[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To wszystko. John westchnął głęboko i głośno wypuścił powietrze z płuc. Dość tego dumania. Teraz musi skoncentrować się na pracy. Za niecałe dwie godziny w jego biurze pojawi się Jackson i zaakceptuje - tak, zaakceptuje! - wreszcie jego projekty. RS Spojrzał na rozłożone na biurku szkice. Dwadzieścia trzy piętra śmiałych, wyraznych linii miało olśnić przyszłego inwestora, a projektantowi zapewnić sławę, bogactwo i życiową stabilizację. John był bowiem pewien, że nikt poza Wandą nie nazwie zaprojektowanego przez niego obiektu pudełkiem albo klatką. - To wygląda jak zwykłe pudełko - oświadczył Jackson. - Przyznam, że spodziewałem się czegoś innego... - W tym gabinecie wisi pełno innych projektów, panie Jackson - wtrącił się Larry. - Tak. I wszystkie są wariacjami na ten sam temat. - Jackson wskazał dłonią zawieszone na ścianach szkice. - Szklane pudło, granitowo-stalowe pudło, a to tam - wskazał oranżerię - to zielone pudło. - Chciał pan prostoty, no to ma pan prostotę. - Mówiłem o szlachetnej prostocie, nie o beznadziejnej nudzie. - Jackson zwrócił się do Johna. - Panie Rockman, naprawdę myślałem, że wy, panowie, potraficie stworzyć coś ciekawego. Pańskie wcześniejsze prace zrobiły na mnie ogromne wrażenie, dlatego właśnie wybrałem tę firmę. - Chciał pan, żeby było tanio! - parsknął Larry. Za takie stwierdzenie John zmierzyłby go innym razem morderczym spojrzeniem, ale teraz nawet nie uniósł głowy. Właściwie chciał, żeby Jackson obraził się wreszcie i sobie poszedł. Co za różnica? Trzeba mieć odwagę przyznać przed sobą, że straciło się gdzieś dawną fantazję i śmiałość kreacji. Im prędzej się z tym pogodzi, tym szybciej zacznie przykładać większą wagę do zarządzania własną firmą. Larry będzie projektował, a on, Rocko, niegdysiejsza sława, zajmie się tym, do czego najlepiej się nadaje - papierkami i cyferkami. Mimo wszystko ściskało go w gardle, kiedy myślał, że to już koniec jego projektanckiej kariery. - Co pan mi tutaj...! - Jackson poderwał się na równe nogi. - Ja chciałem czegoś taniego? Może i tak, ale przy was tylko marnuję pieniądze! Gdybym wybrał inną firmę, pewnie już dawno stałyby fundamenty! A zamiast tego mam do czynienia z dwoma impotentami, którzy nie mają żadnych pomysłów! John słuchał wywodów Jacksona tylko jednym uchem. Większą część RS uwagi poświęcił na wyobrażenie sobie pogrzebu własnego talentu. Szanowni państwo, zgromadzeni w żałobie!" - tak mogłaby się zaczynać mowa pożegnalna. Zebraliśmy się tu dzisiaj nie po to, żeby sławić talent Johna Rockmana, ale żeby go pogrzebać..." Na samą myśl o tym John zadrżał, jakby zobaczył ducha. Kolejny dreszcz wstrząsnął jego ciałem, kiedy wydało mu się, że słyszy głos Wandy, który powtarza z uporem: Posłuchaj mnie, Rocko. Jeśli teraz zamkniesz oczy, to już nigdy nie wydostaniesz się z tego pudła. Twoja pomysłowość żyje nadal, ale gdzieś się zagubiła. No, już, rusz się! Podnieś ołówek! Zwiat się nie zawali, jeśli narysujesz jedną krzywą linię!" - Moja babcia podsumowałaby pana pewnym powiedzeniem - słowa Larry'ego wyrwały go z rozmyślań. - Nie interesuje mnie, co o mnie myśli pańska babcia. %7łegnam panów! - Jackson podniósł się z fotela i ruszył energicznie do wyjścia. Otworzył drzwi i... wpadł na ubraną na różowo kobietę z naręczem balonów. - Czy pan John Rockman? - zapytała go z uśmiechem, a Jackson z wrażenia otworzył tylko usta. Kobieta wręczyła mu balony, gwizdnęła, a potem pognała na środek gabinetu, zatrzymując się o krok od Johna. - Wszystkiego najlepszego z okazji trzydziestych piątych urodzin! Niech najbliższy rok obfituje w same niespodzianki! - Proszę mnie stąd wypuścić. - Jackson przestał rozumieć, co się wokół niego dzieje. Zakręcił się w kółko. Klowni, tancerki, kuglarze - wszyscy stanęli wokół niego i porwali go do tańca. John usłyszał okrzyki