[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chcesz się z nią spotykać ani być widzianym w jej towarzystwie? Nie odpowiedział od razu. Dopiero po chwili zwrócił głowę w jej stronę. 77 - No, no! Chyba wiesz, \e grasz nieuczciwie, prawda? Uderzasz poni\ej pasa. - Podniósł się z łó\ka i krą\ył po pokoju. - Gdyby to była prawda, co mówisz, byłbym ostatnim sukinsynem, zgadzasz się?- Nie czekał na odpowiedz, której i tak by nie otrzymał. - Ale wydaje mi się, \e zawsze podświadomie tak to sobie tłumaczyłem. - Z westchnieniem przeciągnął dłonią po twarzy. - Co sądzisz po tym, co ci powiedziałem, jaki jest ze mnie człowiek, Lauro? - Ludzki. - Wyciągnęła do niego rękę. Ujął ją z wdzięcznością. Przyciągnęła go do siebie i kazała poło\yć się obok. Zło\yła na piersi jego głowę i zaczęła delikatnie gładzić włosy. - Twoja matka jest prawdziwą damą, Jamesie. Bardzo ją lubię. - Naprawdę? - Naprawdę. Jest łagodna, uprzejma, miła. Stara się ka\demu sprawić przyjemność. - Czy ona rzeczywiście ma moją fotografię? - W srebrnej ramce. Postawiła ją na najbardziej widocznym miejscu w saloniku. - To jest jedyne zdjęcie, jakie sobie zrobiłem, nim wyjechałem z domu. - Nuta goryczy zadzwięczała w jego głosie. - Prawdopodobnie dlatego tak bardzo je ceni. - Spokojna odpowiedz Laury zgasiła w zarodku ponowny przypływ wrogości. - Myślę, \e nie sprawię jej bólu, je\eli ją odwiedzę. Ulga i radość napełniły serce Laury. Wiedząc, \e James nie widzi jej twarzy, przygryzła dolną wargę i zacisnęła powieki z wra\enia. - Ona nie zrobi pierwszego kroku - odezwała się po chwili. -Za bardzo ciebie szanuje. Poza tym podejrzewam, \e ona się ciebie boi. - Doprawdy nie wiem, co robić - powiedział z wahaniem. -Minęło dziesięć lat od naszego rozstania. Wiele wody upłynęło od tego czasu. Nie jestem przypuszczalnie tym, kogo ona pragnie lub potrzebuje, ani nawet tym, za jakiego mnie uwa\a. - Nie powinieneś mieć \adnych skrupułów: jesteś jej synem, jej dzieckiem. Ona cię kocha i wszystko przebaczy. Jestem pewna, \e twoje poczucie niedoskonałości nie da się porównać z jej niskim mniemaniem o sobie. Przez długą chwilę Laura trzymała mę\a w objęciach, obdarzając macierzyńską pieszczotą, jakiej mu brakowało w dzieciństwie. Leona Paden kochała swego syna, ale całą jej energię pochłaniała twarda codzienna walka o przetrwanie- o byt własny i Jamesa. Nie dany jej był luksus zadbania o równie dla niego konieczny, choć niematerialny pokarm. James zaznał go dopiero w wieku trzydziestu trzech lat w ramionach kochającej \ony. Laura przeczesywała palcami jego włosy i delikatnie muskała po plecach, szepcząc czułe, pełne miłości słowa. Miała ju\ pewność, \e mą\ naprawi stosunki z matką, ale jeszcze jedna myśl nie dawała jej spokoju- - Jamesie... - Słucham? - Czy nadal masz pretensję do Boga? Minęła dłu\sza chwila, nim zdobył się na odpowiedz. - Zrekompensował mi moje krzywdy i doszliśmy do porozumienia. - W jaki sposób? - Dał mi Mandy - rzekł zwyczajnie. Chciał jeszcze dodać: I ciebie", lecz wstrzymał się w ostatnim momencie. Po chwili oboje spali. Kiedy nazajutrz rano Laura ocknęła się ze snu, James ju\ był na dole. Z uśmiechem, który teraz ciągle gościł na jej wargach, wło\yła na siebie ubranie i zeszła do jadalni. Mandy zanosiła się od śmiechu. - Dlaczego wam tak wesoło? - zapytała Laura, stając w progu. 