[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ostre brzegi ramion gwiazdy wbiÅ‚y mu siÄ™ w ramiÄ™, przeci­
nając dżinsową koszulę z taką łatwością, jakby była uszyta
z cienkiego jedwabiu. Wrzasnął ponownie, jego ramię zadrgało
spazmatycznie i pistolet upadÅ‚ na ziemiÄ™. WylÄ…dowaÅ‚ na mo­
krym piasku, na skraju wody, i po chwili odpłynął z kolejną falą.
Conn nie tracił czasu na szukanie broni. W jednej chwili
skoczył na młodego opryszka i przewrócił go na ziemię.
- Conn! - krzyknęła Honor, błyskawicznie podnosząc się na
nogi i wodzÄ…c wzrokiem od dwóch splecionych z sobÄ… męż­
czyzn do pistoletu, który pojawiÅ‚ siÄ™ na moment, pokryty mo­
krym piachem. Ruszyła w tamtą stronę, ale powstrzymał ją głos
Conna:
- Zostaw go, jest bezużyteczny. A nasz przyjaciel nigdzie się
już nie wybiera.
Młody mężczyzna jęczał cicho, trzymając się za ramię. Conn
wycieraÅ‚ metalowÄ… gwiazdÄ™ o spodnie. Potem wsunÄ…Å‚ jÄ… do kie­
szeni koszuli.
- Wstawaj - powiedział, szturchając młodzieńca czubkiem
buta. - Obawiam się, że meprędko zrobisz karierę pod bokiem
Grangera. Chyba w ogóle musisz się pożegnać z tą myślą. Mło-
182 HONOR, MIAOZ I...
dym, ambitnym fachowcom, takim jak ty, osobnicy pokroju
Grangera na ogół nie dają drugiej szansy.
Opryszek zazgrzytał ze złości zębami, podniósł się jednak na
nogi. Nadal trzymał się za krwawiące ramię.
- PotrzebujÄ™ lekarza - mruknÄ…Å‚.
- Lekarze nie jeżdżą już z wizytami domowymi - poin­
formowaÅ‚ go Conn. - A skoro oba nasze samochody sÄ… po­
psute...
- Moja ciężarówka! - jęknął opryszek. - Zaparkowałem ją
niedaleko stÄ…d.
- Doskonale. Zawieziemy ciÄ™ do miasta i oddamy policji.
- Granger się mną zajmie - mruknął gangster, choć w jego
głosie zabrakło pewności. - Facet, który mnie wynajął, mówił,
że Granger dba, żeby jego ludziom nie stała się krzywda.
- A wÅ‚aÅ›nie, miaÅ‚em o to zapytać - powiedziaÅ‚ Conn, spo­
glądając na Honor, która szła obok niego. - Kto cię wynajął?
- Nic nie powiem - oświadczył wyniośle młodzieniec.
Conn nawet nie usiłował go przekonywać.
- Wszystko w porządku, skarbie? - spytał Honor. Byli już
blisko domu.
- Tak - odparła, choć ton jej głosu przeczył słowom.
Nie bardzo rozumiaÅ‚a, dlaczego wciąż drży. To chyba odru­
chowa reakcja, pomyślała.
- Zwietnie sobie dałaś radę - pochwalił ją Conn.
- Dzięki. Może minęłam się z powołaniem - stwierdziła
sztucznie pogodnym tonem, ale Conna nim nie zmyliła.
- Już dobrze, Honor - powiedział, kiedy otwierała drzwi do
domu. - Za chwilÄ™ poczujesz siÄ™ znacznie lepiej.
HONOR, MIAOZ I... 183
Przystanął na moment, spoglądając na rannego mężczyznę,
a potem wszedł za Honor do środka.
To ona pierwsza zobaczyła, że tej nocy odwiedził ich ktoś
jeszcze. Zatrzymała się gwałtownie na widok znajomej twarzy
pochylonej nad fotografiÄ… Eleganckiego Spadka.
- Ethan... - szepnęła.
Ethan Bailey podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™, po czym obróciÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚tow­
nie, wymierzając broń w całą trójkę przy drzwiach.
- Widzę, że sprawy nie ułożyły się pomyślnie - powiedział
zrezygnowanym głosem.
- Tak to zwykle bywa - odparł Conn z westchnieniem.
ROZDZIAA 10
To nie moja wina, proszę pana! Przysięgam! Musi pan to
wyjaśnić panu Grangerowi. Robiłem wszystko według planu.
Popsułem samochody. Zabrałem ich nad morze, tam, gdzie jest
prąd. Wszystko zgodnie ze wskazówkami. Ale nie powiedział
mi pan o tym jego dziwnym nożu. Okropnie mnie zranił. Muszę
jechać do lekarza.
- O dziwnym nożu... ? - powtórzył Bailey, unosząc pytająco
brwi. - Ach, tak, nóż do papieru, podobno pamiątkowy. Oddaj
mi go, Landry - rozkazał, celując pistoletem w Honor.
Dziewczyna staÅ‚a nieruchomo, doskonale zdajÄ…c sobie spra­
wę, że Conn nie może tym razem użyć swojej broni. I miała
rację. Conn bez słowa wyciągnął z kieszeni koszuli gwiazdę
i rzucił ją na podłogę.
- Tak jest o wiele lepiej - stwierdził Ethan. - A ty jedz do
lekarza - powiedział do młodego mężczyzny. - Choć trudno ci
będzie wytłumaczyć się z tej rany na pogotowiu. - Z niechęcią
potrząsnął głową. - Powinienem był wiedzieć, że nie poradzisz
sobie z tÄ… robotÄ….
HONOR, MIAOZ I... 185
- Przecież pan powiedział, że pan Granger ma wszystko
zaplanowane do najmniejszego szczegółu. Powiedział pan, że
nie będzie żadnych przeszkód.
- Pomyliłem się, synu. To się czasem zdarza - odparł Ethan
i machnÄ…Å‚ pistoletem. - Uciekaj.
- Nie wiem, czy bÄ™dÄ™ mógÅ‚ prowadzić. Okropnie krwa­
wiÄ™.
- Spróbuj - poradził mu zimno Ethan. - Postaraj się. Pan
Granger nie lubi partaczy. Na twoim miejscu chyba bym siÄ™
wyniósł z tej okolicy. Znajdz sobie nowy teren, Tony. Tak będzie
dla ciebie znacznie lepiej.
Młody mężczyzna spoglądał przez chwilę na niego, po czym
odwrócił się i wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi.
W domu zapanowała cisza. Honor w milczeniu wpatrywała
siÄ™ w Ethana Baileya. CzuÅ‚a siÄ™ ogromnie spiÄ™ta i bardzo zmÄ™­
czona tym, co wydarzyło się tak niedawno na plaży. Miała
wrażenie, jakby ktoś podpalił jej koniuszki nerwów. Wiedziała,
że Conn, stojący tuż za nią, ze wszystkich sił stara się opanować.
Ta świadomość podtrzymywała ją na duchu, ale jednocześnie
sprawiaÅ‚a, że znów zaczęła siÄ™ zastanawiać nad jego przeszÅ‚o­
ścią. Opanowanie Conna było wprost niesamowite. Gdzie on się
tego nauczył?
- Rozumiem, że biedny Tony tkwi w bÅ‚Ä™dnym przekona­
niu - odezwał się wreszcie Conn. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • WÄ…tki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.