protestu swojego klienta, ale nie mógł mu pomóc, bo uwięziły go właśnie trzy kobiety, które z zapamiętaniem rzucały w niego konfetti. - Wanda... - wyszeptał John i nagle stanęła mu przed oczyma scena z hotelu, kiedy to jego żona próbowała ocenić jego projekty. Im głębiej analizował wypowiedziane wtedy przez nią słowa, tym bardziej docierał do niego ich sens. Pikanteria, niespodzianka, odwaga, przełamywanie schematów..." Nieoczekiwany łuk i nagła krzywa nie zakłócą harmonii projektu..." Po raz ostatni John rzucił okiem na panujący w gabinecie chaos, na Larry'ego, który chętnie poddawał się torturom panien z konfetti, oraz na RS Jacksona, uwięzionego przez dwóch żonglujących maczugami kuglarzy. Jego ręka sama zaczęła kreślić poprawki na dotychczasowym szkicu. RS ROZDZIAA SZESNASTY Nagle śpiew ustąpił ciszy. Trzech obecnych w gabinecie mężczyzn spojrzało na siebie i zamarło w bezruchu. Po chwili jednak poderwali się i zaczęli mówić jeden przez drugiego, przekrzykując się wzajemnie. Larry zaczął machać rękami, Jackson groził palcem, a John... A John włożył dwa palce do ust i gwizdnął przerazliwie. - Cisza!!! - wrzasnął. I zapadła cisza. - Panie Jackson... - zaczął. - Nie, to koniec. To już koniec. Nie chcę pana nawet słuchać. Nic dziwnego, chłopcy, że nie jesteście w stanie niczego zaprojektować. Dla was praca to karnawał, a biuro to cyrk. Projektowanie musi być chyba waszą uboczną działalnością, czymś, co sprawia, że na zewnątrz postrzegają was jako normalnych ludzi. Ale ja was przejrzałem. Ja nie dam się ogłupić. Do widzenia. - Panie Jackson! - John powtórzył z naciskiem, a jego głos zabrzmiał tak mocno, że klient znieruchomiał u drzwi. - Nie oglądał pan jeszcze prawdziwego karnawału. Na razie widział pan tylko tajfun Wanda w działaniu. - Jackson nie bardzo rozumiał, co się do niego mówi, więc John podszedł do niego i uśmiechnął się zachęcająco. - Zawrzyjmy kompromis. Pan zapomni o wszystkim i da nam ostatnią szansę, a ja zaproponuję panu... Proszę - wręczył mu poprawione przed chwilą projekty - oto prostota, która jednocześnie nie jest ani zbyt sztywna, ani szokująca. - Naprawdę, nie chcę już... - Proszę przynajmniej obejrzeć, zanim pan wyjdzie. Jeśli się panu nie spodobają, to trudno. Powiesimy je na ścianie, a nasza znajomość zostanie zakończona. Jackson parsknął gniewnie, ale wziął od Johna projekty i rozłożył je na biurku. - No i? RS Oszołomiony cudowną odmianą klient podniósł wzrok, W jego zdumionych oczach skrzyły się iskry. Wciąż nie rozumiał, co właściwie dzieje się w tym pokoju, ale wiedział, że zobaczył właśnie architektoniczny cud. - To... to jest fantastyczne... olśniewające! - powiedział. - Właśnie o to od początku mi chodziło. Ten projekt przypomina pańskie wcześniejsze prace, ale jest od nich jeszcze lepszy, panie Rockman. - Odsunął szkice na odległość wyciągniętej ręki, uśmiechnął się i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Nie rozumiem, dlaczego nie pokazał mi pan tego wcześniej? Też ma pan metody. - Byłem zajęty walką z tajfunem. Jackson nie odpowiedział. Może i Rockman był wariatem, ale za to genialnym wariatem! Wanda odłożyła słuchawkę i usiadła sztywno. Co powiedziała sekretarka Johna? %7łe żadna przesyłka do niego nie dotarła i że do wpół do czwartej miał siedzieć z klientem na spotkaniu? Hm, może znów się wściekł i dlatego kazał jej tak powiedzieć? Do licha, co też ją podkusiło, żeby wysyłać mu życzenia urodzinowe do biura? I to jakie życzenia! Powinna przewidzieć, że grupa klownów, wpadających do gabinetu podczas ważnego spotkania, nie będzie miłą niespodzianką. Ale może rzeczywiście całe to towarzystwo nie dotarło jeszcze na miejsce i sekretarka mówi prawdę. Oby! Raz jeszcze wykręciła numer do R&S Architects, sekretarka ponownie udzieliła jej tej samej informacji, a wtedy Wanda postanowiła [ Pobierz całość w formacie PDF ] |