[ Pobierz całość w formacie PDF ]
biorstwa. Dobrze przysÅ‚użyÅ‚aÅ› siÄ™ sprawie. Charles wpadÅ‚ na wÅ‚aÅ›ciwy trop i już możemy przestać udawać Nasze małżeÅ„stwo skoÅ„czyÅ‚o siÄ™. Nigdy nie powinnc byÅ‚o dojść do skutku. To jeszcze jedna pomyÅ‚ka, którÄ… zrobiÅ‚em, i ponoszÄ™ za to caÅ‚kowitÄ… odpowiedzialność - Czy ja nic nie mam do powiedzenia? - RozwodzÄ™ siÄ™ z tobÄ… - oznajmiÅ‚, opierajÄ…c dÅ‚onie na stole. - Charles wytÅ‚umaczy ci wszystkie szczegóły. Moje propozycje finansowe powinny ciÄ™ zadowolić i zrekompensować ci wielkoduszność, którÄ… wykazaÅ‚aÅ› zeszÅ‚ej nocy. To nie mieÅ›ciÅ‚o siÄ™ w zakresie twoich obowiÄ…zków. Zostaniesz wiÄ™c odpowiednio wyna grodzona. - Wynagrodzona! - jej krzyk odbiÅ‚ siÄ™ echem od Å›cian pokoju. MusiaÅ‚a siÄ™ oprzeć o krzesÅ‚o, czujÄ…c że jest bliska omdlenia. - Jak możesz tak do mnie mówić? Jak możesz? W ogóle nie dam ci rozwodu! - Wydaje mi siÄ™, że jednak dasz - mówiÅ‚ tak spokojnie, że zdenerwowaÅ‚a siÄ™ jeszcze bardziej. - ZarezerwowaÅ‚em ci miejsce w samolocie odlatujÄ…cym rano z Nairobi. Jutro wieczorem bÄ™dziesz w White Oaks. Spakuj to, co ci jest najbardziej potrzebne. DopilnujÄ™, by reszta twych rzeczy znalazÅ‚a siÄ™ w skrzy niach, które popÅ‚ynÄ… do Anglii tak szybko, jak to tylko możliwe. - A gdyby siÄ™ okazaÅ‚o, że jestem w ciąży, to co? - spytaÅ‚a. ZeszÅ‚ej nocy myÅ›leli jedynie o zaspokojeniu swoich pragnieÅ„. Nie brali pod uwagÄ™ niczego wiÄ™cej. - Wtedy zÅ‚ożę w banku fundusz powierniczy. Nie zamierzam unikać odpowiedzialnoÅ›ci - na jego skroniach pulsowaÅ‚y nabrzmiaÅ‚e żyÅ‚y. - NaprawdÄ™ odmówiÅ‚byÅ› sobie przyjemnoÅ›ci trzy mania w ramionach wÅ‚asnego dziecka? - spytaÅ‚a Libby, czujÄ…c, że coÅ› pÄ™ka w jej duszy. - Zrezyg nowaÅ‚byÅ› z ojcostwa? - Nie zapominaj, że byÅ‚bym niewidomym ojcem. - Jego oczy zawÄ™ziÅ‚y siÄ™. - Tak czy owak, mówimy na razie tylko o ewentualnoÅ›ci, nie o fakcie. Może wÅ‚aÅ›nie teraz powinienem ci powiedzieć, że sprzedajÄ™ farmÄ™. Już dawno temu przyrzekÅ‚em Martinowi prawo pierwokupu, jeżeli zdecydowaÅ‚bym siÄ™ kiedykolwiek na ten krok. Przyjedzie z Marj w niedzielÄ™, żeby dokÅ‚adnie wszystko obejrzeć, nim dobijemy targu. Już wpÅ‚aciÅ‚ zaliczkÄ™. Z tego też powodu chciaÅ‚bym, żebyÅ› już jutro wyjechaÅ‚a. - Przecież ta farma to dla ciebie zródÅ‚o radoÅ›ci i dumy. - Libby nic nie rozumiaÅ‚a. - Nie możesz jej sprzedać. Nie pozwolÄ™ na to. Na litość boskÄ…, dlaczego to robisz? - Jeżeli tego jeszcze nie zauważyÅ‚aÅ›, to zwróć uwagÄ™ na fakt, że jestem Å›lepy. Mieszkanie wystarczy mi w zupeÅ‚noÅ›ci i to do koÅ„ca życia. Jest blisko biura, co ma duże znaczenie, zakÅ‚adajÄ…c, że nadal bÄ™dÄ™ prowadziÅ‚ przedsiÄ™biorstwo. Szkoda niepotrzebnie strzÄ™pić jÄ™zyk, chodzi po prostu o to, że już ciÄ™ nie chcÄ™ ani nie potrzebujÄ™. - Mówisz tak, jakbyÅ› zwalniaÅ‚ zÅ‚ego pracownika. Nie pozbÄ™dziesz siÄ™ mnie w ten sposób. - MyÅ›laÅ‚em, że mi siÄ™ uda. - Jego szyderczy uÅ›miech doprowadzaÅ‚ jÄ… do wÅ›ciekÅ‚oÅ›ci. - Dopóki nie zgodzisz siÄ™ na rozwód, nie dam ci ani pensa. Nie majÄ…c tu domu, nie masz innego wyboru, jak tylko wyjechać. Oto bilety. Charles bÄ™dzie na farmie przed siódmÄ… i zawiezie ciÄ™ na lotnisko. Omówicie też sprawy zwiÄ…zane z rozwodem. MyÅ›lÄ™, że to wszystko. - Możesz powiedzieć Charlesowi, że traci czas. - ObróciÅ‚a siÄ™ na piÄ™cie i ruszyÅ‚a w stronÄ™ drzwi. ZatrzymaÅ‚a siÄ™ jednak i spojrzaÅ‚a na niego. - Nie wyjeżdżam z Kenii, Vence. Kiedy wróci ci zdrowy rozsÄ…dek, możesz skontaktować siÄ™ ze mnÄ…. BÄ™dÄ™ w hotelu New Stanley. GÅ‚os jej siÄ… Å‚amaÅ‚, gdy skoÅ„czyÅ‚a mówić. WychodziÅ‚a z gabinetu, starajÄ…c siÄ™ zachować chociaż trochÄ™ godnoÅ›ci. Czy wróci tu jeszcze? ROZDZIAA ÓSMY - Pani Anson? Libby staÅ‚a akurat przed drzwiami windy. OdwróciÅ‚a gÅ‚owÄ™ w kierunku, skÄ…d dobiegÅ‚ jÄ… mÄ™ski gÅ‚os. Peter Fromms staÅ‚ obok, ale byÅ‚a zbyt roztrzÄ™siona, żeby go zauważyć. - Jak siÄ™ pani czuje? WyglÄ…da pani nieszczególnie. - Po prostu za dÅ‚ugo nic nie jadÅ‚am - przywoÅ‚aÅ‚a uÅ›miech na twarz, ale jej oczy pozostaÅ‚y smutne. - Powinnam byÅ‚a zjeść lunch przed przyjazdem do miasta. DziÄ™kujÄ™ za troskÄ™. A co u pana sÅ‚ychać? Winda zatrzymaÅ‚a siÄ™ i weszli do Å›rodka. - Chce pani znać prawdÄ™? - spytaÅ‚ znużonym gÅ‚osem. - MiaÅ‚em cholernie ciężki dzieÅ„ i, co gorsza, jeszcze siÄ™ nie skoÅ„czyÅ‚. - Już po piÄ…tej - pocieszyÅ‚a go Libby, rzucajÄ…c okiem na zegarek. - MuszÄ™ jeszcze pojechać do kopalni w Naivasha. Mam tam sprawÄ™ do zaÅ‚atwienia - mówiÄ…c to, zsunÄ…Å‚ z czoÅ‚a kapelusz, który w tych stronach noszono na wyprawy do buszu. - Czy już pan jedzie? - Libby obrzuciÅ‚a obojÄ™tnym spojrzeniem jego strój roboczy. - Tak - uniósÅ‚ brwi, zaskoczony jej zainteresowa- niem. - Dlaczego pani pyta? - Zastanawiam siÄ™, czy nie mógÅ‚by mnie pan podwiezć do granicy miasta. ZostawiÅ‚am w warsztacie swojego jeppa. MiaÅ‚ termostat do wymiany. Vance bedzie zajÄ™ty jeszcze parÄ™ godzin, a ja muszÄ™ wrócić do domu. Nie chciaÅ‚abym siÄ™ narzucać... 