[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nań uderzyć pierś w pierś, zadać śmiertelne pchnięcie, a
potem już tylko ufać, że jego kości dość okażą się
twarde, by wytrzymać chwilę nieuniknionego zwarcia.
Więc gdy małpa nań spadła, rozwierając szeroko
straszliwe ramiona, nurknął między nie i pchnął z całą
swą zdesperowaną mocą. Poczuł, że ostrze tonie po
rękojeść w kudłatej piersi; puścił sztylet w okamgnieniu,
odchylił głowę i zwarł całe ciało w ciasny węzeł
muskułów, a zarazem wymierzył kolanem kopniaka w
podbrzusze stworu i chwyciwszy zbiegające się łapska
próbował złagodzić miażdżący uścisk.
Przez jeden mglisty moment czuł się tak, jakby
trzęsienie ziemi rwało go na strzępy, ale zaraz potem
odzyskać swobodę. Leżał na posadzce, a właściwie na
cielsku potwora, który z wywróconymi krwawymi ślepiami i
drgającą w piersi rękojeścią sztyletu wydawał ostatnie
tchnienie. Pchnięcie rozpaczy znalazło cel.
Strona 37
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
Drżąc każdym włóknem ciała, Conan sapał jak po długim
boju. Miał wrażenie, że niektóre jego kości zostały
wyrwane ze stawów, czuł okrutnie nadwerężone i poskręcane
ścięgna i mięśnie, z zadraśnięć, które pozostawiły szpony
bestii, ciekła krew. Gdyby potwór żył jedną chwilę
dłużej, byłby go z pewnością rozerwał. Ale potężna krzepa
Cymmeryjczyka wytrzymała próbę, co człeka słabszej
konstrukcji musiałaby kosztować życie.
6. PCHNICIE NO%7łA
Conan pochylił się i wyrwał nóż z piersi potwora.
Potem szybko jął się wspinać po schodach. Nie miał nawet
wyobrażenia, jakie napawające grozą postaci kryje
ciemność, lecz nie pragnął napotkać już żadnej. Walki,
równie ryzykowne jak ta, którą przed chwilą stoczył, były
zbyt wyczerpujące nawet dla gigantycznego Cymmeryjczyka.
Blakły rozsiane na podłodze plamy księżycowego światła,
gęstniała ciemność, i coś na kształt paniki gnało go w
górę schodów. Wydał potężne westchnienie ulgi, gdy
dotarłszy do ich szczytu przekonał się, że trzeci klucz
otwiera zamek. Z lekka uchylił drzwi i wyciągnął szyję,
by przez nie zerknąć nieomal oczekując ataku ze strony
ludzkiego albo nieludzkiego przeciwnika.
Patrzył jednak na surowy, nędznie oświetlony kamienny
korytarz i stojącą przed drzwiami smukłą gibką postać.
 Wasza Wysokość!  Był to niski rozedrgany okrzyk, na
pół ulgi, na pół przerażenia. Jednym skokiem dziewczyna
dopadła jego boku, a potem zawahała się, jakby ogarnięta
wstydem.
 Krwawisz  powiedziała.  Jesteś ranny!
Niecierpliwym gestem ręki zbagatelizował tę kwestię.
 Draśnięcia, co i dzieciaka by nie zabolały. Przydał
się wszelako twój nożyk. Gdyby nie on, łupałby już
Tarascusowy małpiszon moje gnaty w poszukiwaniu szpiku. I
co teraz?
 Chodz ze mną  wyszeptała.  Wyprowadzę cię za mury
grodu. Ukryłam tam konia.
Odwróciła się, by powieść go w głąb korytarza, ale
położył ciężką dłoń na jej nagim ramieniu.
 Idz obok mnie  nakazał cicho, otaczając masywnym
ramieniem jej smukłą kibić.  Skłonny jestem ci ufać, bo
dotąd grałaś ze mną uczciwie, ale po dziś dzień żyję
tylko dlatego, że zbyt długo nie wierzyłem ani żadnemu
mężowi, ani żadnej niewieście. No! Jeśli mnie teraz
zwiedziesz, nie dożyjesz chwili, w której będziesz się
mogła tym figlem radować.
Nie wzdrygnęła się ani na widok poczerwienionego
Strona 38
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
sztyletu w jego garści, ani poczuwszy na swym jędrnym
ciele dotyk twardych muskułów.
 Zarżnij mnie bez litości, jeśli cię oszukałam 
odparła.  Już czuć na sobie twe ramię, nawet gdy je w
grozbie wyciągasz, jest jak spełnienie snu.
Aukowo sklepiony korytarz kończył się drzwiami;
otwarła je. Leżał za nimi czarny olbrzym w turbanie i
jedwabnej przepasce biodrowej, a zakrzywiona szabla
spoczywała na kamiennej posadzce obok jego dłoni. Nie
poruszał się.
 Zadałam mu w winie narkotyku  wyszeptała, omijając
łukiem rozciągniętą postać.  Jest ostatnim i czuwającym
najdalej na zewnątrz strażnikiem podziemi. Nikt dotąd z
nich nie umknął i nikt ich nigdy odwiedzić nie pragnął,
więc straż przed nimi sprawują tylko ci Czarni. I tylko
oni ze wszystkich sług pałacowych wiedzą, że to króla
Conana przywiódł Xaltotun jeńcem w swoim rydwanie. Inne
dziewczyny spały, a ja, bezsenna, patrzyłam z górnych
okien, co się otwierają na dziedziniec, wiedząc bowiem,
że została stoczona bitwa, lub że jeszcze się toczy,
lękałam się o ciebie&
Widziałam, jak niosą cię po schodach i rozpoznałam twą
twarz w blasku pochodni. Wkradłam się dzisiejszej nocy do
tego skrzydła pałacu w sam czas, by spostrzec, że znoszą
cię do lochów. Nie poważyłam się przybyć przed
zapadnięciem nocy. Cały dzień musiałeś przeleżeć w
komnacie Xaltotuna pozbawiony świadomości narkotykiem.
Och, strzeżmy się! Niezwykłe rzeczy dzieją się w
pałacu dzisiejszej nocy. Niewolni gadają, że Xaltotun,
jak to czyni często, śpi oszołomiony stygijskim lotosem,
ale powrócił Tarascus. Wszedł po kryjomu przez poternę,
spowity w zakurzony jak po długiej podróży płaszcz,
jedynie towarzystwie swego giermka, chudego milkliwego
Ardieusa. Nic nie pojmuję, ale czuję lęk.
Dotarli do podnóża wąskich spiralnych schodów, a
znalazłszy się na górze, przeszli przez szczelinę zakrytą
kasetonem boazerii, który odsunęła na bok. Gdy już byli
po drugiej stronie, zasunęła go na powrót, by wyglądał
jak część zdobnej ściany. Znajdowali się teraz w
obszerniejszym korytarzu, wyścielonym dywanami i
gobelinami, rozjaśnionym złotą poświatą zwisających z
sufitu lamp.
Conan czujnie nasłuchiwał, ale w całym pałacu nie
rozległ się żaden dzwięk. Nie wiedział, w jakim skrzydle
przebywają, ani też w której stronie leży komnata
Xaltotuna.
Dziewczyna drżała, wiodąc go przez korytarz. Stanęli
wreszcie przed alkową, którą przesłaniała aksamitna
Strona 39
Howard Robert E - Conan. Godzina smoka.txt
kurtyna. Odsunąwszy ją, Zenobia poleciła mu gestem, by
wszedł do niszy i wyszeptała:
 Poczekaj tu! Za owymi drzwiami w końcu korytarza o
każdej porze dnia i nocy możemy się natknąć na eunuchów
lub rabów. Sprawdzę, czy droga wolna, nim ruszymy dalej!
Z miejsca obudziła się w nim na nowo podejrzliwość.
 Czyżbyś mnie wiodła w pułapkę?
Z jej ciemnych oczu trysnęły łzy. Opadła na kolana i
uchwyciła jego muskularną dłoń.
 Och, mój królu, nie okazuj mi teraz nieufności! 
Głos drżał jej błagalnie.  Jesteśmy zgubieni, jeśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.