[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szacunkiem - nie przystoi damie odlatywać bez towarzystwa z jej tratwy, a tym bardziej tu, na ten okręt żałobny. - Tak trzeba - odrzekła Rodonis. - Mam sprawę nie cierpiącą zwłoki do kapitana Theonaxa. - Kapitan jest przy łożu swego dostojnego ojca, pani Nie ośmieliłbym się... - Więc niech twoje skrzydła zawisną na rei, gdy dowie się, że Rodonis sa Axollon mogła zapobiec kolejnemu bun- towi, a ty go nie wezwałeś! Ruszyła w kierunku nadburcia i wychyliła się za burtę jakby wylewając swój gniew na fale morza. Oficerowi za- parło dech w piersiach, jakby otrzymał cios ogonem w żołądek. - Pani! Natychmiast! Racz zaczekać tu przez małą chwilę... Straż! Hej, strażniku! Strzeż tej damy i bacz, by niczego jej nie brakowało. - Odleciał w pośpiechu. Rodonis czekała. Teraz miała nadejść właściwa próba. Dotychczas wszystko szło gładko. Flota była poruszona; żaden oficer, przerażony tym, co zaszło, nie odmówiłby jej żądaniu skoro wspomniała o kolejnej próbie buntu. Pierwsza była wystarczająco straszna. Ta groza, faktyczna rebelia przeciwko samej Wyroczni Gwiazdy Przewod- niej była czymś niesłychanym, niespotykanym od setek lat - i to w czasie wojny! Wszyscy dążyli do tego, by zaprzeczyć, że w ogóle coś poważnego się stało. Pożałowania godne nieporozumienie... lud Delpa, wprowadzony w błąd, walczył bo- hatersko powodowany lojalnością wobec swego kapitana... nie można oczekiwać, że prości żeglarze pojmują tę nowoc- zesną zasadę, że Flota i jej admirał są ponad każdą z poszczególnych tratw... Rodonis z przykrością, choć łzy tamtego dnia już obeschły, wspominała rozmowę z Syranaxem sprzed paru dni. - Przykro mi, pani - mówił admirał. - Wierz mi, jak bardzo mi przykro. Twego męża podburzono, a po jego stronie jest więcej racji niż po stronie Theonaxa. Ja sam wiem, że było to tylko niezaplanowane starcie, iskra rozniecająca stare waśnie, za które głównie należy winić mojego syna. - Więc niech syn twój poniesie karę! - krzyknęła wtedy. Stara siwa głowa poruszyła się nieubłaganie w tył i w przód. - Nie. Theonax może nie jest najszlachetniejszym spośród mieszkańców tego świata, lecz jest moim synem. Również dziedzicem tronu. Nie zostało mi, już wiele życia, a czas wojenny nie jest najodpowiedniejszy, by ryzykować walkę o sukcesję. Dla dobra Floty Theonax musi nastać po mnie bez sprzeciwu z jakiejkolwiek strony. Aby to nastąpiło, musi mieć przynajmniej oficjalnie nieposzlakowaną przeszłość. - Czemu jednak nie możesz przebaczyć również Delpowi? - Na Gwiazdę Przewodnią, gdybym tylko mógł! Lecz to niemożliwe. Wszystkim pozostałym można darować winy - i będą im darowane. Jednak musi być ktoś, na kogo będzie można złożyć winę, kto złagodzi boleść naszych ran. Delp musi być oskarżony o przygotowywanie buntu i ukarany, by wszyscy pozostali mogli powiedzieć: Walczyliśmy w bratobójczej walce, ale to była jego wina, więc teraz możemy znów ufać sobie nawzajem . Stary admirał westchnął; płytki oddech wyrwał się ze skurczonych płuc. - Oby Gwiazda Przewodnia sprawiła, bym nie musiał tego czynić. Oby... Tobie, pani, też jestem przychylny. Gdy- byśmy mogli ponownie żyć w przyjazni... - Możemy - wyszeptała. - Jeśli tylko uwolnisz Delpa... Pogromca Majonu popatrzył na nią chmurnie. - Nie - odpowiedział. - I dość już tej rozmowy. Wtedy wyszła z jego kajuty. I mijały dni, w czasie których przeżyła koszmarną farsę sądu nad Delpem i kolejny koszmar - oczekiwania na eg- zekucję. Nalot Lannachów był jak chwilowe przebudzenie z gorączkowego snu; był bowiem rzeczywisty i wyrazny, a przy- jaciel z twej tratwy nie był twoim skrytym wrogiem, lecz wojownikiem, który spotkał barbarzyńców w chmurach i od- pędził ich od twoich małych! Trzy noce pózniej admirał Syranax leżał na łożu śmierci. Gdyby nie zachorował, Delp byłby już okaleczonym niewolnikiem, ale w tej sytuacji ponownego napięcia i niepewności wykonanie tak kontrowersyjnego wyroku zostało natu- ralnie zawieszone. Gdy Theonax zostanie Wielkim Admirałem, myślała Rodonis tą częścią jej umysłu, która mogła jeszcze chłodno rozumować, zwłoki już nie będzie. Chyba że... - Pani, zechciej pójść tędy - rozmyślania jej przerwał głos oficera. Oficerowie, którzy prowadzili ją po pokładzie ku wielkiej ponurej budowli z kłód drewna, odnosili się do niej z szacunkiem. Służba pałacowa biegająca w górę i w dół korytarzy bez okien patrzyła na nią jakby z przerażeniem. W jakiś sposób najtajniejsze rzeczy stawały się znane mieszkańcom forkasztelu, którzy potrafili je wywęszyć. Wewnątrz budynku było ciemno, duszno i cicho. Bardzo cicho. Morze nigdy nie jest spokojne. Dopiero teraz Ro- donis zdała sobie sprawę, że nigdy przedtem, przez całe życie nie izolowano jej od dzwięku fal, skrzypienia drewna i lin. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |