[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Spójrz Elezarze, co za szczęśliwy wieczór, chyba wszyscy będą go długo pamiętać. - O tak! To będzie ważny wieczór, a szczególnie noc również dla ciebie. Musisz wszystko dobrze zapamiętać. - Jak do dla mnie? Co masz na myśli? Co ma się wydarzyć? - pytał przejęty Tomek. - Tomiaszu! Dziś w nocy wielki Elohim wyjaśni ci, jakie zadanie musisz wykonać, abyś mógł wrócić do domu. To będzie coś w rodzaju egzaminu, którym udowodnisz, że masz w sobie Jego siłę i odwagę. Tomasz wyglądał na niezwykle przejętego, a nawet przerażonego. - Ale jak On mi to wyjaśni? W jaki sposób? We śnie. - wytłumaczył Elezar. - To zadanie przyśni ci się dzisiaj w nocy. - Ale ja rzadko kiedy pamiętam co mi się śniło. Co będzie, gdy nic sobie nie przypomnę? Zostanę tu na zawsze? - biadolił spanikowany Tomek. - Nie martw się. Elohim zadba, abyś nie zapomniał. To będzie bardzo wyrazny sen. Na pewno go zapamiętasz. - No! Teraz to przegiąłeś! Chyba z wrażenia w ogóle nie zasnę! Stale będę o tym myślał. Mogłeś mi wcale o tym nie mówić, Elezarze. Strasznie się denerwuję. To gorsze niż dziesięć szkolnych sprawdzianów jednego dnia. - Spokojnie, przyjacielu. Chodzmy teraz zebrać drewno na ognisko. Gorąca kolacja dobrze ci zrobi. - No, nie wiem, nawet jeść już mi się nie chce. - za-marudził Tomek, podążając za swym wielkim przyjacielem. Po niecałej godzinie siedzieli sobie na łące położonej tuż obok miasta i przy trzaskającym ogniu zajadali upieczone mięso. Po zachodzie słońca wieczór przechodzący w noc był jeszcze piękniejszy. Tomek nie widział nigdy takiej ilości gwiazd na niebie. W jego świecie łuna świateł miasta przyćmiewała ten niecodzienny widok. Jednak chłopiec nie mógł skupić się na podziwianiu rozgwieżdżonego nieba. Stale myślał o zadaniu, które miał otrzymać za parę godzin we śnie. - A jeśli będzie za trudne? - znowu zaczął chłopak. - Co wtedy zrobię? Zostanę tu na zawsze? - Nie martw się. - pocieszał go Elezar. - Elohim cię lubi. On chce, abyś zdał ten egzamin, abyś był silny i odważny. Przygotuje cię wcześniej do wszystkiego. Kładz się spać, szkoda czasu na niepotrzebne zmartwienia. Tomek z wielkimi przestraszonymi oczami położył się przy ognisku pod drzewem. Jasnowłosy wojownik usiadł obok niego, mówiąc: - Widzę, że rzeczywiście sam nie zaśniesz. Położył swą wielką dłoń na czole Tomka, który natychmiast rozpoczął zacięta walkę ze swymi coraz cięższymi powiekami. W końcu przegrał i zasnął. Rozdział 7 Niewykonalne zadania, a jednak Gdy otworzył oczy, zaskoczony zdał sobie sprawę, że nie leży, ale stoi. Znajdował się u stóp jakiegoś wzgórza. Wokół zieleniły się rozległe łąki z gęstą, soczystą trawą. Aż dziwne, że nie pasły się tam żadne zwierzęta. Kępami rosły rozłożyste krzaki z długimi, prostymi gałęziami. Pędy nie miały żadnych kolców, a liście z łatwością dawały się odrywać - wystarczyło jedno pociągnięcie palcami. Który chłopak mógłby się powstrzymać, aby nie urwać sobie równego kija i nie pobawić się takim udawanym mieczem czy włócznią. Gdy niby broń świstała już w ręce, Tomasz poczuł nieodpartą chęć, aby jak najszybciej znalezć się na szczycie wzgórza. Zaczął biec, przeskoczył jakąś hałdę i... oderwał się od ziemi. Zdumiony spostrzegł, że siłą swej woli unosił się coraz wyżej i wyżej. - Umiem latać! Zawsze o tym marzyłem! Widać nie jest ze mną aż tak zle. Co ja mówię, teraz to ja jestem SUPERTOMASZ! Wznosił się ponad zaroślami i dużymi głazami. Nagle spostrzegł, że pędzi wprost na wysokie drzewo. Zaczął gwałtownie machać rękami i nogami. Leć, leć, w górę! Skupił się więc i w ostatnim momencie wzbił wyżej, szeleszcząc stopami w koronie drzewa, które zostało gdzieś pod nogami. W ekspresowym tempie znalazł się na szczycie góry, rozejrzał się, gdzie by najlepiej wylądować i miękko osiadł na ziemi. Zachwycony spojrzał w dół. Dopiero stąd mógł docenić wysokość wzgórza, które zdobył w tak niezwykły sposób i to bez najmniejszej zadyszki. - Hmm, potrzebowałbym przynajmniej pół godziny, gdybym wchodził na szczyt pieszo. - pomyślał Tomasz i zaczął rozglądać się wokół, podziwiając majaczące na horyzoncie wysokie wzgórza. Powietrze było chłodne i rześkie, co zawsze poprawia widoczność, nawet przy bardzo dalekiej odległości. Wtem jakiś grozny i nieprzyjemny ryk zakłócił mu błogie lenistwo obserwatora. - Co to? - przerażony szukał wzrokiem istoty, która wydała z siebie ten niepokojący odgłos. Poczuł, że ten dzwięk wbija się w jego serce i cały zadygotał, jakby poraził go prąd. Niepokój przeszył go dreszczem. Chłopak rozejrzał się przestraszony, a widok, który ujrzał, wcale go nie uspokoił. Po drugiej stronie wzgórza działo się coś, co sprawiło, że pobladł z wrażenia. Jedyną pociechą w tej sytuacji było to, że stał wysoko na szczycie, a nie tam w dole. W rozległej dolinie stało bowiem dwóch szykujących się do starcia przeciwników. Choć trudno było dokładnie oszacować ich wielkość, wyglądali na stworzenia o sporych rozmiarach. Tomasz dostrzegł, że wzrostem przewyższają pobliskie drzewa. Ten, który ryczał, był niezwykle zgarbionym monstrum. Odległość nie pozwalała dostrzec wielu szczegółów jego wyglądu, jednak w oczy rzucała się mocna sylwetka wsparta na przykurczonych nogach. Z paszczy sterczały dwa ostre kły. Musiały być sporej długości, skoro było je widać ze szczytu góry. Bestia potrząsała groznie czarnym mieczem. Wymachiwała też drugą, muskularną, zakończoną szponami łapą. Naprzeciwko potwora stał równie olbrzymi wojownik podobny do człowieka. Jego szczupła budowa zdradzała niezwykle młody wiek. Był dziwnie spokojny i machał swym mieczem jakby od niechcenia, dokładnie tak, jak to robił Tomasz ułamanym kijem. Chłopak od razu dostrzegł ten szczegół. Nawet zaczął się zastanawiać, czy nie ma jakiegoś wpływu na tego młodzieńca tam na dole. - Nie zaszkodzi spróbować, chociaż to przecież niemożliwe. - pomyślał. Uniósł rękę z patykiem ku górze i ku wielkiemu zaskoczeniu dostrzegł, że wojownik zrobił dokładnie to samo. Tomasz ugiął nogi, przyjmując waleczną postawę i tamten, jakby zdalnie sterowany, zrobił to samo. Polak zaczął ostrożnie krążyć. W ślad za nim podążył młodzik na dole, obchodząc łukiem ryczącego przeciwnika. Bestia nie wytrzymywała [ Pobierz całość w formacie PDF ] |