[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mowała ją Agatha. Phil słyszał z oddali zszokowany głos Alison. Potem Agatha oznajmiła: Wiem, że był stary, ale okoliczności są podejrzane. Myślę, że zo- stał otruty. Wyłączyła telefon i stwierdziła: No to teraz jesteśmy uziemieni. Będą nas przepytywać. A miałam dzisiaj jechać do Blentynów. Kim oni są? To przedsiębiorcy budowlani, którzy mają budować na tym tere- nie ze zrujnowanymi domami. O, nie. Idzie ta suka z Wilkesem. LR T Detektyw sierżant Collins maszerowała przez pole w ich kierunku, a za nią inspektor Wilkes. Kiedy podeszli Agatha, powiedziała szorstko: Pokój na lewo od wejścia. Zaczekajcie tutaj warknęła Collins. Będziemy musieli was przesłuchać. To był długi, ponury dzień. Najpierw Agatha i Phil czekali w rezy- dencji, dopóki nie przyjechał zespół śledczy i patolog. Potem przybyła jednostka policyjna. Zaparkowali samochód przed rezydencją. Wreszcie Bill wsadził głowę do pokoju. Pani Raisin? Gdy znalezli się w holu, Agatha poskarżyła się. Ostatnio mówiłeś, że to ty przyjdziesz, żeby przyjąć moje zezna- nie. Wilkes to odwołał. Sam chciał cię przesłuchać. Czy Instick został otruty? Na to wygląda. Wyżsi oficerowie przyjeżdżają, żeby dać wsparcie zespołowi śledczych. Mają zbadać wszystko w kuchni. W drzwiach stanęła Collins. Czekamy, żeby przesłuchać panią Raisin powiedziała cierpko i odwróciła się na pięcie. Dlaczego nie ty? zapytała Billa Agatha. Collins jest ulubienicą Wilkesa. Dobry Boże! Lepiej idz już. Spróbuję wpaść do ciebie. Agatha pomaszerowała w kierunku policyjnego auta. LR T Zapowiadał się długi dzień. Zatrzymała się i zadzwoniła do Patricka. Mógłbyś zostawić to, co robisz, i przesłuchać Blen tynów? Są w Mircesterze. Wez ze sobą Toni. Patrick i Toni jechali do biura Blentynów w dzielnicy przemysłowej. Dziewczyna była podekscytowana. Pani Freedman na następny tydzień zarezerwowała jej kurs prawa jazdy. Jesteśmy powiedział Patrick. Zobaczmy, co mają do powie- dzenia. Recepcjonistka spojrzała na nich zdumiona. Toni! krzyknęła. Co ty tu robisz? Jestem prywatnym detektywem. Przyszliśmy przesłuchać twojego szefa. Nie mów! Fakt. Przypuszczam, że chcecie rozmawiać z samym panem Trumpem. On jest kierownikiem. Byłoby wspaniale, Sharon. Co on zrobił? Zdradzał żonę? Nie. Nic podobnego. To tylko rutynowe przesłuchanie. Wiesz, co? Zaanonsuj nas i daj mi swój numer telefonu. Musimy się kiedyś spo- tkać. Zwietnie. Zaczekajcie, powiadomię go. Powiedz tylko pośpiesznie powiedziała Toni że jakiś pan Mulligan życzy sobie porozmawiać z nim o miejscu na budowę. LR T Dobrze, Sherlocku. Usiądzcie. Sharon zadzwoniła do szefa. To mogłam być ja pomyślała Toni. W pracy bez perspektyw, jak Sharon. Dobrze bym się bawiła, gdybym nie czuła się tak strasznie wdzięczna Agacie. Lepiej udawaj, że się nie znamy powiedziała Sharon, odkłada- jąc słuchawkę. Idzie po was jego sekretarka, a ona jest nieprzyjemna. Drzwi do wewnętrznego biura otworzyły się i weszła wysoka, chuda kobieta w okularach. Pan Mulligan? Zechce pan iść ze mną. Pan Trump, który podniósł się, gdy weszli, aby ich powitać, oczywi- ście nie miał nic wspólnego z pracą fizyczną. Był pulchny, dobrze ubra- ny, z dobrotliwą, okrągłą twarzą i gęstymi siwymi włosami. Proszę usiąść powiedział, wskazując dwa krzesła naprzeciwko swego biurka i powiedzieć, jak mogę pomóc. Kiedy Patrick wyjaśnił mu powód ich wizyty, zaczął zachowywać się jak rozdrażnione dziecko. Jestem zajętym człowiekiem powiedział ze złością. Pani Tamworthy była zainteresowana sprzedaniem mi kawałka ziemi pod bu- dowę, ale nigdy nie sfinalizowaliśmy interesu, chociaż dawałem jej dobrą cenę. Pewnego razu powiedziała, że przyjdzie do biura zakończyć roz- mowy, a pózniej zadzwoniła, że