[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w białe kropki, pomyślałam, że to będzie mój pierwszy znak i ona na pewno zauważy, że
panoszę się bez pytania. W łazience zostawiłam na jej półce z kosmetykami swoją bu-
teleczkę z paczulą. Zadomowiłam się, rozumiesz? Ja, dziewczyna Kacpra, zadomowiłam
się na nie swoich śmieciach.
 A kiedy wróciliście?
 Już była. Kacper powiedział tylko: mamo, to jest Tina. I objął mnie, bo patrzyła na
mnie tak, jak chciałaam, żeby patrzyła, niechętnie. Pomyślałam, że przydałby się teraz
ironiczny uśmieszek, bo już byłam górą. I tak to się zaczęło.
Piłem gorzką. Gorącą, mocną, gorzką herbatę. Achmed nie lubił tego gatunku, to jest
banalne siano, mój przyjacielu, mówił. Czerwony w białe kropki kostium Tiny pomię-
dzy jej bluzkami, duszny zapach paczuli w łazience, czy rzeczywiście to coś dla Mady
znaczyło, czy Tina tylko wyobraża sobie, że mogło znaczyć?
 Jaka ona jest?
 Ciągle ładna, chociaż tobie po tylu latach wyda się pewnie inna, ale ty dla niej też
będziesz inny.
Tina patrzyła na mnie uważnie, wiedziałem, że szuka teraz w mojej twarzy rysów
chłopaka, którego nigdy nie widziała.
 Myślę, że ona jest miła. To znaczy, myślę, że mogłaby być dla mnie miła.
 Więc nie była?
 Nie. Nie lubi się takich dziewczyn, jaką tam grałam.
Tina przysunęła swoją szklankę, ale nie piła, tylko przesuwała palcem po jej brzegu.
Okrutna Martyna, to ukrywał przede mną Achmed w swoim liście między stylistycz-
nymi zawijasami.
 Co zrobimy teraz z tym wszystkim?  zapytałem.
95
 A jak myślisz?
 Nie wiem.
 Ja też nie wiem  powiedziała Tina. Nagle schwyciła swoją pustą już szklankę
i cisnęła nią w kąt kuchni.
 Może tak właśnie powinna kończyć się ta sztuka!
Opanowałem się z trudem.
 A kto posprząta szkło?  zapytałem.
 Ja.
Tina podjęła decyzję. Ona posprząta szkło. Posłuchała Achmeda i w sobotni ranek
wyruszyliśmy do Osady. Tina była ubrana w ciepły szary dres i adidasy. Włosy miała
przytrzymane czerwoną szeroką opaską, na której z przodu aż po brwi leżała prosta
grzywka. Psy, zostawione w domu pod opieką pani, która sprzątała u nas raz w tygo-
dniu, szczekały niespokojnie.
 Czują pismo nosem  powiedziała Tina.  Poczekaj, tato!
Odpięła pas i wysiadła z samochodu. Podeszła do furtki i nacisnęła guzik domo-
fonu.
 Czy pani pamięta, że moja kotka śpi u mnie w pokoju? Na pewno leży na parape-
cie pomiędzy doniczkami.
Przez chwilę nasłuchiwała odpowiedzi.
 Dobrze, dziękuję! Tylko mleka nie, mleka nie!
Uspokojona wróciła na swoje miejsce, kiedy ruszyłem, wyjęła ze schowka atlas sa-
mochodowy i w milczeniu przesuwała palcem po cienkich liniach dróg, pózniej wycią-
gnęła z kieszeni paczkę gumy do żucia.
 Chcesz?  zapytała.
Podziękowałem, potem milczeliśmy przez wiele kilometrów. Zatrzymaliśmy się
w małym przydrożnym motelu, bo czułem, że gwałtownie zaczęło spadać ciśnienie,
i chciałem napić się kawy. Usiedliśmy przy oknie, dzień był bury, mglisty, niedobry na
podróż. Tina podciągnęła rękaw bluzy dresowej i paznokciami drapała łokieć, zawsze
tak robiła, jeżeli była czymś bardzo zdenerwowana.
