[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parkingu. W końcu wybrała sobie dogodny punkt obserwacyjny, z którego miała dobry widok na domek zajmowany przez Jareda. Domyślała się, że udał się na samotną przejażdżkę po okolicy. Być może potrzebował nieco czasu, żeby ochłonąć. Po pewnym czasie zobaczyła jego samochód. Jared zaparkował przed domkiem numer 25, wyskoczył z auta i szybkim krokiem ruszył do wejścia. Sydney dotarła do domku, kiedy już zamknął za sobą drzwi. - Jared! - krzyknęła. Drzwi otworzyły się natychmiast. Sydney ujrzała wysoką i barczystą sylwetkę oblaną strumieniem ciepłego światła. Nie zdążyła nic powiedzieć. Znalazła się w silnym i bezpiecznym uścisku jego ramion. 54 An43 us o l a d n a c s ROZDZIAA PITY Sydney znalazła się w pokoju, przyparta do ściany przez Jareda. Objął dłońmi jej twarz i nachylił się ku jej ustom. - Nic nie powiedziałaś, ale przecież nie byłoby cię tutaj, gdybyś nie chciała zostać moją żoną - wyszeptał Jared, składając na jej ustach żarliwy pocałunek. Sydney jęknęła i wygięła ciało jak kotka. Cicho powiedziała, że się zgadza i przylgnęła do Jareda całym ciałem. Wybuch namiętności, jaki ich opanował, przerastał jej wszelkie oczekiwania. Sydney nie spodziewała się, że jest w stanie czuć tak wielkie pożądanie. Jared całował ją z głodnym zapałem, a ona zapamiętale oddawała pocałunki. Drżąc z podniecenia, przesuwała dłonie po jego twarzy, jakby uczyła się jej na pamięć. - Kocham cię, kocham cię... - Nie mogła przestać powtarzać słów, przed których wypowiadaniem broniła się tak długo. - Jesteś cudowny, uwielbiam cię! - Gładziła jego lśniące, gładkie jak jedwab włosy. - Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak wielka jest moja miłość do ciebie. Chciałbym móc ci ją okazać, ale nie zrobię tego, dopóki nie uzyskam zgody twoich rodziców na nasz ślub. Sydney nagle oprzytomniała. Ogień, który jeszcze przed chwilą trawił jej ciało, ustąpił teraz uczuciu chłodu. Słowa Jareda podziałały na nią jak lodowaty prysznic. - To nie jest najlepszy pomysł. Nie sądzę, żeby byli zachwyceni. - Wyplątała się z jego ramion. - Myślę, że lepiej będzie, jeżeli wyjedziemy i pobierzemy się w Europie - dokończyła cicho. Wypowiedziawszy te słowa, poczuła gorycz w ustach, jakby dopuściła się wielkiej nielojalności, ale zbyt mocno kochała Jareda, żeby teraz narażać ich związek na perturbacje. - Wybacz. - Jared stał cały czas bardzo blisko niej. Czuła bijące od niego ciepło. - Nie mogę ożenić się z tobą bez ich akceptacji. Dzięki nim przyszłaś na świat. Co więcej, jesteś ich jedynym dzieckiem i jesteś z nimi bardzo związana. 55 An43 us o l a d n a c s Ja sam nie doświadczyłem miłości rodzicielskiej, ale wiem, jak cenne są takie więzi. To rodzice wychowali cię na wspaniałą kobietę. Jestem im za to wdzięczny i bardzo ich szanuję. - Nie znasz ich. - Sydney pokręciła głową. - Nie będą w stanie zaakceptować kandydata na zięcia, który nie jest luteraninem. A co dopiero... - umilkła speszona. - A co dopiero byłego księdza? - dokończył za nią Jared. - Kto wie, a może to zadziała na moją korzyść? -uśmiechnął się figlarnie. - Nie żartuj z czegoś, co zatrzęsie światem moich rodziców - powiedziała ostro. - Dobrze. Teraz odprowadzę cię do samochodu, chcę mieć pewność, że dotrzesz bezpiecznie do domu. Lekcje zaczynasz dopiero od poniedziałku, więc jutro powinniśmy wsiąść do pierwszego samolotu do Bismarck i złożyć wizytę twoim rodzicom. Zaskoczenie może okazać się naszym sprzymierzeńcem. Teraz jednak musimy już stąd wyjść, bo twoja obecność działa na mnie tak bardzo, że nie odpowiadam za swoje czyny. - Uśmiechnął się z diabelskim błyskiem w oku. -Chciałabym... - powiedziała Sydney i z rozmarzeniem zawiesiła głos. - Ja też - nie dał jej dokończyć Jared. - Ale ponieważ bardzo cię szanuję, chcę, żeby wszystko odbyło się tak, jak należy. Jutro punktualnie o szóstej rano przyjadę po ciebie. Zniadanie zjemy w drodze na lotnisko. Przysięgam ci, jak tylko uda się nam uzyskać błogosławieństwo twoich rodziców, nie wypuszczę cię już z ramion. Szósta rano... teraz, kiedy wiadomo już, że będą wreszcie razem, Sydney nie mogła znieść myśli o rozstaniu choćby na kilka godzin, jakie dzieliły ich od następnego poranka. - Przepraszam, Rick, obudziłem cię? - Jared po prostu nie mógł się doczekać, żeby podzielić się z przyjacielem radosnymi wiadomościami. 56 An43 us o l a d n a c s - A jak myślisz? - Zaspany głos Ricka nie pozostawiał żadnych wątpliwości. - Przepraszam cię, ale mam ci coś do powiedzenia. -Głos Jareda brzmiał radośnie, bez śladu przygnębienia. - Chwała Bogu! A więc moje modlitwy zostały wysłuchane. - Rick oprzytomniał w jednej chwili. - Jeszcze nie całkiem - sprostował Jared z nutką żalu w głosie. - Mam jednak nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży. Zamierzamy się spotkać z rodzicami Sydney. - Masz zupełnie zmieniony głos! Chyba nigdy nie słyszałem cię takim radosnym. - Bo chyba nigdy w życiu nie czułem się tak wspaniale - potwierdził Jared entuzjastycznie. - Wierzyłem, że ci się uda. Jared zauważył kątem oka podjeżdżającą taksówkę. - Muszę kończyć. Do usłyszenia. Spojrzał na Sydney. Wpatrywała się w niego z napięciem. Ten dzień będzie dla niej bardzo trudny. Tak bardzo obawiała się reakcji rodziców. Zależało jej na ich opinii, ale przerażała ją perspektywa spotkania z nimi. W taksówce Jared objął ją i próbował dodać jej otuchy, ona jednak uparcie milczała. - Może zadzwonię do domu i uprzedzę o naszej wizycie? - zasugerowała drżącym głosem. Jared skinął głową. Wprawdzie liczył, ze zaskoczenie może zadziałać na jego korzyść, jednak nie chciał, by rodzice Sydney uznali jego niespodziewaną wizytę za nietakt. W końcu był dla nich zupełnie obcym człowiekiem. Sydney wybrała numer rodziców. - Wspaniale, córeczko! - Ojciec wydawał się naprawdę zachwycony. - Mama bardzo się ucieszy! 57 An43 us o l a d n a c s - Tato... - Sydney zebrała się na odwagę. - Ja... nie przyjechałam do Bismarck sama. Jestem z mężczyzną. W słuchawce na dłuższą chwilę zaległa cisza. - No, no, no! - powiedział w końcu ojciec z pewnym zadowoleniem w głosie. Sydney pomyślała, że ojciec nie spodziewa się nawet, jak bardzo jego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |