[ Pobierz całość w formacie PDF ]

minut, a Lopez musi zostać sprawiedliwie osądzony.
- Już raz był.
- Owszem, na wschodnim wybrzeżu. Tym razem
postaramy siÄ™ przyskrzynić go tu, w Teksasie. Po­
staramy się również, żeby zajął się nim najlepszy
oskarżyciel w caÅ‚ym stanie. Hartowie sÄ… spokrew­
nieni ze stanowym prokuratorem generalnym; to ich
brat.
- Faktycznie; wyleciało mi to z głowy. - W o-
czach Parksa pojawił się błysk nadziei. - No dobra,
dam przysięgłym jeszcze jedną szansę. To nie ich
wina, że Lopeza stać na obrońców w garniturach
od Armaniego.
- Słusznie. A Lopez... może przyłapiemy go na
gorącym uczynku, na rozprowadzaniu narkotyków
albo na praniu pieniędzy? Wtedy ludzie z DEA będą
mieli ułatwione zadanie.
Dojechali do północnej granicy posiadÅ‚oÅ›ci Park­
sa; niedaleko za ogrodzeniem rozciągał się ogromny
plac budowy. Zatrzymali siÄ™ za kÄ™pÄ… drzew ros­
nÄ…cych przy strumyku. Ebenezer zdjÄ…Å‚ z szyi lornet-
Diana Palmer
105
kÄ™, przyÅ‚ożyÅ‚ do oczu, nastÄ™pnie podaÅ‚ jÄ… przyjacielo­
wi, który również sprawdził, jak postępuje budowa.
- RozpoznaÅ‚eÅ› któregoÅ› z krÄ™cÄ…cych siÄ™ tam face­
tów? - spytał Cy, oddając lornetkę.
Eb pokręcił przecząco głową.
- Nie. Ale podejrzewam, że wielu z nich ma
kryminalną przeszłość. Lopez nie zwraca uwagi na
odsiadki czy wyroki. Po prostu zatrudnia ludzi,
którzy słuchają poleceń i nie zadają pytań. - Na
moment zamilkł. - Psiakrew! Centrum dystrybucji!
Tylko tego nam potrzeba!
- Warto pogadać z szeryfem Elłiottem. Chociaż
nie, lepiej sam z nim pogadaj. On i ja mamy na
pieńku.
- Pamiętam. Zdaje się, że posprzeczaliście się
w sprawie letniego obozu?
- Skoczyliśmy sobie do gardeł - przyznał Cy
z minÄ… winowajcy. - Od tamtej pory trochÄ™ zÅ‚agod­
niałem.
- Komu ty to mówisz? - spytał ze śmiechem Eb,
naciągając kapelusz głębiej na czoło. - Ruszajmy,
zanim nas przyuważą.
- Widać kilku zbliżających się typów.
- Ty widzisz ich, oni ciebie.
- Może się przestraszą? - Cy wyszczerzył zęby.
Eb pokręcił rozbawiony głową. Uśmiech rzadko
gościł na posępnym obliczu przyjaciela. Po chwili
obaj zawrócili i pogalopowali w stronę stajni.
Po południu Ebenezer pojechał na starą farmę
106 PORA NA MIAOZ
Johnsonów, żeby zabrać swych uczniów na trening
z samoobrony.
Na jego widok Sally rozpromieniła się. Zanim
jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Stevie wpadł
do holu jak wicher i z dzikim okrzykiem radości
rzucił się Ebowi na szyję.
- Jak Jess? - spytał Eb, kiedy wyszli w trójkę na
zewnÄ…trz.
Skrzywiwszy się, Sally obejrzała się przez ramię.
- Parę minut temu pojawił się Dallas. Nawet nie
zamienili z sobÄ… sÅ‚owa, ale atmosfera jest naÅ‚adowa­
na elektrycznością.
- No cóż. Prędzej czy pózniej dojdą do jakiegoś
porozumienia.
- Chcesz się założyć? - Sally uniosła pytająco
brwi. - Czuję, że mi dziś szczęście sprzyja.
ZmiejÄ…c siÄ™ wesoÅ‚o, Ebenezer zapakowaÅ‚ towarzy­
stwo do pikapa. Nie zamierzał się zakładać, że Jess
z Dallasem pogodzÄ… siÄ™ w bliżej nieokreÅ›lonej przy­
szłości. Nie był hazardzistą.
- Znasz się na sprzęcie do inwigilacji? - spytała
znienacka dziewczyna.
Popatrzył na nią, jakby była niespełna rozumu.
- Z moją przeszłością? A jak ci się wydaje?
Parsknęła dzwięcznym śmiechem.
- Ojej, przepraszam. Kretynka ze mnie! Po prostu
chciałam się dowiedzieć, czy przez ściany domu
naprawdę można podsłuchać czyjąś rozmowę? Jess
twierdzi, że tak. Wymieniłam nazwisko Lopeza,
a ona mnie natychmiast uciszyła. Powiedziała, że
Diana Palmer 107
musimy uważać, co mówimy, bo wróg może słyszeć
nasze każde słowo.
Na moment oderwaÅ‚ spojrzenie od drogi i skiero­
wał je na profil dziewczyny.
- Wiele musisz się jeszcze nauczyć - rzekł. - Na
szczęście masz dobrego nauczyciela.
Zaparkowawszy wóz przed domem, wprowadził
swoich gości do środka. Chłopca zostawił w kuchni
z kucharzem Carlem, który obiecał przygotować mu
pyszny deser lodowy, a sam ruszył z Sally długim
korytarzem do przestronnego pokoju wypełnionego
po brzegi sprzętem elektronicznym.
Wskazał dziewczynie krzesło, po czym włączył
kamerę; na ekranie pojawiło się na dwóch kowbojów,
którzy przy biegnącej przez pastwisko wyboistej
ścieżce naprawiali zepsuty traktor.
Wcisnął przycisk. Nagle w pokoju rozległ się,
caÅ‚kiem wyraznie, gÅ‚os jednego z mężczyzn narze­
kających na współczesne narzędzia. Stare pilniki,
nawet zardzewiaÅ‚e, oznajmiÅ‚, bijÄ… na gÅ‚owÄ™ te dzi­
siejsze.
Rozmawiali normalnie, wcale nie gÅ‚oÅ›no. Mikro­
fon musiał być zamontowany na ścianie stodoły.
Sally popatrzyła na Eba z niedowierzaniem
w oczach.
Wyłączył dzwięk. W pokoju zapadła cisza.
- Większość nowoczesnych urządzeń może
uchwycić szept z odlegÅ‚oÅ›ci paruset metrów. - Wska­
zał na półkę, na której stało kilkanaście dziwnie
wyglądających lornetek. - To noktowizory - wyjaśnił.
108 PORA NA MIAOZ
- Dzięki nim w bezksiężycową noc widać absolutnie
wszystko. Są również inne, które reagują na ciepło
wydzielane przez człowieka...
- Na ciepło...? Chyba żartujesz!
- Są miniaturowe kamery ukryte w książkach
i paczkach papierosów. Broń, którą można rozłożyć
na części i ukryć w bucie. Mamy też coś takiego...
Wysunął rękę, demonstrując zegarek, z pozoru
normalny, z tarczą i wskazówkami. Po chwili coś
wcisnął, coś przekręcił i nagle ze środka wyskoczyło
grozne lÅ›niÄ…ce ostrze. Sally gÅ‚oÅ›no wciÄ…gnęła powie­
trze.
%7łarty się skończyły, widział to po jej spojrzeniu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • WÄ…tki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.