113 - Z przyjemnoÅ›ciÄ… paniÄ… podrzucÄ™. - Jeżeli jej proÅ›ba zaskoczyÅ‚a go, umiaÅ‚ to wspaniale ukryć. PatrzyÅ‚ na niÄ… wzrokiem peÅ‚nym podziwu. - MuszÄ™ jednak paniÄ… ostrzec, że ciężarówka naszej firmy pozostawia wiele do życzenia. W fotelu jest ostra, wystajÄ…ca sprężyna. Szkoda tak piÄ™knej kreacji. - ZaryzykujÄ™. Może nic siÄ™ nie stanie. Byli już na parterze. Drzwi windy otworzyÅ‚y siÄ™. - Wobec tego proszÄ™ poczekać w holu, a ja przyjdÄ™ ciężarówkÄ… na podjazd. - DziÄ™kujÄ™ panu. - ProszÄ™ mówić mi Peter. Pan brzmi bardzo oficjalnie. Nie cierpiÄ™ tego. - Ja też nie. Mam na imiÄ™ Libby. - Poczekaj. Zaraz wracam. - UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. WÅ‚aÅ›nie byÅ‚ w drzwiach, gdy pojawiÅ‚ siÄ™ Martin Dean. Jego wzrok wÄ™drowaÅ‚ od Petera do Libby. - No proszÄ™, co za wspaniaÅ‚a niespodzianka! Czy idziesz do Vance'a? - kiedy to mówiÅ‚, Peter zniknÄ…Å‚ za drzwiami. - Nie. JadÄ™ do domu. Nie miaÅ‚a ochoty na rozmowÄ™ z Martinem. Nie spodobaÅ‚o jej siÄ™, że zupeÅ‚nie zignorowaÅ‚ Petera. Poza tym, zastanawiaÅ‚a siÄ™, jakim może być czÅ‚owiekiem, jeżeli bez chwili wahania decyduje siÄ™ wprowadzić do cudzego domu. Gdyby byÅ‚ prawdziwym przyjacielem Vance'a, staraÅ‚by siÄ™ przekonać go, że powinien zrezygnować ze sprzedaży farmy. - A tak na marginesie, czy Vance powiedziaÅ‚ ci, że w niedzielÄ™ przyjadÄ™ z Marj obejrzeć dom? - Tak. WspomniaÅ‚ o tym. - Libby wzięła gÅ‚Ä™boki oddech. Martin zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ nerwowo, skubiÄ…c ucho. - Nie możemy uwierzyć w nasze szczęście, ponie waż.,. - Przepraszam, ale czeka na mnie samochód - przerwaÅ‚a mu Libby. - Niestety nie mogÄ™ rozmawiać dÅ‚użej. - Ależ oczywiÅ›cie, rozumiem. Odłóżmy to na pózniej - odpowiedziaÅ‚ uprzejmie, lecz chÅ‚odno. - Do widzenia - rzuciÅ‚a Libby i pobiegÅ‚a do ciężarówki. CaÅ‚y czas miaÅ‚a wrażenie, że jÄ… obserwuje. - Nie jestem ulubieÅ„cem twojego męża, Libby - powiedziaÅ‚ Peter z zachmurzonÄ… twarzÄ…. ZapaliÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |