[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dyrektora szkoły.
O trzeciej zadzwoniła Celia, by powiedzieć, że Nora jedzie już z
potrawką wołową i innymi smakołykami.
- I chcę ci jeszcze powiedzieć, szefie, że ma straszliwą tremę.
Jesteś taki sławny, stodoła jest tak wielka, a twoje wąsy takie...
- Grozne - dokończył za nią. - Dzięki, że mnie uprzedziłaś.
Postaram się na nią nie warczeć.
Zaplanował nieformalną pogawędkę przy barku, ze szklaneczką
jabłecznika. Postanowił, że przedstawi koty i pozwoli gościowi
pogłaskać Yum Yum, a także pokaże mechaniczną skarbonkę i da
kobiecie monetę, żeby mogła dokonać wpłaty; to zawsze bawiło gości.
Kiedy na podwórze zajechał czerwony samochód, wyszedł na
zewnątrz, a potem wniósł kartony do kuchni.
- Proszę się rozgościć - oznajmił od niechcenia.
Stała jak przykuta do miejsca i rozglądała się po przepastnym
wnętrzu z podziwem i nieznacznym strachem.
- Lubisz jabłecznik? - spytał.
- Tak, sir - odparła.
- Proszę usiąść przy barku; napijemy się szklaneczkę i
porozmawiamy.
- Przepraszam, sir, co to takiego? - wskazała Kiltie go, a on
wyjaśnił zasadę działania skarbonki i dał jej monetę, żeby mogła
wypróbować mechanizm.
- Miau! - dobiegł głośny komentarz ze szczytu lodówki.
- Przepraszam, sir, czy to jest kot?
- Tak, to samiec syjamski - bardzo mądry. Chce, żebyś zaczęła
swoją opowieść... gdzie rozgrywała się jej akcja?
- Zna pan Ugley Gardens, sir?
- Widziałem na mapie okręgu. Pisze się U-g-l-e-y.
- Tak, sir. To nazwisko pewnego człowieka, Olivera Ugley a.
Miał niezliczone akry ziemi i dzierżawił ją biednym farmerom. Ich
rodziny przybywały z różnych krajów w poszukiwaniu dobrego życia,
ale gleba nie nadawała się pod uprawy i była podmokła. Ci ludzie
mogli hodować tylko rzepę. Mieszkali w chatach i niczego nie
posiadali. Pracowali bardzo ciężko.
Qwilleran skinął głową. Słyszał o Ugley Gardens. Miejsce to
było zwane  ostatnim zakątkiem deprawacji w Moose County ,
dopóki Fundacja K go nie nabyła i nie doprowadziła do porządku.
Ziemia została odwodniona, zorganizowano też hodowlę kóz; stare
chaty zostały zastąpione domkami z prefabrykatów; mieszkańcy stali
się obywatelami społeczności.
- Czy twoja opowieść zaczyna się jeszcze przed epoką kóz?
- Tak, sir.
- Gdzie ją usłyszałaś?
- Mieszkałam tam. Poznałam pewną dziewczynę na spotkaniu
modlitewnym. Na imię miała... Betsy.
- W Ugley Gardens był kościół?
- Nie, sir. Rodziny się zbierały i śpiewały hymny.
- Czy Betsy miała w sobie coś szczególnego?
- Tak, sir. Była najstarszym z sześciorga dzieci; musiała
zostawać w domu i pomagać matce. Nigdy nie poszła do szkoły.
Qwilleran pomyślał: to nie brzmi zbyt prawdopodobnie w
dzisiejszym świecie; to fantazja - zmyślenie. Głośno powiedział:
- Nie czekaj, aż zadam ci pytanie. Po prostu opowiadaj.
- Tak, sir. Kiedy Betsy miała trzynaście lat, usłyszała o hotelu,
który zatrudniał do gotowania i sprzątania dziewczęta z farm,
ponieważ potrafiły ciężko pracować, odeszła więc z domu. Była to
miła praca - sprzątanie pokoi i ścielenie łóżek. Spała w piwnicy i
dostawała wszystkie posiłki. Pewnego dnia właściciel hotelu
powiedział jej, żeby zaniosła więcej ręczników do jednego z pokoi,
który wynajmował jakiś mężczyzna. Kiedy tam weszła, oznajmił:
 Jesteś ładną dziewczyną. Usiądz i porozmawiaj ze mną . Nikt nigdy
nie mówił jej, że jest ładna. Została u niego chwilę, a on był bardzo
przyjacielski. Dał jej suty napiwek, kiedy wychodziła od niego, ale
właściciel zbeształ ją za tak długą zwłokę, a po kilku miesiącach
wyrzucił, ponieważ była w ciąży.
Qwilleran prychnął pod wąsem. Wszystko to brzmiało jak
scenariusz starego niemego filmu.
- Mów dalej.
- Bała się wrócić do domu w Ugley Gardens, więc spała przez
całe lato w stodołach i prosiła o jedzenie w przygodnych domach.
Znała się na dzieciach, ponieważ jej matka miała ich tak wiele. Swoje
urodziła w szopie przy Chipmunk Road. Był to chłopiec. Nazwała go
Donald, ale nie mogła zatrzymać przy sobie. Wsadziła go do starego
pudełka, mając nadzieję, że ktoś go znajdzie, i modląc się o to gorąco.
I tak też się stało - znalazł go policjant. Wszyscy mówili o
porzuconym dziecku. Dali mu inne imię, ona zaś słyszała o nim od
czasu do czasu - o swoim Donaldzie.
- Czy nadal mieszkała w tej okolicy?
- Tak, sir, i zawsze wiedziała, co jej syn robi - że gra w futbol,
pracuje w lesie, pracuje w hotelu, że zdobył złoty medal.
- Czy wie, że podejrzewają go o popełnienie morderstwa?
- Tak, sir.
- Jeśli będzie to jakąkolwiek pociechą... dla Betsy... to powiedz
jej, że jego sprawą zajmie się najlepszy prawnik w okręgu.
- Dziękuję, sir... a jeśli... a jeśli się zorientują, że Donald zabił
własnego ojca?... Nie wiedział o tym.
Qwilleran zawahał się i przełknął z wysiłkiem.
- Oczywiście, że nie wiedział.
- Miau! - dobiegł pełen zdecydowania komentarz ze szczytu
lodówki.
Qwilleran podziękował jej za opowieść, obiecał, że się
zastanowi, czy umieścić ją w książce, a potem odprowadził kobietę do
samochodu.
- Opowiedziałaś tę historię bardzo dobrze, Noro - na swój
sposób. Wyświadcz mi przysługę: nie powtarzaj jej nikomu.
- Dobrze, sir.
Nie chciał wprawiać jej w zakłopotanie i konfrontować z prawdą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.