zmieniła zdanie. Myślałem, że stetrycza- ła. Lepiej porozmawiajcie z jej pośrednikiem, George'em Pysonem. Gdzie go znajdziemy? Ma małe biuro na College Street. Pod dziesiątym. Wpadłem do niego kiedyś, aby się dowiedzieć, czy nie mógłby przemówić tej babie do rozsądku. LR T Patrick i Toni zaparkowali w centrum Mircesteru i poszli wzdłuż College Street. Numer dziesięć to był mały, stary, dawny sklep z oknami o szybach koloru butelki. Patrick zadzwonił i czekali. Drzwi otworzył wysoki mężczyzna z szopą czarnych włosów. Nosił koszulę w kratkę i zielone, sztruksowe spodnie. Był na swój sposób przystojny i młodszy, niż Patrick się spodziewał. Ocenił go na około trzydziestu lat. Czy pan George Pyson? zapytał Patrick. Tak, to ja. Jesteśmy prywatnymi detektywami i badamy sprawę morderstwa pani Tamworthy na zlecenie jej rodziny. Wejdzcie. Kto to jest? Panna Toni Gilmour, też detektyw. Ja jestem Patrick Mulligan. W małym biurze stało biurko i twarde krzesła. Za biurkiem przypięta była mapa wsi i posiadłości Tamworthy. Czym dokładnie pan się zajmuje? zapytała Toni. Zarządzam posiadłością, zbieram czynsze, prowadzę księgi farmy i wynajmuję pomocników. Jak długo pan to robi? dopytywał Patrick. Jest pan młodszy, niż się spodziewałem. Dopiero od czterech lat. Poprzedni pośrednik zmarł. Więc przez cztery lata pracował pan blisko z mieszkańcami wsi. Czy podejrzewa pan, kto mógłby zamordować panią Tamworthy? Znam dużo ludzi, którzy jej nie lubili. Ale morderstwo? Trudno sobie wyobrazić kogoś, kto to robi. Jak się panu układało z panią Tamworthy? zapytała Toni. Przyjrzał się jej i uśmiechnął się. LR T Jest pani ładną dziewczyną, ale byłaby pani ładniejsza, gdyby przyciemniła pani rzęsy. Niech pan zostawi w spokoju mój wygląd zaprotestowała. Czy byłem z nią w dobrych stosunkach? Ona tak myślała. Flirto- wała ze mną. Groteskowa baba. Obecnie rozglądam się za inną pracą, bo przypuszczam, że spadkobiercy sprzedadzą posiadłość. To jest dziwna wieś. To znaczy? Zamknięta, tajemnicza. We wszystkich wsiach w rejonie Cot- swolds jest wielu przybyszy. Często więcej jest obcych niż wieśniaków. Ale nie w Tapor. Myślę, że tam może być trochę kazirodztwa. I jeszcze czarna magia. Czarna magia? krzyknęli zgodnie Tina i Patrick. To tylko moje odczucie. Może tylko jakieś pogłoski, tu i tam. Jest taki magazyn, który ogłasza, kiedy odbywa się sabat czarownic. Przy- puszczalnie to jest jednak biała magia. Nieszkodliwe zebrania. Raz sprawdzałem w nim, czy wspomniano Lower Tapor, ale nie. Przykro mi, nie mogę wam pomóc. Zostawcie swoje wizytówki, to zadzwonię, jeśli coś sobie przypomnę. Jak się nazywa ten magazyn i gdzie go można dostać? zapytała Toni. Jest taki sklep na High Street, zwany Inny Zwiat. Wiecie, taki, w którym sprzedają magiczne kamienie, kadzidełka i tym podobne rzeczy. Tam można dostać to pismo. Podniósł się, aby ich odprowadzić. Młoda damo zwrócił się do Toni widzę, że ktoś ci niedawno podbił oko. To może być niebezpieczna praca dla kogoś tak młodego. LR T Dam sobie radę odparła. Odciągnął ją do tyłu, kiedy Patrick, który szedł przed nią, wychodził na ulicę. Bądz ostrożna. Potrafię się sobą zaopiekować odburknęła cierpko. Co to było? Czego chciał? zapytał Patrick, kiedy szli w kie- runku High Street. Powiedział mi, żebym uważała. Bezczelny! Będziemy kupować ten magazyn? Możemy Nie powiedział, jaki ma tytuł. Jestem pewna, że oni wiedzą, o co chodzi. Magazyn nazywał się Twoja Magia". Przerzucili strony i dotarli do końca, gdzie był spis wydarzeń. Zdumiewające stwierdziła Toni. Same sabaty czarownic. Musi tu być sporo chorych na umyśle. Ale nigdzie nie wymieniono Lo- wer Tapor lub jakiegoś pobliskiego miejsca. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |