[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAA 20 Zanim dotarł do wąskiej średniowiecznej uliczki u podnóża Tower Hill, wiatr wzmógł się tak bardzo, że drewniane szyldy łomotały o ściany w ostrych, wściekłych podmuchach. Deszcz zacinał ukosem. Ukryty w cieniu łukowato sklepionej bramy, Sebastian obserwował zmrużonymi oczami kompleks budynków po drugiej stronie ulicy. W klinice było ciemno, ale w domku na tyłach płonęły lampy. Rzucił szybkie spojrzenie na ulicę. Marznący deszcz zapędził większość przechodniów do domów. Nikt go nie widział, gdy przeszedł przez ulicę i zapukał do omszałych drzwi. W oddali zaszczekał pies. Sebastian usłyszał odgłos nierównych kroków w korytarzu. Potem zapadła cisza. Wiedział, że jest obserwowany. Mądry człowiek nie otwierał nocą nieznajomym, nawet jeżeli był chirurgiem. Zasuwa szczęknęła i drzwi uchyliły się do środka. W wąskim holu o niskim suficie stał młody, niespełna trzydziestoletni mężczyzna - ciemnowłosy Irlandczyk z uśmiechem czającym się w kącikach oczu i zawadiackim dołkiem w policzku. - Ach, to ty - powiedział Paul Gibson, otworzył szerzej drzwi i cofnął się do środka. - Miałem nadzieję, że do mnie przyjdziesz. Sebastian nie ruszył się z miejsca. - Słyszałeś, co ludzie mówią? - Naturalnie, ale chyba nie przypuszczasz, że wierzę we wszystko co usłyszę? Sebastian zaśmiał się i wszedł do środka. Paul Gibson zaryglował drzwi, a potem, utykając, poprowadził przyjaciela korytarzem. Kiedyś był wojskowym chirurgiem, i pozostał na służbie, nawet gdy kula armatnia urwała mu część lewej nogi. - Chodz do kuchni. Tam jest cieplej i bliżej do jedzenia. Sebastian zjadł rano kupioną na ulicy kiełbasę, nie zatrzymał się jednak na obiad, a pora kolacji właśnie mijała. Otoczyły go kuchenne zapachy i ciepło. Uśmiechnął się. - Jedzenie? To brzmi zachęcająco. - Mam kilku znajomych - powiedział Paul Gibson jakiś czas pózniej, gdy zasiedli przy kuchennym stole, niedaleko paleniska, do kolacji złożonej z szynki na zimno, bochna świeżego chleba i butelki wina. - Handlują brandy. Wiesz do czego zmierzam, i jestem pewny, że chętnie zgodziliby się na... - Nie. - odpowiedział Sebastian i sięgnął po kolejny plaster szynki. Paul Gibson urwał ze szklanką w pół drogi do ust. - Nie? - Nie. Dlaczego wszyscy próbują mnie przedstawić znajomym przemytnikom z sąsiedztwa? - Sebastian spojrzał w zdumione oczy przyjaciela. - Nie mam zamiaru uciekać. Paul wziął głęboki oddech i sapnął, zaciskając wargi. - Rozumiem. Jak więc mogę ci pomóc? - Możesz mi powiedzieć, co wiesz o śmierci Rachel York. Czy ty robiłeś sekcję zwłok? W ciągu dwóch lat, jakie upłynęły od czasu jego odejścia z armii, Paul Gibson prowadził niewielką praktykę w londyńskim City. Zasadniczo jednak większość czasu i energii poświęcał na badania naukowe i pisanie oraz na nauczanie studentów medycyny. Służył także ekspertyzą w zgłoszonych przez władze przypadkach przestępstw. - Nie było sekcji. - Co takiego?! Paul wzdrygnął się i nalał resztkę wina do kieliszka Sebastiana. - Wiesz, że nie zawsze się je przeprowadza. W tym przypadku tak naprawdę nie było powodu. Wiadomo jak zmarła. - Widziałeś ciało? - Nie. Wezwano mojego kolegę. - Paul Gibson wstał i pokuśtykał po następną butelkę wina. - Z tego co słyszałem, to był brutalny atak. Została pobita i zgwałcona, a jej gardło wielokrotnie przecięto. Opis zgadzał się z tym, co Sebastian usłyszał od Pierreponta, jednak szlachcic miał nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej. - Myślisz, że udałoby ci się ją zobaczyć? Gibson potrząsnął głową. - Za pózno. Ciało zostało już oddane do pochówku. Zajmie się tym teatr. Sebastian w zamyśleniu zakołysał kieliszkiem. - Co zamierzasz zrobić, hmm? - Gibson oparł drewnianą protezę o ławę naprzeciwko i, zachwiawszy się, usiadł. - Znalezć prawdziwego mordercę? - Kto to zrobi jak nie ja? - Rozpracowanie morderstwa nie jest proste. Sebastian spojrzał w zmrużone zatroskane oczy przyjaciela. - Wiesz czym się zajmowałem w czasie służby. - Owszem. Jest jednak różnica między szpiegowaniem a wytropieniem zabójcy. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |