęła się za daleko. Na twarzy Kurta
pojawił się grymas złości, z całych sił zacisnął palce na kierownicy.
Przez pewien czas nie odzywali się do siebie ani słowem. W
połowie drogi zatrzymali się na krótko w Sedonie. Kurt kupił
benzynę i zaproponował obiad. Obydwoje nie mieli od rana nic w
ustach, ale też nie czuli się głodni. Ruszyli więc do Phoenix i po
jakimś czasie zaczęły się przed nimi wyłaniać pierwsze miejskie
zabudowania.
- Wciąż jesteś na mnie zły? - spytała Andrea, zdobywając się na
odwagę.
- Kiedy się zatrzymamy - powiedział po dłuższej chwili - chcę,
żebyś zadzwoniła do Jima i powiedziała mu, że przyjechałaś ze mną
106
RS
do Phoenix, ale nie udało ci się nakłonić mnie do powrotu. Nie
będzie miał do ciebie o to pretensji. Wieczorem odjeżdża stąd
autobus do Kanionu. Po drodze podrzucę cię na przystanek.
- Nie zamierzam wracać - odparła, nie dając po sobie poznać,
jaką przykrość sprawiają jej te słowa. - Jim polecił mi zostać w
Phoenix, więc zostanę.
Przynajmniej będzie miała okazję, żeby go znów zobaczyć. Kurt
przecież jej nie odtrącił. I dopóki nie potwierdzi najgorszych
przeczuć i nie powie, że opuszcza Kanion z jej powodu - a nie ze
względu na córkę lub śmierć żony - jest jeszcze nadzieja. Tak łatwo
nie da za wygraną.
- Wolałabym, żebyś wysadził mnie przy jakimś hotelu.
- Hotelu?
- Tak. Mam przecież trochę wolnego czasu, mogę więc go
wykorzystać.
- Co zamierzasz robić?
- Nie wiem. Może trochę pozwiedzam - odparła z udawanym
entuzjazmem.
- Z kim? Z dziadkiem Emilki? Nie masz samochodu.
- Sama. Mogę przecież kupić sobie mapę i wynająć jakiś wóz.
- Nie chcę, żebyś włóczyła się sama po obcym mieście -
powiedział z marsową miną.
- Jestem już dorosła i świetnie sobie radzę bez niczyjej pomocy.
Czuję się jednak zawiedziona. Miałam nadzieję poznać twoją
rodzinę.
Kurt milczał. Andrea nie dawała za wygraną; nie pozwoli mu
odejść z pracy - i od siebie - bez walki.
- Będę tutaj do końca przyszłego tygodnia. Może dacie się
wszyscy zaprosić któregoś dnia na kolację?
- Nie musisz tego robić.
- Ale chcę. Chciałabym zwłaszcza poznać twoją córkę.
- Chciałabyś zobaczyć Lynn? - zapytał zdumiony, odwracając się
od kierownicy.
- Co w tym dziwnego? Tyle o niej mówiłeś. Zazdroszczę ci.
107
RS
Kurt znów skupił się na drodze.
- Szczęściarz ze mnie, że ją mam.
- Ona zaś na pewno myśli, że szczęściem jest mieć takiego ojca
jak ty - odparła cicho Andrea.
Kurt obdarował ją jednym z rzadkich uśmiechów. Kiedy go
odwzajemniła, miała wrażenie, że towarzyszące im do tej pory
napięcie zaczęło znikać.
- Może zechciałabyś zjeść dzisiaj z nami kolację? Moi rodzice
bardzo lubią gości.
- Nawet nie zapowiedzianych?
- Pewnie. Niewiele wychodzą.
- W takim razie będzie mi bardzo miło. Dziękuję, Kurt.
Do końca już jechali w milczeniu, tym razem jednak nie było ono
kłopotliwe. Andrea znowu była pełna nadziei. Może to, co do niego
czuje, nie jest tak zupełnie jednostronne. Jest w Kurcie zakochana. I
chce, żeby stał się częścią jej życia.
Kurt zjechał z autostrady na mniej ruchliwą podmiejską szosę.
Andrea zauważyła ze zdziwieniem plantację cytrusów, których bujna
zieleń kontrastowała z ubóstwem pustynnych kaktusów. Kurt
poinformował ją, że jego rodzice mieszkają na północnym
przedmieściu miasta, gdzie uprawia się grejpfruty i pomarańcze.
- Tata postanowił, że gdy przejdzie na emeryturę, będzie
mieszkał na przedmieściu.
- A twoja mama?
- Mama zajmuje się hodowlą kaktusów, które potem sprzedaje.
Wątpię, żeby kiedykolwiek na dobre się z tym rozstała. Nie lubi
bezczynności.
Kurt zatrzymał się przed okazałym budynkiem w stylu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.