[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sten czekał. - Miał kilka słów raczej przykrego komentarza. Zwłaszcza, żołnierzu, o małej sprawie złamania rozkazu. Imperatorskiego rozkazu. Sten wyobraził sobie, co zrobił, westchnął w myślach głęboko i przygotował się na najgorsze. Zapewne egzekucja. - Masz coś do powiedzenia na swoją obronę, poruczniku? Sten miał. Ale pomyślał, że nie warto. Po co tracić oddech? Był już skazanym człowiekiem... - Czekam, poruczniku. - Umm, przepraszam bardzo, sir - zaskrzeczał Sten. - Ale nazwał mnie pan właśnie porucznikiem. Mahoney zaśmiał się, a potem usiadł na brzegu szpitalnego łóżka. - Bezpośredni rozkaz samego Imperatora, stary. - Sięgnął do swojej tuniki i wyciągnął parę małych, srebrnych pasków. I nóż Stena. Położył je na łóżku. Sten był pewien, że albo śni, albo Mahoney oszalał. Albo i jedno, i drugie. - Ale ja myślałem, że ja, to znaczy... - Zupełnie przypadkiem udało ci się spełnić najgorętsze życzenie szefa - powiedział Mahoney. - Chciał, żeby Thoresen zginął? - Nie życzył mu najlepiej. No i to oszczędziło całej masy wyjaśnień. - Tak, ale ten awans - stwierdził Sten. - Raczej nie jestem typem oficera. - Nie mogę się z tym nie zgodzić. Ale Imperator myśli inaczej. A dobry żołnierz zawsze słucha swojego przełożonego. Czyż nie, poruczniku? Sten uśmiechnął się. - Prawie zawsze - powiedział. Mahoney wstał, aby odejść. - A co z Bet? - Jeżeli nie masz nic przeciwko - odrzekł Mahoney - to przyłączy się do Zespołu Modliszki. Sten nie miał żadnych obiekcji. Wieczny Imperator z namaszczeniem odkurzył butelkę, wyciągnął korek i nalał dwa rzetelne drinki. Mahoney podniósł jeden. Popatrzył na niego podejrzliwie. - To znowu szkocka, szefie? - chciał się dowiedzieć. - Tak. Ale tym razem prawdziwa. - Skąd? - Nie powiem. Mahoney upił łyk. Zakrztusił się. - Co u...? Wieczny Imperator rozpromienił się. Pociągnął porządnie. Obracał płyn w ustach, napawając się smakiem. - Taka, jak trzeba - powiedział. Napełnił znowu szklankę. - Zrobiłeś wszystko jak należy? W sprawie Stena? - Tak, jak pan powiedział, szefie. Imperator pomyślał przez chwilę. - Daj mi znać, jak on sobie radzi. Myślę, że trzeba mieć na niego oko. - Jestem tego pewien, szefie. Całkowicie pewien. Mahoney zmusił się do wypicia drinka. A potem wyciągnął szklankę po następną porcję. W tego rodzaju pracy musi się mieć pewność, że szef jest szczęśliwy. A Wieczny Imperator nienawidził pić w samotności. Table of Contents Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 . Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Rozdział 38 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |