[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu o swojej rodzinie, doskonałym tematem do rozmowy okazały się ich stu- dia. Ona była w Aggie, a on w Longhorn, a ponieważ te dwie szkoły rywalizowały ze sobą o pierwszeństwo, to mieli temat do rozmowy aż do drzwi jej mieszkania. A teraz ponownie zaczął z nią flirtować, ale ona postanowiła, że kiedy dojdą do drzwi, poda mu rękę, podziękuje za kolację i szybko odejdzie. Już nawet nie martwiła się, że sprawa odzyskania rzeczy Jess Golden nie posunęła się nawet o krok. Zajmie się tym innym razem, kiedy nie będzie tak zakłopotana. Całkowicie ją rozbroił czarującą rozmową, gorącymi spojrzeniami i propozycją przeżycia choć raz swawolnej przygody. Nie była przyzwyczajona do stanów zachwianej równowagi i nie wiedziała, jak sobie radzić z takimi sensacjami. - Dziękuję... - zaczęła, kiedy doszli do drzwi - dobranoc. .. Minęła dłuższa chwila, a on nic nie mówił. W końcu zdecydowała się spojrzeć na niego. Uniosła głowę i napotkała jego oczy. Do licha, śmiał się. Westchnęła ciężko. - Co jest teraz śmiesznego? - Ty, moje kochanie. Ty, byłaś przez chwilę śmieszna. - Ciepło i uczucie w jego głosie spowodowało, że stadomotyli zatrzepotało skrzydłami w jej brzuchu. - A ja łatwo się śmieję. Chodź do mnie bliżej. I pocałował ją. Krótko, uporczywie patrząc jej w oczy. Nie protestowała i nawet nie dziwiła się, że to się stało. Następnie wziął ją w ramiona. pona Czy walczyła? Nie. Czy chciała walczyć? Chyba nie. Była to niespodzianka stulecia. Stała z głową odchyloną do tyłu, patrząc, jak jego piękne usta zbliżają się do jej. Właściwie tylko patrzyła. Uniosła się na palce, żeby szybciej napotkać jego usta. Później oparła ręce o jego bicepsy i przysunęła się do niego bliżej. Był taki ciepły, jak szal w chłodną zimową noc i jak marzenie senne w leniwe letnie popołudnie. Pieścił jej usta swoimi, wolno i słodko, delikatnie i nie-wymagająco. To było cudowne, nieprawdopodobne. Bezwiednie uniosła ręce, otoczyła jego szyję i zanurzyła palce w jego włosach. Po prostu to zrobiła, świadoma tylko jedwabistej miękkości włosów, ciepła i siły mięśni pod skórą, a także ekscytującego ciepła i twardości, które poczuła, kiedy przycisnął ją do siebie. I był wielki. I tak silny, jak delikatny. Tulił ją w ramionach, a po chwili zaczął całować tak mocno, że z braku oddechu rozchyliła wargi, o co mu najwidoczniej chodziło. Jego język zaczął poruszać się w jej ustach i poczuła, jak drży cały, i słyszała tylko jego jęk. Czuła, jak bardzo jest głodny jej ciała. Świadomość tego wywołała u niej zawrót głowy. Żeteż taki mężczyzna jak on mógł zostać prawdziwie pobudzony przez taką kobietę jak ona. Świadomość ta dała jej siłę, która przepłynęła przez nią jak prąd. Siłę jego namiętności mogła mierzyć natężeniem jego drżenia. Poczuła bolesne ciepło w dole pona brzucha od zmysłowej przyjemności, by po chwili poczuć chłód, gdy uniósł ręce i rozplątał jej ramiona, otaczające mu szyję. - Uff- powiedział głosem ochrypłym od namiętności. Odrobinę się cofnął. - Uff - powtórzył. Następnie potrząsnął głową, odwrócił się na pięcie i poszedł do samochodu. Nawet nie powiedział jednego słowa. Trochę oszołomiona, Christine patrzyła za nim. Po prostu uciekł, chociaż chwilę wcześniej nie był zdolny oderwać się od niej. Jeszcze pół godziny później, kiedy kładła się spać, czuła mrowienie ust od jego pocałunków, A umysł, Boże, umysł miała jakby czymś omotany. Jej doświadczenie z seksem było niewielkie i niesa-tysfakcjonujące. Powodowało bardziej napięcie niż namiętność. Zawsze uważała, że była to jej wina. Ale Jacob Thorne dowiódł, że bywają wyjątki od reguły. Ku swemu kompletnemu zdziwieniu polubiła sposób, w jaki jej dotykał. Pokochała sposób, w jaki ją całował. A może była to kwestia tego, że wierzyła mu instynktownie, kiedy oplótł ją ciasno ramionami i całował z entuzjazmem i umiejętnościami wytrawnego kochanka. Wyczuwał dokładnie to, czego pragnęła, i precyzyjnie dostarczał jej to ciepłem swych dłoni i ust.Tak było, dopóki nie oderwał się od niej i nie spojrzał tak, jakby nie wiedział, w jaki sposób trafiła w jego ramiona. Zachował się tak, jakby całując ją popełnił kolosalną pomyłkę. Ale to nie wyglądało na pomyłkę, bo czuła się wprost niewiarygodnie. pona Teraz natomiast czuła się niewiarygodnie skonfundowana. I samotna. Najbardziej ze wszystkiego samotna. Znacznie później uświadomiła sobie, że nawet nie porozmawiali o rzeczach Jess Golden. ROZDZIAŁ SZÓSTY Tego samego wieczoru Jake siedział nad szklanką piwa w barze Teksańskiego Klubu Ranczerów. Przebywanie w ekskluzywnym klubie założonym blisko sto lat temu dawało mu zazwyczaj pełne zadowolenie. Urządzenie klubu było typowo męskie. Ciężkie skórzane fotele, wielki kominek, a na ścianach obrazy i zabytkowe pistolety. Nie potrzebował falbanek i kobiecej atmosfery. Ale myślami był przy Chrissie Travers. Zostawił ją blisko dwie godziny temu. Zacałowaną, zdruzgotaną i zranioną. Boże, czy mógł do tego stopnia zatonąć w kobiecych pocałunkach i zagubić się jak podczas wędrówki bez mapy lub kompasu? Dopiero gdy mu się udało przywołać rozum, uciekł przesycony emocjami. Zatrzymał jednak pod powiekami jej obraz, miękkie, opuchnięte usta i szaro-zielone oczy szeroko otwarte i zdziwione. Uff.. - Wyglądasz, jakbyś był w złym humorze. Spojrzał przez ramię i ze zdziwieniem stwierdził, że to jego brat bliźniak, Connor, usiadł obok na stołku ba-rowym. To było tak, jakby patrzył pona w lustro. Ludzie mówili, że gdyby nie ich włosy, nie potrafiliby ich rozróżnić. Connor miał ciemnobrązowe włosy przystrzyżone po wojskowemu, podczas gdy Jake preferował dłuższe, nieco zmierzwione, świadczące o buntowniczej naturze. - No i co z tego? - burknął Jake i natychmiast pożałował obcesowej uwagi. Connor miał przecież rację. - Daj nam dwa więcej - zwrócił się do [ Pobierz całość w formacie PDF ] |