[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawarta. Oszukał hrabiego Rodrigandę na ogromne sumy. Już za te sprzeniewierzenia zasługuje na stryczek. To zaś, że zachciało mu się prezydentury, świadczy o błazeńskim szaleństwie! 76 - A więc Cortejo opuścił kraj? - Tego nie wiem. Ma mi pan jeszcze coś do powiedzenia? - W tej sytuacji nic. - W takim razie żegnam. Adieu, monsieur! Notariusz został sam w pokoju. Nigdy w życiu nie spotkał go podobny afront. - Czekaj, chłopie, ja ci jeszcze pokażę! Ty, ty... - mełł w ustach przekleństwa. - Przyjdzie chwila, w której odpłacę ci pięknym za nadobne! Wyszedł z gabinetu administratora. Gdy przechodził przez pokój, w którym siedzieli urzędnicy, czuł na sobie ich ironiczne spojrzenia. Udał, że tego nie widzi. Na ulicy zapytał jakiegoś mężczyznę o adres hiszpańskiego pełnomocnika i poszedł tam natychmiast. Wpuszczono go po długim wyczekiwaniu. Ku swemu oburzeniu dowiedział się, że administrator dobrze go poinformował. Nie pozostało mu nic innego, tylko wrócić do gospody. Landola wypoczęty, nie mógł już się go doczekać. Od razu zauważył, że kompan nie załatwił sprawy pomyślnie. - Mam wrażenie - powiedział - że los panu nie sprzyja. - Nie myli się pan. Pasy bym darł z tych Francuzów! - i pokrótce zrelacjonował, co mu się przytrafiło. - Rzeczywiście wygląda to beznadziejnie - pokiwał głową Lan-dola. - Co więc robimy? - Musimy wypełnić trumnę don Fernanda. Zaraz potem pojedziemy do klasztoru delia Barbara. - Ale co włożymy do trumny? Mimo iż byli sami w pokoju, Cortejo syknął ostrzegawczo: - Nie tak głośno. Mógłby nas ktoś usłyszeć. Pyta pan: co? Oczywiście trupa. - Mamy więc odkopać jakiś świeży grób i zrabować nieboszczyka? - Byłoby to szaleństwem! Niechże mi senior secretario powie, co jego zdaniem zrobią nasi wrogowie, gdy znajdą tego trupa. - Oczywiście zaczną go badać. - I co zauważą? Landola obrzucił Corteja niepewnym spojrzeniem. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, zażartował: 77 - Zauważą przede wszystkim, że to zwłoki. - Oczywiście - uśmiechnął się Cortejo. - Ale zaraz potem stwierdzą z łatwością, kiedy i na jaką chorobę zmarł ten człowiek. - Do licha! Teraz rozumiem. Musimy mieć trupa mniej więcej z tego okresu, w którym pogrzebano don Fernanda. - Skąd go wezmiemy? - A skąd, jeśli nie z cmentarza? Dzień i rok zgonu odczytamy z nagrobków. - Nareszcie pojął pan całą rzecz! - A ubranie? - Kupimy od pierwszego lepszego krawca lub handlarza. - Musi być jednak podobne do tego, w którym pochowano hrabiego. - Syn mój opisał mi dokładnie całą uroczystość pogrzebową. Zapamiętałem, co mówił o ubraniu hrabiego. - I ja przypominam je sobie dokładnie. Przyniesiono mi przecież trupa" na statek w tym samym odzieniu, w którym go pochowano. - Doskonale. Razem pójdziemy je kupować. - Ale co zrobić, żeby nie wyglądało jak nowe? - O to się nie martwię. Wracając z pałacu, radziłem się w tej sprawie lekarza, który jest równocześnie chemikiem. - Do kroćset! Co za lekkomyślność! Jeśli miał trochę sprytu, mógł zacząć pana podejrzewać! - Czyżby pan przypuszczał, że byłem na tyle nieostrożny? Poprosiłem go tylko o podanie mi nazw specyfików, które zniszczyć mogą najtrwalszy materiał. Po ich zastosowaniu ubranie zmienia się w przegniłe, spadające z ciała łachmany. - Hm, to byłoby niezłe. Ale idzie mi jeszcze o coś innego. Wieczorem czy nocą wykopiemy nieboszczyka. Czy ludzie nie zauważą tego następnego dnia? - Musimy to zrobić tak, żeby nie zauważyli. - A jak zdobędziemy haki, łopaty, latarnie, deski i drabinę? - Latarnie trzeba kupić, resztę znajdziemy chyba na cmentarzu. Grabarze mają zwykle schowki na narzędzia. 78 - Ponadto potrzebujemy kogoś, kto będzie stał na warcie, żebyśmy mogli spokojnie pracować i w razie niebezpieczeństwa uciec w odpowiednim momencie. - Mamy tego kogoś. To pański brat. - Dobry pomysł! Ten skończony półgłówek da się namówić, z pewnością. Nienawidzi mnie. Wyzyskując to, opowiem mu jakąś bajkę i skłonię, aby nam pomagał. Teraz śpi na podwórzu, na kamieniach. Jest pan gotów? - Tak. Chodzmy! Weszli do gospody. Ponieważ w mieście stacjonowało wiele wojska, na ulicach panował ożywiony ruch. Niemniej nie wyczuwało się atmosfery zwycięstwa. Ludność przeczuwała to, o czym oficerowie już wiedzieli: panowanie cesarza dobiegało kresu. Cortejo i Landola, często rozpytując o drogę, dotarli w końcu na cmentarz w samo południe. Słońce prażyło okrutnie. Nie było żywej duszy. Weszli przez bramę i rozpoczęli poszukiwania. Bez trudu znalezli grobowiec Rodrigandów opatrzony w żelazne drzwi. - Czy zdołamy je otworzyć? - zaniepokoił się Cortejo. - Musimy postarać się o narzędzia. - Ale nie wolno nam używać wytrycha. Jak to więc załatwić? - Przecież jesteśmy w Meksyku. Pieniędzmi można tu przekupić każdego. ?lusarza też. Zaczęli chodzić wśród nagrobków, odczytując napisy. - Wpadła mi pewna myśl do głowy! - zawołał Cortejo. - A gdyby się okazało, że nie ma potrzeby otwierania grobów? Widzi pan ten długi szereg grobowców? - Zgaduję, to dobry pomysł! - Musi się przecież w nich znalezć choćby jeden zmarły w tym samym czasie co don Fernando. Poszukajmy. Te niesamowite sypialnie zamknięte są przeważnie żelaznymi kratami, przez które można zajrzeć do środka. Może wypatrzymy jakiś napis. Dłuższy czas kręcili się wśród grobowców. Wreszcie Cortejo stanął przed jedną z krat i wykrzyknął: - Czytaj, senior secretario! Tam, na tylnej ścianie. Landola spojrzał przez kratę. W grobowcu leżało wielu zmarłych. ?wiadczyła o tym liczba płyt z napisami. - Myśli pan o tej płycie na górze? - zapytał. - Hm. Zmarły był bankierem. Miał czterdzieści siedem lat. Umarł przed osiemnastu laty. - W sam raz. 79 - Ale jak znalezć jego trumnę? - Niech pan poczyta inne napisy. Landola spełnił polecenie. - Ten bankier - powiedział - jest ostatnim truposzem, którego tu pochowano. Zwłoki jego są zapewne lepiej utrzymane... - ...i będzie je można bardzo łatwo odszukać. Tylko czy potrafi pan zachować w podziemiach zimną krew? - Do licha! Uważa mnie pan za tchórza?! - Jest wielka różnica między walką z wrogiem a zejściem po ciemku do podziemi, dotknięciem trupa, rozebraniem go, włożeniem na niego innego ubrania... - Wszystko mi jedno, czy ubieram żywego czy umrzyka. Nie przestraszyłbym się, gdyby [ Pobierz całość w formacie PDF ] |