78 James obrócił się i spojrzał na nią rozjaśnionym wzrokiem. Serce podskoczyło jej w piersi z radości na widok wyrazu twarzy mę\a. Przypomniała sobie wszystkie czułe chwile ubiegłej nocy. Miała wra\enie, \e jak dziecko u matki tak on szuka bezpieczeństwa w jej ramionach. Wtulał się w nią całym ciałem jakby w obawie, \e Laura się ulotni, zniknie, gdy straci z nią fizyczny kontakt. Ale ona była przy nim, kochająca i oddana, za ka\dym razem śpiesząc ze słowami otuchy, łagodną pieszczotą, czułym pocałunkiem. - Tatuś mnie łaskocze. Połaskocz mamę, połaskocz teraz mamę! - skandowała Mandy, podskakując w swym krzesełku. - Ja zawsze na to jak na lato. - James podniósł się i podszedł do Laury; spełniając prośbę córki, przesunął rękami w górę i w dół po \ebrach \ony, udając, \e ją łaskocze. Dla własnej przyjemności natomiast ucałował jej usłu\ne usta. Jego wargi zawędrowały do ucha przesłoniętego puklami jasnych włosów. - Jaka szkoda, \e nie mogę cię połaskotać w taki sposób jak wczoraj. Dosłownie skręcałaś się, kiedy to robiłem. Pamiętasz? Laura poczerwieniała a\ po szyję. Roześmiał się z zadowoleniem, mile połechtany w swej męskiej pró\ności. Pocałował ją raz jeszcze i podprowadził do stołu. Gdy skończyli śniadanie, oznajmił, \e musi ją opuścić, poniewa\ ma kilka rzeczy do załatwienia w mieście. Laura poprosiła Mandy, aby pomogła Gladys sprzątnąć brudne naczynia ze stołu, a sama poszła za nim. Weszła do holu w chwili, gdy wkładał sportową marynarkę. - Czy jedziesz w jakieś szczególne miejsce? - zapytała z wymuszoną swobodą. Spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem i wyjął z kieszeni na piersi kwadratową kopertę kremowego koloru. Laura rozpoznała format bileciku, jaki wysłali z zaproszeniem na przy- jęcie. Na wierzchu widniało nazwisko i imię adresata. Była nim Leona Paden. - Chcesz mo\e znaczek? - To zaproszenie nale\y wręczyć osobiście. - Och, Jamesie! Ja... - Niewiele brakowało, by wyznała mu w tej chwili, \e go kocha. W samą porę pohamowała tę spontaniczną deklarację. Wtuliła się jedynie w jego wyciągnięte ramiona i odwzajemniła gorący uścisk. - Czy chcesz, bym ci towarzyszyła? - Tak- wyznał, przyciskając ją mocniej. Ale po chwili potrząsnął głową i odsunął się od niej. - Bardzo bym chciał, abyś ze mną pojechała i wspierała. Jest to jednak sprawa, którą muszę załatwić sam. - Roześmiał się, lecz w jego głosie nie było wesołości. - Bardziej prze\ywam spotkanie z własną matką ni\ dawniej wyścigi samochodowe. Przesunęła dłońmi po klapach marynarki. - Dla niej będzie to jeszcze większe prze\ycie ni\ dla ciebie. Przechylił głowę i spojrzał na nią z ukosa. - Czy wiesz, \e jak na seksowną dziewczynę masz w sobie wiele wewnętrznego ciepła i mądrości? - No wie pan, panie Paden. - Uśmiechnęła się i przybierając dla \artu wystudiowaną pozę miss piękności, powiedziała teatralnie: - Nie do wiary! Nie wiedziałam, \e z pana taki czaruś. Roześmiał się z uznaniem dla jej dowcipu, ale zaraz spowa\niał. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |