[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ją od pobyttu w Górskim Miasteczku.
I długa 'droga. Zawsze zapominała, jak długa, jak trudna. Kiedy pierwszy raz
znalazła dirogę, zrobiła przerwę w wędrówce, żeby się przespać md Trzcciią Rzeką, u
podnóża góry. Od kiedy skończyła szesnaście lat, 'mogła dotrzeć do Tembreabrezi
bez odpoczywamia, ale było to trudne, 'cały czas pod górę, po imroczmych,
stromych stokach, w górę i naprzód, zawsze dalej, niż zapamiętała. Kiedy dotarła
wreszcie do wygodnej drogi i łagodnego zakrętu, inie czuła móg, miała poranione
stopy i była bardzo głodna. Ale w itym właśnie tkwiła cała frajda, żeby dotrzeć tu
zdrożonym, marząc o jedzeniu, cieple i odpoczynku ii cieszyć się do głębi serca 'na
wtidok rozświetlomych okien w zimnym izakolu górskiego zbocza i nieba, i poczuć
dym bierwion z ogmiska, zapach, który od prapoczątków szepcze:,,samotność jest
poza tobą, przychodzisz do domu". I usłyszeć głosy wymawiające jej imię.
 Irena!  zawołała na ulicy przed podjazdem gospody mała Aduvam z
zaskoczeniem, które zaraz przeszło w uśmiech i okrzyk w stronę towarzyszy zabawy.
 Irena tialohadji!  Irena wróciła.
Irena ściskała i huśtała dzieciaka, aż zaczął piszczeć, a stadko pozostałych czterech
maluchów tańcząc wokół niej wrzeszczało ciem-kimi, słodkimi głosikami, domagając
się również uścisków d huśtania, aż PaMizot wyjrzała,na podwórze zobaczyć, co 'to
za rwetes, i wyszła jej naprzeciw, wycierając ręce w fartuch, spoko j9 na.
 Wejdz, Ireno, wejdz. Przybywasz z daleka, musisz łbyć zmęczona.  Tak samo
przywitała ją za pierwszym razem, kiedy pirzy3  Miejsce początku 33
szła do Górskiego Miasteczka jako czternastoletnia dziewczynka, głodna, brudna,
zmęczona, wystraszona. Nie znała wtedy języka, ale zrozumiała, co Palizot do niej
mówi:,,Wejdz, dziecko, wejdz do domu".
Ogień ipłonął ima wielkim kominie gospody. Cudowny zapach cebula, kapusty i
przypraw przenikał izby. Wszystko było tafk jak dawniej, tak jak powinno być, 'nie
licząc drobnych ulepszeń, które należało podziwiać. Podłogi! pokryte były
czerwonymi miatami ze słomy, zamiast, jak dawmiej, piaskiem wysypanym na gołe
desiki.
 Aadnie z tym jest, przytulniej  powiedziała Irena, a Palizot zadowolona, ale jak
zwykle rzeczowa, odparła:
 Nie wiłem jeszcze, cizy będą praktyczne. Zaraz zapalimy światło przy (kominku.
Sofir! Przyszła Irena! Zostaniesz z nami jaikiś czas,levadja?
Dziecko, tto słowo oznaczało ukochiame dziecko; dodawali przyrostek "adja"
również do imion, spieszczając je w ten sposób.
Bardzo lubiła, gdy Palizot zwracała się tak do niej. Kiwnęła głową, bo postanowiła
już wcześmiej, że spędził tu dwanaście dni, jedną noc po tamtej stronie bramy.
Próbowała sformułować 'poprawnie pytanie, ale imię od raziu jej się to udało,
miesiące minęły od czasu, kiedy mówiła w ich języku.
 Palizot. Powiedz mi. Od kiedy 'tu byłam& czy ktoś przychodził południową drogą?
 Nikt ime przychodził żadną drogą  Palizot udzieliła tej dziwnej odpowiedzi głosem
spokojnym i inamasiziczonym. Właśnie wynurzył się z piwnic Sofir, do gęstych,
czarnych włosów przyczepiła mu się pajęczyna. Był to mężczyzna o barytonowym
głosie i je-dnaikowych wymiiarach od klatki piersiowej do bioder, tak że można 'by go
pociąć na jednakowe kloce jaik pień dirzewa. Przytulił Irenę, uścisnął obie jej ręce i
zakrzyknął radośnie:
 Kawał czasu, Ireno, kawał 'czasu, ale przyszłaś nareszcie! Zajęła swój ulubiony
pokój, a potem pomogła Sofirowi nosić drwa do kominika. Ułożył je, od razu rozpalił
ogień, żeby ogrzać pokój, i przewietrzył go, bo 'czuło się, że dawno nikt \v nim nile
mieszkał. Nile było żadnych przy jezdnych. Właściwie to nic niezwykłego, ale
isposibrzegła i inne oznaki niewielkiego ruchu w gospodzie,
34
wyraznie interes szedł słabo. Wielike cynowe dzbany na piwo wiszące rzędem na
ścianie, używane przy biesiadzie kupców albo na powitanie grupy nabywców sukna
przybywających z imizm, od dawna nie były zdejmowane. Poszła zobaczyć, jakie
zwierzęta są w stajniach, ale nie było żadnych, puste żłoby i boksy. Choć Sofir
świetnie gotował, kolacja była niewyszukana, nie podano nawet pysz-mego białego
chleba własnego wypieku, tyllko 'gęstą, bruiniatną ow-sdiankę, przyrządzoną ze
zbóż, które rosły ma zboczach góry. Sofir i Palizot wyglądali na skłopotanych czy
zażenowanych, ale nic wprost nae mówili o zastoju w interesach, więc Irena uznała,
że nie należy pytać. Dla nich wciąż była kochanym i hołubionym dzieciakiem, bo nie
miała żadnego udziału w ich zmartwiieniach i troskach. Obcowanie z nimi było dla
niej zawisze duchowym 'wypoczynkiem; i nie wiedziała, jak postąpić, gdyby zechciała
to zmienić. Tak więc rozmawiali o rzeczach nileważmych, ważna była ich miłość.
Po kolacji przyszło kilka osób z miasteczka, aby posiedzieć razem. Sofir usługiwał
przy barze w obszernej frontowej izbie dla mężczyzn. Kobiety skupiły się przy
komiinku wokół Palizot w przytulnym pokoiku za kuchnią. Popijamo miejscowe piwo i
gawędzono;
stary Kadiit wysuszył chyba z ćwierć kwarty jabłecznika. Irena siedziała nad [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.