[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewątpliwie wiedział, o czym rozmawiają. Jego uwagę pochłaniał jednak całkowicie nieznany krajobraz i dziwna architektura miasta, której przyglądał się z podziwem zmieszanym z zabobonnym lękiem. Po obfitym posiłku i żywej dyskusji o cudach, jakie widzieli podczas podróży, Conan i jego oficerowie zażywali odpoczynku w Szmaragdowej Sali. Towarzyszył im Mazdak i dworscy dostojnicy. Niechętnie myśleli o powstaniu od suto zastawionego stołu oznaczało to całonocne przygotowania do dalszej podróży. W pałacowych komnatach i ogrodach poniżej żołnierze Conana byli karmieni i zabawiani przez służbę Mazdaka, a także przez jego harem, jak przypuszczał Cymmerianin, słysząc śmiechy kobiet i muzykę fletów, dobiegające przez szerokie okno. Tylko jeden członek wyprawy zdawał się nie podzielać tego pogodnego nastroju. Hk Cha stał nieruchomo w oknie owiewany przez wieczorną bryzę i patrzył na dachy domostw oraz obronne blanki cytadeli. Jego wzrok przyciągała zwłaszcza jedna samotna wieża wysoki strzelisty budynek, ponura pamiątka po szaleństwie i śmierci starego króla Akhiroma. Powstawszy gwałtownie ze swego miejsca przy stole, Conan zbliżył się ku dzikusowi i stanął za jego plecami. O co chodzi? Czy wyczuwasz w powietrzu coś niepokojącego? Czemu wpatrujesz się właśnie tam? Odpowiedzią było tylko jedno słowo, wymamrotane cicho przez kanibala. Imię tej, którą znał tak dobrze i której się bał. Zeriti Mazdak, który miał zwyczaj uważnie obserwować wszystko co dzieje się na jego dworze, stał tuż za plecami Conana. Ta wieża jest pusta i zapieczętowana odkąd król mag z niej wyskoczył zaprotestował teraz. Spójrz na nią, ona niemal się rozsypuje! Nie sądzisz chyba Jeśli dotąd nie sądziłem warknął Conan to znaczy, że mój umysł był pod działaniem czaru. Jego wielka dłoń opadła na rękojeść miecza. Być może tam nic nie ma, ale nic się nie stanie, jeśli to sprawdzimy mówiąc to, odwrócił się ku szerokim pałacowym schodom. Zaczekaj próbował powstrzymać go Mazdak wezwę z tuzin strażników. Mogą dokładnie przeczesać wieżę. Czy ich miecze poradzą sobie z czarną magią lepiej niż mój? zapytał Conan schodząc zdecydowanym krokiem po marmurowych schodach. Wolę sam to sprawdzić. Caspius stanął u szczytu stopni i krzyknął w ślad za Conanem: Jeśli to ona, szukaj jakiegoś talizmanu, który musi być zródłem jej mocy. Zniszcz go, a wróci do swej naturalnej postaci, czyli, jeśli Mitra pozwoli, będzie rozkładającymi się zwłokami. Za biegnącym przez ogrodowe aleje Conanem podążył tłum zaintrygowanych gapiów. Nikt go jednak nie wyprzedził, a większość cofnęła się, gdy stanął u podnóża chylącej się ku upadkowi wieży. Jej fasadę porastał gąszcz krzewów i zarośli ciągnących się od kanału, a ciężkie drewniane drzwi były zatrzaśnięte i wzmocnione przerdzewiałą żelazną sztabą umocowaną pomiędzy kamiennymi framugami. Chwyciwszy sztabę obiema dłońmi, Conan szarpnął jaku sobie z całej siły, zapierając się kolanami o drzwi. Metal zgiął się, zatrzeszczał niepokojąco, wreszcie puścił Idę z tobą za plecami Conana zadudnił głos Mazdaka. Jeśli taka ohyda dzieje się w moim królestwie, przynosi mi to wstyd i mam obowiązek temu zaradzić. Bez słowa, Conan wepchnął wyrwaną sztabę między starożytne odrzwia a framugę i naparł na drzwi. Zaprotestowały donośnym skrzypieniem, ale z oporem zaczęły się odchylać. Gdy otwór wiodący w ciemność był wystarczająco szeroki, Cymmerianin wślizgnął się weń płynnym ruchem i zniknął z oczu Mazdaka. Widzisz, nic tu nie ma powiedział ten ostatni, gdy z niechęcią podążył za Conanem Fu, ależ tu śmierdzi. Zgniłe drewno i nietoperze. Z pewnością nie było tu nikogo co najmniej od dziesięciu lat. Chyba możemy dać sobie spokój. W odpowiedzi dobiegły go odgłosy ostrożnych stąpnięć, a spadające na jego głowę śmiecie dowodziły, że Cymmerianin zaczął wspinaczkę po schodach. Nie pchałbym się tam na twoim miejscu ostrzegł go Mazdak. Wilgoć z kanału mocno zaszkodziła tej budowli. Wieża może przewrócić się w każdej chwili albo zarwie się część podłogi. Mimo swych własnych ostrzeżeń Mazdak także wkroczył na stopnie i podążył na górę. Drewniana klapa w suficie i kolej na mroczna przestrzeń, i następne schody. O ile król dobrze pamiętał, takich poziomów było co najmniej tuzin, i o ile dobrze pamiętał, każde okno było dokładnie zapieczętowane. Nie mogli liczyć na najmniejszy promyczek słońca. Tknięty tą myślą, przystanął i ponownie zawołał do Conana. Zatrzymaj się na moment. Poślę ludzi po pochodnie. Bez światła to szaleństwo! Conan wspiął się na siódmy poziom wieży i zdało mu się, że widzi blask światła. Było odległe i blade i wkrótce zniknęło w dymie, który podrażnił mu oczy i wtargnął głęboko do płuc. Już od kilku pięter smród we wnętrzu wieży zmienił charakter zamiast gnijącego mokrego drewna zaczął przeważać odór świeżych odchodów nietoperzy i ostry zapach ich samych. Już na poprzednim poziomie podłogę zaścielały nieznanego pochodzenia małe kości i gnijące resztki jakichś zwierząt, które chrzęściły nieprzyjemnie pod stopami. Tutaj zaś dołączył [ Pobierz całość w formacie PDF ] |