[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kobieta zapytała o coś cicho, niepewnie. Była całkiem atrakcyjna i Debren pewnie uwierzyłby w najprostsze z nasuwających się wyjaśnień. Gdyby nie na- rzędzia. Mógłbyś przetłumaczyć zwrócił się do Def Groota. To nie dotyczyło ciebie. Nie jestem telepatą powiedział magun z lekką pogróżką w głosie ale znam prosty czar, który potrafi wykryć łgarstwo. Więc uważaj, co mówisz. Mieszasz się w całkiem nie swoje sprawy. Głos duszysty brzmiał ostrze- gawczo. Całkiem. W dodatku mocno cię przerastające. Chcieliście rozmontować pompę. Debren podszedł bliżej, postukał w skomplikowany mechanizm trybów i dzwigni. Ciekawe po co. Ciekawość zabija, magunie. Niekiedy bardzo szybko. Podobnie jak brak ciekawości. Jak ją namówiłeś? wskazał żonę wła- ściciela. Bo do czego, możesz nie mówić. Chcieliście zdjąć to z góry i zatkać 201 rurę przepływową. Jedynym odgłosem wydawanym wówczas przez wiatrak był- by świst wiatru w szczelinach, a tego nawet wariat Kipancho nie uzna za oznakę życia. Potwór umrze i będzie można odjechać na poszukiwanie następnego. Płacą ci od sztuki, mistrzu? Idz spać. Bo zaśpisz i rano nie zdążysz na barkę. Powiedziałeś jej, co się stanie, jak Kipancho stwierdzi zgon przeciwnika? Nie. Bo nie wiem, co się stanie. To zależy od ciebie. Kręcisz, Def Groot. Obaj dobrze wiemy, co będzie dalej. Przyjedzie Van- ringer i urządzi pogrzeb. Spali wiatrak i domek pompiarza przy okazji. Ci lu- dzie staną się żebrakami. A jeżeli budowali z kredytów, to gospodarz trafi do lo- chu. Wiesz, ilu osadzonych wychodzi z lochu? Niewielu. A ilu żebraków zdycha w przydrożnym rowie? Cholernie wielu. Nie zmienimy porządku świata. Ale tych akurat ludzi możesz ocalić. Wy- starczy, byś wytłumaczył panu Kipancho, że z tego akurat wiatraka udało ci się potwora czarami wygnać. Samego wiatraka nie zabijając. %7ływego wiatraka Ki- pancho nie pozwoli spalić. On nie uznaje niepotrzebnego zadawania bólu komu- kolwiek. Kipancho to szaleniec. Nie mam zamiaru utwierdzać go w jego szaleństwie. Ktoś mu musi w końcu wyjaśnić, że wiatrak to tylko kupa zbitych przemyślnie desek. Leczenie choroby psychicznej metodą wyjaśnień? zakpił Def Groot. Interesujący pomysł. Proszę, próbuj. Rób, co chcesz, eksperymentuj, ostatecznie magun jesteś, nowych metod badacz i odkrywca. Tylko nie wbijaj klina między mnie a mojego pacjenta. I nie odzywaj się, kiedy będę go zapewniał w imieniu nas obu, że wiatrak nie żyje. Och, przepraszam. . . Czarownik. Potwór, co się wcielił w kupę zbitych przemyślnie desek. Stój cicho z boku, a potem bierz zapłatę i ma- szeruj na tę swoją barkę. Nie rozumiem, czego się boisz. Jeśli od umysłu tego nieszczęśnika logiczne wyjaśnienia odbijają się równie uparcie jak młoty bojowe, to cóż ci szkodzi moje gadanie? Powiem, co myślę, i wyjadę. Kipancho, możesz mi wierzyć, głupszy od tego nie będzie. Zakłócisz mi rytm kuracji warknął Def Groot. Dusza ludzka to deli- katna materia. To odłóż ten młotek poradził Debren. Delikatnej materii nie naprawia się młotkiem. Nawet owiniętym w szmaty. Duszysta nie odłożył młotka. Za to zrobił krok do przodu. Nie zbliżyli się za- nadto, bo magun był czujny i prawie równocześnie odskoczył lekko ku drzwiom. Spokojnie uśmiechnął się z przymusem Def Groot. Coś taki nerwo- wy? Przecież nie będziemy się bić. Nie o jakieś. . . To śmieszne. Nie, nie będziemy. Mam dość na dzisiaj. Więc zrób jeszcze jeden gwałtow- ny ruch, tylko jeden, a tak ci przypieprzę, że do rana nie wstaniesz. 202 Rudzielec, cokolwiek by o nim nie mówić, w swoim fachu był dobry. Wie- dział, kiedy i do jakiego stopnia ludzie mówią prawdę. Cofnął się więc powoli i odłożył młotek. Jak ją namówiłeś? powtórzył pytanie Debren. A uwierzysz, jak powiem, że zaapelowałem do jej patriotyzmu? Nie. Obiecałem zbadać dziewczynkę mruknął Def Groot. Do pewnego stopnia jestem medykiem. A ona ma gorączkę. Pewnie dlatego dała się tak łatwo ściągnąć z dachu. Debren bez słowa wyjął z uchwytu pochodnię, a potem skinął na stojącą z bo- ku gospodynię. * * * Myślałem, żeś uciekł. Debren obrócił się na stołku, choć nie musiał. Tylko jedna osoba mogła prze- cisnąć się przez wąskie drzwi z takim chrzęstem. Dzień dobry, panie Kipancho powiedział cicho. Nie uciekłem. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |