[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjaśnił. A kto skomponował melodię nie wiem. Zresztą nie jest zbyt wyszukana. Ale numer! nie mogła powstrzymać okrzyku. Biczować się pod Eliota! Numer jak numer mruknął. Wyminął ją i ruszył za pochodem. Poszła dalej i ona. Kilka minut pózniej miała za sobą ostatnie skrzyżowanie i szybko mijała domy sąsiadów: Brennanowie& Falkensternowie& Tinyavscy& McElroyowie& Zaraz powinna zobaczyć znajomy fronton. Już Coltonowie& Dugganowie?! Zatrzymała się gwałtownie. Nie rozumiała, jak to się stało, ale przecież przegapiła miejsce, w którym przeżyła tyle lat. Nie była tutaj od dawna, ale pamięć jej nie zawodziła: posiadłość Coltonów graniczyła z ich ogrodem z jednej, a Dugganów z drugiej strony, zawsze tkwili między nimi. Cofnęła się. Coltonowie?! Więc jednak?! Gdzie się podziało jej rodzinne gniazdo? Szukasz czegoś? głos rozlegający się za plecami brzmiał znajomo. Odwróciła się na pięcie. Przed nią stał Bill, jedyny syn Coltonów, rówieśnik i pierwszy przyjaciel dzieciństwa, Och! Billy! wykrzyknęła. Jak to dobrze, że jesteś! Wydaje mi się, że zaczynam bzikować. Powiedz: nie wiesz, co się stało z naszym domem? Jak to co się stało? naprawdę wydawał się zaskoczony jej pytaniem. Co się miało stać? Jego spojrzenie pobiegło ku czemuś poza nią, więc znowu musiała się odwrócić. W głębi ogrodu, na starym miejscu, stał dom. Ale to nie był ten dom, który pamiętała. Wyrosły mu potężne, narożne wieże, dach wypiętrzył się i nakrył miedzianymi, ośniedziałymi blachami, gładkie szyby panoramicznych okien wyparte zostały przez oprawne w ołów soczewki z barwionego na zielono szkła. Co oni zrobili?! wykrzyknęła; taka przebudowa domu zadziwiała ją nie mniej niż całkowite jego zniknięcie. Kiedy?! Kto co zrobił? spokojnie zapytał Bill; jego oczy wciąż były skierowane w tę samą stronę. Spojrzała raz jeszcze i ona. I znowu okrzyk wyrwał się z jej ust; dom stał na swoim miejscu i wyglądał dokładnie tak samo jak przed laty. Ale właśnie w tym momencie przemknęło jej przez głowę, że wszystko, co dzieje się przed jej oczyma, to ani halucynacje, ani tym bardziej zjawiska nadprzyrodzone. Powstało w niej niejasne i słabe, ale szybko krzepnące podejrzenie, że ma to związek z Billem, że to jego sprawka. You are kidding me! złożyła dłoń w kształt pistoletu i wymierzyła w jego pierś, a jednocześnie zaglądała mu w twarz próbując go zmusić, by patrzył jej prosto w oczy. Stroisz sobie ze mnie żarty, stary gangsterze! Nie wiem, na czym to wszystko polega, ale ty wiesz na pewno! Nareszcie! wybuchnął śmiechem. Ciekaw byłem, kiedy na to wpadniesz! Jasne, że to moja sprawka! Tak działa mój nowy wynalazek ciągnął w poważniejszym już nieco tonie face lifting projector. W skrócie: flip schylił się i z gęstej trawy obok furtki wydobył czarną skrzyneczkę o rozmiarach puszki herbaty. Wiedziałem, że tutaj idziesz; na obu końcach ulicy mam zainstalowane kamery. No i zdążyłem przygotować dla ciebie niespodziankę& Zwariowane niespodzianki musiała się uśmiechnąć. Twoja specjalność. To zupełnie proste w obsłudze zaczął objaśniać wyciągając ku niej rękę ze skrzyneczką. Wybierasz sobie któryś z kilkuset widoków utrwalonych na taśmie projekcyjnej, nastawiasz programator, tutaj regulujesz kąt i odległość& Właściwie wszystko. Przestrzenny obraz nakłada się na to, co chcesz zasłonić albo podretuszować. I jest tam tak długo, póki programator nie wyłączy zasilania. No, co na to powiesz? Zabawne& Zabawne?! wyraznie dotknął go brak należnego podziwu i dostatecznego entuzjazmu w jej głosie. To jest rewelacja! To będzie szlagier! Twój Stary załatwia mi już wszystkie sprawy patentowe. Aaaa! Ty pewnie nawet nie wiesz, że działam teraz na własną rękę, co? Zerwałem ze wspólnikami, czas był na to najwyższy& Colton s Amusement Instruments tak się nazywa moja firma. W skrócie: CAI. O, widzisz te stylizowane literki na obudowie flipa to mój znak handlowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |