[ Pobierz całość w formacie PDF ]

błędów ortograficznych. Ale nie odważyłem się, bo w trakcie pisania
listów bardzo uważnie mnie obserwowali.
 Czy szef szajki rozmawiał z panem po włosku, czy też po
angielsku?
 Nie wiem, który z nich był szefem bandy  odpowiedział młody
człowiek.  Skąd to miałem wiedzieć?
 Zapewne był wśród nich ktoś, kto wydawał polecenia, a pozostali
słuchali go posłusznie?
 Jak się orientuję, panie pułkowniku, my tu we Włoszech mamy
przecież demokrację  powiedział Hamilton junior.
 Ale może był wśród nich ktoś, kto rozmawiał z panem w
wyróżniający się sposób i wydawał się być rozumniejszy od
pozostałych?
 Ten, który rozmawiał ze mną w wyróżniający się sposób 
powiedział Hamilton junior  wydawał się być raczej głupszym od
pozostałych. Zapytał mnie, dlaczego się do nich nie przyłączę.
 Aha  pułkownik na to.  O to pytał?
 W zawoalowanej formie. Kwestionował fakt, że nie rozdzielam
swego majątku wśród biedoty.  Czy pan zgłupiał?  odpowiedziałem
mu na to.  Ilu ludziom starczyłoby z tego na dwa jajka na miękko z
tostem?
 Czy pan posiada majątek, panie Hamilton?
 Nie mam złamanego grosza  powiedział młodzieniec.  Ale
według wszelkiego prawdopodobieństwa odziedziczę. Jak dotąd
przepuszczam matczyne pieniądze.
 Ile to wynosi miesięcznie?
 Nie wiem  powiedział Hamilton junior.  Dostaję tyle, ile zechcę.
Kiedy bandyci kazali mi napisać list do dziadka, zacząłem się
orientować, o co im idzie. No, ci nie wiedzą, co robią  pomyślałem
sobie. Zupełnie tak, jakby ktoś wybierał się z motyką na słońce. Nie
mogłem sobie bowiem w żaden sposób wyobrazić, żeby starszy pan
podjął z kasy i wypłacił gangsterom dziadzki, które ciężką krwawicą
zarobił przez sześćdziesiąt lat. A w dodatku jeszcze po to, aby oni
rozdali te pieniądze między głodujących, ich zdaniem, oczywiście. Ja nie
zrobiłbym tego na miejscu mego dziadka. I niech pan sobie wyobrazi, że
to nas nazywają wyrodnym pokoleniem!
 Nazwisko?
 Emilio Galeotti. Czterdzieści siedem lat, gospodarz.
 Zeznajecie pod przysięgą. Wasze zeznania zostaną
zaprotokołowane. Proszę szczegółowo opowiedzieć, co widzieliście w
dniu 10 maja 1973 roku około godziny szesnastej, kiedy wygrzewaliście
się w słońcu przed swoim domem w Santa Maddalena?
 Tak jest, panie pułkowniku, zeznaję pod przysięgą. Zauważyłem,
że dwudziesto- trzyletni jurny syn naszego burmistrza Alfredo Bianchi
przedostał się przez parkan od strony gaju oliwnego do domostwa mego
sąsiada, dróżnika kolejowego Ricarda Altofini, i zakradł się do sypialni
jego żony, ale co tam w dwójkę robili, tego powiedzieć nie mogę
dokładnie, bo zamknęli okna i zasunęli żaluzje.
 Do kurwej nędzy  zdenerwował się pułkownik  a co mnie
obchodzi żona Ricarda Altofiniego ze swoimi czarnymi jak rzepa
nogami i wielkim białym tyłkiem, żeby jej pękł do końca.
 Amen  dokończył Emilio Galeotti.  Ale proszę powiedzieć, co
pana interesuje, panie pułkowniku? Czy przypadkiem nie fatalna
moralność naszej małej gminy?
 Mówcie o tym, co widzieliście w górach!
 Jak wiadomo  zaczął Emilio Galeotti  nasza wioska leży w
dolinie u stóp Monte Sila. Droga regionalna, którą używa wielu
zmotoryzowanych turystów, przebiega przez naszą wieś, z czego zresztą
wynikają dla nas duże szkody w drobiu, w kurach i kaczkach zwłaszcza.
W zeszłym roku pewien amerykański turysta przejechał nawet naszego
gminnego osiołka nosiwodę.
 Amerykański?
 Ale zapłacił za szkodę  powiedział gospodarz.  Nic złego nie
mogę powiedzieć. Nowy osioł jest młodszy i silniejszy od poprzedniego.
 Mówcie wreszcie o tym, co było w górach!
 I na to przyjdzie pora  powiedział gospodarz.  Rzecz w tym, że
turyści korzystają zawsze z drogi regionalnej, która przechodzi przez
naszą wioskę, i dlatego właśnie zwróciłem uwagę, kiedy tak sobie
siedziałem na słoneczku przed domem, że na złej, górskiej drodze
wiodącej na szczyt cholernie wysokiej  dwa tysiące metrów  Monte
Sila pojawiło się kilka samochodów. I to na tym odcinku, który
wychodzi z lasu i zakręca na drugą stronę zbocza. Słychać było nawet
warkot silników, bo powietrze u nas takie, że kiedy jakiś śmierdzący
maledetto złodziej z sąsiedniej wsi wycina cichcem drzewo w tym lesie,
to i tak naszym uszom to nie ujdzie.
 Ile samochodów widzieliście, Galeotti?
 Pięć lub sześć, panie pułkowniku, jeden za drugim, bo obok siebie
i tak by się nie zmieściły. Kara boska, panie, ich czekała, bo normalny
człowiek, który choć trochę na siebie uważa, nie wjedzie na tę górę
inaczej, jak tylko na grzbiecie mulicy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.