[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Harris zastanowił się przez moment. Jak długo go tu nie będzie? Pięć minut na
dojście. Tam i z powrotem dziesięć. Sam pokaz trwać będzie pół godziny. Czyli za
niecałą godzinę będzie już w domu.
Maggie ma zjawić się tu lada chwila.
- W porządku - powiedział, wcale nie zachwycony swoją decyzją. Podszedł do
Marion i pocałował ją w czoło. - Pa, skarbie. Niedługo wracam.
- Pa, tatusiu! - powiedziała, nie odrywając oczu do kart.
- Fannie - powiedział, stając przed żoną i patrząc jej prosto w oczy. - Zastanów
się jeszcze nad tym, co ci powiedziałem. Chodzi o ten ośrodek.
Fannie nie odpowiedziała. Pomachała mu tylko ręką, przebierając palcami. Tak
jak to robią dzieci.
Minął kwadrans. Maggie nadal się nie pojawiała, a Fannie od kwadransa
przekopywała się przez szuflady Harrisa, próbując znalezć w nich coś, co miałoby
jakąś wartość.
- Adios, amigos - mamrotała, sprawdzając kieszenie spodni. - Znikam stąd. Do
żadnego ośrodka nie pojadę. Nie ma siły. A ty występuj sobie o ten rozwód, bardzo
proszę. Wyślę ci pocztówkę z adresem, pod który masz przysyłać pieniądze.
Wróciła do pokoju i spojrzała na otwartą dłoń.
- No nie... Dwa dolary trzydzieści dwa centy. Nie ma nawet porządnego
zegarka, który można by zastawić. Marion, czy wiesz, że twój tata jest biedny jak
mysz kościelna?
- Nieprawda! - Marion oderwała oczy od ekranu telewizora i energicznie
potrząsnęła kędzierzawą główką. - Tatuś często mi mówi, że jest najbogatszym
człowiekiem na świecie!
Fannie zaśmiała się, krótko i nieprzyjemnie, ale widząc zdezorientowaną twarz
dziecka, dodała szybko:
- Skoro tatuś tak mówi, coś w tym musi być!
Schowała pieniądze do kieszeni i wyciągnęła rękę.
- 224 -
S
R
- Chodz, skarbie. Przejdziemy się. Zawsze chciałaś pójść ze mną na spacer.
- O, tak!
Marion, zachwycona, poderwała się z podłogi.
- Będziemy się bawić w szpiegów, dobrze? Mamy do wypełnienia tajną misję.
Musimy coś znalezć, ale tak, żeby nikt nas nie zauważył, rozumiesz? Teraz cicho, sza.
Pamiętaj, jesteśmy szpiegami.
Trzymając się za ręce, przemknęły przez podwórze i przykucnęły koło
ptaszarni. Jedną z wolier, tam, gdzie przebywała Santee, sprzątał stary Lijah. Nie
zauważył, kiedy chichocząc i zasłaniając usta, przebiegły na palcach. Klinika
zamknięta była na cztery spusty. Pierwszą zmianę miała mieć Maggie. Brady i inni
wolontariusze zjawią się około dziewiątej. Tylko dwa sępy popatrywały zza siatki, jak
Fannie podnosi Marion i sadza ją na jednej z dolnych gałęzi wysokiej, dumnej sosny
długoigielnej, która rosła na tyłach kliniki.
- Hej! Hej! - zawołała do matki rozradowana Marion, zachwycona, że jest na
drzewie.
- Ci... Zapomniałaś, że jesteśmy szpiegami? Widzisz to okno? Górne skrzydło
jest otwarte. Dasz radę wejść do środka?
- Ale tam jest siatka!
- Kopniesz ją i poleci.
- Tatuś będzie zły.
- Powiem, że to ja ci kazałam. No, idz już, idz!
Marion przeszła po gałęzi do okna, usiadła i kopnęła siatkę.
- A widzisz? Mówiłam ci, że wystarczy kopnąć. Teraz wsuń się do środka. Pod
oknem stoi biurko, łatwo ci będzie na nie zeskoczyć.
Marion zrobiła dokładnie, co kazała matka. Stała teraz na biurku, po drugiej
stronie okna i patrzyła na matkę pytająco.
- Teraz, skarbie, biegnij i otwórz szybko drzwi.
Fannie, kiedy weszła do kliniki, poszła od razu do pokoju na zapleczu, gdzie w
małej szafce przechowywano lekarstwa. Szarpnęła za klamkę, niestety, szafka była
zamknięta na klucz. A było już po ósmej!
- Czego szukasz, mamusiu?
- 225 -
S
R
- Czegoś do zabawy. Chodz ze mną.
Zaprowadziła dziecko z powrotem do pierwszego gabinetu, usadziła na krześle
i podała puszkę z preclami.
- Posiedz tu sobie. Teraz mi nie przeszkadzaj.
- Ale ja myślę, że nam nie wolno tu być!
- Cicho! I nie ruszaj się stąd!
Poszła do pokoju zabiegowego. Otworzyła szafkę, w której przechowywano
leki do codziennego użytku i niecierpliwie przestępując z nogi na nogę, zaczęła
przesuwać na bok tubki i opakowania. Było tego mnóstwo. W końcu jednak znalazła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.