[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli pies musi wyjść, to jego właściciel nie ma wyboru. Za plecami Lily pojawił się weterynarz. Nadal trzymał szczeniaka na rękach. W takim razie pośpieszcie się. Za chwilę będzie kolacja. Doktor Calder ruszył za Lily do drzwi. Po drodze mruknął: Nie martw się, mamusiu. Zaraz przyjdziemy. Lily zachichotała. Wrócili po kilku minutach, gdy Angelina nakrywała do stołu. Princess zachowała się jak dobry szczeniak oświadczyła Lily. To świetnie stwierdziła Angelina. Poło\yłaś podkładki? spytała Lily takim tonem, jakby widziała je pierwszy raz w \yciu. Tak. Angelina usiłowała nie okazać irytacji. A ty włó\ Princess do kojca, umyj ręce i porozkładaj sztućce, dobrze? Lily z rezygnacją wzruszyła ramionami, zawołała psa i wyszła, zostawiając Angelinę sam na sam z weterynarzem. Nie powinna pani robić sobie tyle kłopotu z mojego powodu. Drobiazg. Ale te podkładki... Podkładki to \aden problem. Angelina uśmiechnęła się krzywo. Gorzej byłoby z obrusem. Mike i tak wiedział swoje. Wokół roiło się od kłopotów. Podkładki. Perfumy. Zliczne dziecko. I te czarujące uśmiechy. Palnął straszne głupstwo, przychodząc tutaj. A teraz tkwił w kłopotach po szyję i szybko tonął. Zamierzał tylko oddać tornister i zmykać, a skończyło się na tym, \e zaraz usiądzie do domowej kolacji. A na dodatek ugotowanej przez kobietę, której powinien unikać jak ognia. Przyglądał się, jak składa papierową serwetkę, umieszcza ją z boku podkładki, wygładza palcami i powtarza całą czynność przy następnym nakryciu. Z kuchni dolatywał przesycony przyprawami aromat zapiekanki. Wkrótce zjawiła się Lily. Zapewniła matkę, \e dobrze umyła ręce, po czym zajęła się rozkładaniem no\y i widelców. Pani Winters poszła wyjąć potrawę z piekarnika. Mike zastanawiał się, dlaczego tu został. Jeszcze tego brakowało, \eby jakaś pani Winters skomplikowała mu \ycie. Bez wątpienia urocza gospodyni nie była zachwycona faktem, \e nieoczekiwany gość w porę stąd nie poszedł. Prawdę mówiąc, bezczelnie wprosił się na kolację, a następnie nie zechciał się wycofać, choć pani Winters celowo zostawiła mu furtkę. Kilka minut pózniej usiedli do stołu. Stał na nim \aroodporny garnek z parującym tetrazzini, koszyczek z chlebem i miska pełna zielonej sałaty udekorowanej pomidorami. Wyglądały jak bombki na choince. Lily zmówiła krótką, rymowaną modlitwę słodkim, dziecięcym głosikiem. Naczynie jest gorące powiedziała pani Winters, zanurzając ły\kę w zapiekance. Nało\ę panu. Uśmiechnęła się do niego ciepło, a Mike poczuł, \e coraz głębiej zapada się w grząski grunt potencjalnych problemów. Te oczy. Te usta. Lśniące, ciemne loki, opadające na szyję. Powinien był iść do domu. Do domu? Po co? śeby siedzieć sam jak palec? Jeść konserwowy gulasz z talerza postawionego na katalogu towarów dla klinik weterynaryjnych i oglądać telewizyjny serial dla idiotów? Doktorze Mike! Zamrugał, wyrwany z zamyślenia i spojrzał na Lily. Przyglądała mu się z wyrazem zniecierpliwienia na buzi. W obu rękach trzymała koszyk z pieczywem. Proszę. To chleb przeciwko wampirom. Przeciwko wampirom? One nie lubią czosnku wyjaśniła. Czy w tej okolicy grasowały wampiry? spytał panią Winters, unosząc brwi. Tylko te z horroru, który Lily oglądała razem z kole\anką, gdy została u niej na noc. Rozumiem. Wziął kromkę. Lily, podejrzewasz, \e jestem wampirem i chcesz mnie przetestować? Nie odparła ze śmiechem. Zawsze jemy taki chleb z tetrazzini. Chyba nigdy nie próbowałem tego dania. To najlepszy sposób wykorzystania po świętach resztek indyka powiedziała pani Winters. Tatuś nie lubi kanapek z indykiem. Dlatego mamusia musiała nauczyć się gotować tetrazzini. Słysząc wzmiankę o byłym mę\u, pani Winters zesztywniała. Mike udawał, \e nie zauwa\a napięcia, które pojawiło się na jej twarzy. Nabrał na widelec porcję zapiekanki i wło\ył do ust. Mmm mruknął. O niebo lepsze ni\ indyk. Pyszności. Dziękuję odpowiedziała pani Winters. Nie ulegało wątpliwości, \e jest zdenerwowana. Oto kolejny powód, \ebyś trzymał się z daleka od tych ślicznotek, pomyślał Mike. ROZDZIAA 4 Mike wielokrotnie studiował swoją listę i za ka\dym razem dochodził do tego samego wniosku. W skali od jednego do sześciu pani Winters zdobyła nędzne półtora punktu. Co prawda nie rozmawiali ojej zarobkach, ale problemy finansowe wydawały się oczywiste. Dobitnie świadczyła o tym jej reakcja na sugestię dotyczącą kupna nowych opon. Dziecko oznaczało utratę kolejnego punktu. Mike postawił jej pół punktu za to, \e nie opowiadała o swoim byłym mę\u. Zero za stary samochód oraz dom z trawnikiem, który rozpaczliwie domagał się ogrodnika. Jedyny cały punkt pochodził z szóstej i jednocześnie ostatniej pozycji na liście. Pani Winters rzeczywiście była seksowna. A to oznaczało problemy przez du\e P. Wczoraj po kolacji pomógł jej pozmywać naczynia. Pózniej we trójkę poszli z psem na spacer. A przy po\egnaniu Mike omal nie pocałował pani Winters. Stali na progu, nie wiedząc, co powiedzieć. Wcześniej ona podziękowała gościowi za przywiezienie ksią\ek i zmianę koła, a on za miły wieczór. I wtedy zabrakło im słów. Zerkali na siebie, świadomi fizycznej bliskości. Mike zastanawiał się, czy powinien pocałować panią Winters. Ona prawdopodobnie zastanawiała się. czy powinna pozwolić doktorowi Calderowi na ewentualną poufałość. Chwila była [ Pobierz całość w formacie PDF ] |