 Mam nadzieje, że nie układasz scenariusza na dzisiejszy dzień?
Moje pytanie było tylko częściowo żartobliwe, bo tak naprawdę, obawiałem się, że
właśnie nad tym rozmyśla, milcząc przez całą drogę.
 Och, tato, stale się na tym łapię!  przyznała.  Zastanawiam się, jakby tu zagrać
taką grzeczną tatusia córeczkę.
 Nie musisz nikogo grać.
 Ale przecież, jak będę sobą, i tak nikt nie uwierzy, że to naprawdę jestem ja!  po-
wiedziała bezradnie.
 Może nie będzie tak zle, pod jednym warunkiem, oczywiście.
96
 Pod jakim?
 Pod takim, że wiesz, jaka jesteś, i będziesz się tego pilnować. A wiesz, jaka jesteś?
 Wiem.
 No to nic straconego.
Wie, jaka jest, zdumiewające. Ruszyliśmy w dalszą drogę, Tina zaczęła gwizdać.
Gwizdała też tylko wtedy, kiedy coś nad nią wisiało, albo miała nieczyste sumienie. Raz
po raz zaglądała do atlasu i sprawdzała, ile kilometrów mamy jeszcze do przejechania.
Dojeżdżaliśmy do stacji benzynowej, kiedy poprosiła:
 Zatrzymaj się tu, tato.
 Po co?
 Myślisz, że ci zwieję na półmetku?
 No... wiesz...
Roześmiała się.
 Chętnie zwiałabym ci, jeżeli mam być szczera. Tu jest toaleta.
Zatrzymałem się na małym parkingu, Tina poprosiła o drobne i poleciała do małego
pawiloniku przy stacji. Nie wracała długo, początkowo byłem tylko zniecierpliwiony,
ale stopniowo dawały o, sobie znać nerwy. Wysiadłem z samochodu i poszedłem tro-
pem Tiny. Przy damskim WC siedziała starsza kobieta i czytała kolorowy tygodnik.
 Czy była tu u pani dziewczyna w szarym dresie?
 Była, ale dawno wyszła. Tymi drzwiami, o!
Pokazała mi drzwi prowadzące na zaplecze pawilonu. Wyjrzałem, ale zobaczyłem
przed sobą tylko wąską wilgotną dróżkę idącą w głąb lasu. Cofnąłem się, po drodze na
parking zajrzałem jeszcze do małego sklepu przy stacji benzynowej. Podszedłem do
kasy, obok której tak czy inaczej Tina musiałaby przejść, niezależnie od tego, czy zrobiła
tu jakieś zakupy, czy nie.
 Czy była u pani dziewczyna w szarym dresie?
 Nikogo u mnie nie było, już od godziny.
Stanąłem przed pawilonem, widziałem stąd mój samochód na parkingu, nikt się przy
nim nie kręcił. Spojrzałem na zegarek, minęło już pół godziny od chwili, kiedy rozstałem
się z Tiną. Została mi do sprawdzenia jeszcze pusta ścieżka w stronę lasu. Pomyślałem,
że zanim za nią pójdę, wsunę za wycieraczkę wiadomość, gdzie jestem. Długopis i no-
tes miałem w samochodzie, więc idąc włączyłem już zamek centralny, żeby otworzyć
drzwiczki. Pisnął krótkim, ostrym dzwiękiem, którego nie znosiłem. I wtedy zobaczy-
łem Tinę. Najwyrazniej przez cały czas siedziała na krawężniku i zasłonięta samocho-
dem czekała na mnie.
 Gdzie ty się podziewałeś, tato?
 Szukałem ciebie.
 Jestem tu już dawno.
97
 Wyszłaś z pawilonu bocznymi drzwiami.
 Tak, byłam ciekawa, jak tam jest. Brzydko, tylko błotnista ścieżka do lasu.
 Zajęło ci to pół godziny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.