[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmiech, spoglądając znad okularów, krzywo siedzących na czubku nosa. - Dziękuję, Loving - zarechotał jak stara ropucha. - Te urocze maleństwa i ostatnia noc zrekompensują mi stratę krosna Fosterów i wszystkie inne upokorzenia... Dziękuję... - powtarzała senna mara. Susana zamknęła oczy i zaczęła nasłuchiwać wolnego bicia serca Morgana. Potem nachyliła się nad nim. Na jego wargach tkwił pewny siebie uśmieszek, jakby właśnie dostał od życia wszystko, czego pragnął. Trąciła go w ramię. - Morgan - szepnęła cicho, a on uśmiechnął się sze- rzej przez sen. - Morgan - powtórzyła. - Mmm? - odmruknął nieprzytomnie. - Morgan, kochanie - szeptała mu czule do ucha - czy gdybyś miał okazję, to sprzątnąłbyś te lalki sprzed nosa biednej, słodkiej S.E. Loving? Przytulił się do poduszki, westchnął i mruknął przez sen coś o tym, że musi wreszcie usadzić S.E. Loving na właściwym miejscu. Susana pochyliła się niżej. - Morgan... czy gdybyś miał okazję, to uciekłbyś z tymi lalkami? - dopytywała się. - Mhm. Dostanę wszystko... wszystko, czego chcę - mruknął i przewrócił się na drugi bok, zabierając dla siebie całe prześcieradło. Annabelle podniosła wzrok znad ciasta na naleśniki, które właśnie energicznie mieszała. Przekrzywiła głowę i zaczęła nasłuchiwać rytmicznego łoskotu, dochodzące- go z sypialni na górze. S R Susana dodała masła i podgrzała sok jagodowy. Przy- puszczała, że Morgan nie zrobi sobie krzywdy. Nie mia- ła innego wyjścia, musiała przywiązać go do łóżka. Po pierwsze, żeby dowieść, że może mu we wszystkim dorównać, a po drugie dlatego, że chciała pobyć kilka chwil sam na sam z Annabelle. Ceniła sobie chwile spę- dzone w towarzystwie Morgana, ale nie mogła prze- cież zrezygnować ze zdobycia dla siebie zabytkowych lalek. - Co mówiłaś, Annabelle, o swoich spryciulkach? - spytała dla zachęty, gdy łoskoty nie ustawały. Annabelle wylała ciasto na starą patelnię. - %7łe... że bardzo się cieszę z waszej wizyty. Spry- ciulki uwielbiają, kiedy coś się dzieje, a ty i Morgan lu- bicie rozrabiać, oj, lubicie! Zdaje się, że dzisiaj w nocy znowu słyszałam kroki na dachu. Susana odchrząknęła z zakłopotaniem, bo nad sufitem rozległ się głośny trzask i nastąpiły dalsze rytmiczne po- stukiwania. - Kochanieńka - zaniepokoiła się staruszka - czy nie powinnaś zajrzeć do Morgana? Pewnie śni mu się... wiesz, mężczyzni często mają takie sny... Mogłabyś zbu- dzić go pocałunkiem - podsunęła z filuternym błyskiem w oku. - Tylko nie to. Wolę nie budzić Morgana, kiedy rzuca się w łóżku. Kiedyś przyśniło mu się, że dostał się w nie- wolę goryli i wpadł w oko królowej. Czasami ten kosz- mar do niego wraca. Już się nauczyłam, że lepiej zostawić go wtedy w spokoju. Annabelle roześmiała się głośno i, uspokojona, zaczęła podśpiewywać, wymachując do taktu łopatką do naleś- S R ników. Susana natomiast ostrożnie przystąpiła do reali- zacji wcześniej obmyślonego scenariusza. - Prawdopodobnie jeszcze przed przebudzeniem Morgana będę musiała wyjechać - oznajmiła. - On, oczywiście, o tym wie. Całą noc męczyły go jakieś złe sny, więc sądzę, że kiedy wyzwoli się wreszcie spod pa- nowania królowej goryli, to zechce to odespać. Dlatego też, Annabelle, gdybyś uznała, że spryciulkom będzie do- brze w pomieszczeniu z regulowaną temperaturą, gdzie dostaną nowe stroje i będą miały z kim rozmawiać, to chętnie przebrałabym je teraz do podróży. Mogą się roz- siąść na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Co ty naj to? Przygotowałam nawet grubą flanelową kapę, żeby mogły wyglądać przez okno, póki nie dowiozę ich naj nowe miejsce. Morgan sobie tymczasem wypocznie a zanim wróci do domu, ja urządzę wystawę. Annabelle nadal podśpiewywała wesoło, nie wykazu- jąc większego zainteresowania ofertą Susany, ta jednak nie ustawała w staraniach. - A może podpisałabyś zgodę na pokazywanie ich; w moim muzeum? - zasugerowała. - Opieka i sprawy finansowe... - Wiesz, kochanieńka - przerwała jej starsza pani, wsuwając krawędz łopatki pod naleśnik - ta historia z muzeum mnie niepokoi. Pupki przyzwyczaiły się do: bycia w domu, szczególnie jeśli jest w nim gwarnie. Po za tym wolą spać, gdy ktoś jest niedaleko, w drugim po- koju. Nie są już pierwszej młodości i trudno byłoby im zmienić swoje przyzwyczajenia. No a w muzeum... Susana poczuła się tak, jakby za chwilę miała się pod nią rozstąpić ziemia. Coraz wyraziściej konkretyzował się S R przed jej oczami obraz przepaści, nad którą wisi, ucze- piona palcami skalnej krawędzi. Tymczasem Annabelle, nie zdając sobie sprawy, jakie spustoszenie w duszy dziewczyny wywołują jej słowa, ciągnęła: - Nie chciałabym ich narażać na niepotrzebne przej- ścia. Myślałam sobie, że najlepiej byłoby im właśnie u was w domu. Morgan może się nimi opiekować. Takie były kiedyś szczęśliwe, mając tu Henry'ego. Na pewno bardzo by się cieszyły z towarzystwa mężczyzny. Susana pożałowała, że być może zbyt wcześnie pod- jęła tę rozmowę. Temat był delikatny, wymagał gruntow- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |