[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwie kanapy. Między krzesłami i fotelami umieszczono ozdobne kwietniki z
zieloną roślinnością, a w kącie po lewej stronie wznosił się aż po sufit potężny
kaflowy piec. Malowidła ścienne w tamtym końcu pokoju pogrążone były w
półmroku i wyglądały dość ponuro, ale przy zapalonych lampach odzyskiwały
swoje żywe barwy. Mierząc wzrokiem odległości, Knut pomyślał, że salon ma
chyba większą powierzchnię niż cały ich dom w Rudningen. Stwierdził
jednak, że kiedy przebywa w nim niewiele osób, to wielkie pomieszczenie
sprawia wrażenie chłodnego i obcego. Dobrze, że napalono mocno w piecu...
Kiedy jego myśli zawędrowały do Hemsedal, przypomniał sobie Emmę i
jej smutne oczy w dniu jego wyjazdu. W następnej sekundzie jednak ujrzał w
myśli jej uśmiech, a w uszach zabrzmiał mu jej śmiech: kiedy był z nią sam na
sam, dziewczyna ożywiała się i pokazywała od zupełnie innej strony. Gdy tak
zamknął oczy i myślał o Emmie, która niezmordowanie pracowała, starając
się, by wszyscy byli z niej zadowoleni, mocniej biło mu serce. Na samo
wspomnienie jej pięknej twarzy ogarniała go taka tkliwość, że z bólem myślał
o dzielącej ich odległości.
- No, to koniec grania na dziś - Birgit wstała ze stołka i uśmiechnęła się na
widok Johana, śpiącego w ramionach Hannah. - Zawołam opiekunkę, niech
go położy spać. - Idąc przez salon, spojrzała przez okno. - To mi wygląda na
słup dymu... - Birgit wytężyła wzrok, usiłując coś dojrzeć przez ścianę
deszczu. - Uff, chyba padło więcej zwierząt.
Bliznięta zobaczyły to samo. Mimo że za ogrodem zaraz rozciągał się gęsty
las, przez deszcz i mgłę widzieli za nim wyrazny słup dymu. A więc to nie
koniec...
- Proszę pani, przyszedł rządca - oznajmiła służąca, stając w drzwiach.
- Poproś go tutaj, a Johana niech położą spać. Widząc, że bliznięta zbierają
się do wyjścia, Birgit poprosiła:
- Zostańcie tutaj, chcę, żebyście usłyszeli, co rządca ma do powiedzenia.
Skoro majątek kiedyś przejdzie w wasze ręce, macie prawo wiedzieć o
wszystkim, co tu się dzieje - Birgit zmusiła się do uśmiechu. - Poza tym
będzie mi razniej.
- Dzień dobry - wchodząc do salonu, rządca przygładził włosy. Po szybkiej
jezdzie policzki miał czerwone, a zanim zaczął mówić, przez chwilę grzał
dłonie przy piecu. - Na pewno widzieliście dym - skinął głową w stronę okna.
- Bydło choruje w dwóch kolejnych obejściach, trzy sztuki padły. Ludzie
spekulują jak szaleni, zastanawiają się, dlaczego to się dzieje właśnie w tej
okolicy - tu spojrzał posępnie na Knuta.
- Ile krów im zostało? - spytała cicho Birgit. Czuła, że szykuje się coś
bardzo niedobrego.
- Dwie w jednym obejściu, trzy w drugim. Chłopi podejrzewają, że też są
chore.
- Niezależnie od tego, ile sztuk padnie, najważniejsze to nie szukać kozłów
ofiarnych - zdecydowanym tonem oświadczyła Birgit, patrząc mu prosto w
oczy. - Nie sposób dociec, dlaczego to się dzieje akurat tu. Tym rządzi
przypadek, równie dobrze mogłoby się to zdarzyć gdzie indziej.
- Owszem, ale wątpię, czy chłopi myślą tak jak pani. Wydaje mi się, że ich
rozpacz zaczyna przeradzać się w gniew.
- Przeciw komu? - wtrąciła gwałtownie Hannah. Nie pojmowała, kogo
mogliby uznać za winnego tej sytuacji.
Rządca popatrzył na młodą kobietę z robótką na kolanach. Zadała
oczywiste pytanie, ale odpowiedz na nie przychodziła mu z trudem. Nie
wiedział, czy może być całkiem szczery, poza tym niewykluczone, że chłopi
opamiętają się i niepokoje ucichną.
- yli są na samych siebie i zastanawiają się, jaki popełnili błąd. No i są
jeszcze tacy, którzy oskarżają dwór...
- Dwór? Niby dlaczego? - rozgniewała się Hannah w imieniu ciotki.
Przecież dworu nie można było za nic winić!
- Bo ja wiem? Może z braku kogoś czy czegoś lepszego? Dopóki Sorholm
nie jest zapowietrzone, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie szeptał. Nie ma
się czym przejmować.
Knut zapatrzył się w zamyśleniu na deszcz za oknem. Gdzieś tam w
ludziach zaczynało kipieć. Miał nadzieję, że Sten zdąży przyjechać, zanim
nastąpi wybuch.
- Dziękuję panu, teraz wiemy, na czym stoimy - powiedziała Birgit,
wzdychając. - Proszę dalej pomagać chłopom w usuwaniu padliny. W razie
potrzeby może pan też zatrudnić stajennych.
Rządca kiwnął głową, a potem ukłonił się.
- Robimy wszystko, co w naszej mocy... i jeszcze trochę - wymamrotał na
odchodnym.
- Knut, jak sądzisz, co teraz będzie? - Birgit podeszła do okna i wbiła
wzrok w sadzawkę. - Możemy coś jeszcze zrobić?
- Zarazy nie powstrzymamy, musi wygasnąć sama. Chłopom nic nie
zostanie.
- Majątkowi też?
- Tak, ciociu. Nie unikniemy zarazy.
- No to mogę już zacząć robić zapasy?
- Na to wygląda.
- A więc zapowiada się ciężka zima - Birgit znów westchnęła i pomyślała,
że mleko i masło trzeba będzie cały czas sprowadzać. Wieprzowiny i drobiu
będzie dość, zboża i mąki też. Głodu nie zaznają, ale będzie sporo pracy. A
wiosną, kiedy zaraza wygaśnie, trzeba będzie kupić nowe bydło. - No, to
ruszam do roboty - Birgit odwróciła się do nich, minę miała zdecydowaną. -
Nie ma co tracić czasu. - Spojrzała na Hannah i spytała, czy bratanica nie
zechciałaby przejść się do Leny i Anji i sprawdzić, jak im się wiedzie. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.