[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wprowadzona. Dam z siebie, ile mogę. - Gorączkowo gestykuluję. Nie
pamiętam, kiedy ostatni raz byłam tak podekscytowana.
128
Znów dzwoni telefon. John nie reaguje.
- I wtedy zdecydujesz, ile mi dać pieniędzy? - Przygląda mi się
zmrużonymi oczami, potem odchyla się na oparcie krzesła. - Próbujesz
mnie przekupić?
Błądzę wzrokiem po pomieszczeniu - sufit, kuchenka mikrofalowa, której
dotąd nie zauważyłam, zielona wykładzina. Dociera do mnie, że jest na
bosaka. Opalone stopy, wystrzępione nogawki dżinsów. Czuję, jakbym
oglądała intymne szczegóły. Odrywam wzrok, ledwie kojarząc, o co pyta.
Czy usiłuję go przekupić, żeby poznał ojca?
- Tak - odpowiadam. - Można to tak nazwać. Uśmiecha się znów, a ja
gapię się na niego, szukając w nim
choćby śladu Artiego, jednak z trudem udaje mi się wypatrzyć jakiś cień
cienia podobieństwa. Niemniej po swojemu jest piękny - poważny,
szczery.
- Dobra, dosyć. Zastanowię się - mówi. - Uciekasz się do przekupstwa.
Kawał mafiosa z ciebie.
- Następnym razem mogę się uciec do fizycznych metod perswazji -
paruję bez zastanowienia. O Boże, co ja gadam? Słowa zwielokrotnionym
echem grzmią w mojej głowie.  Następnym razem mogę się uciec do
fizycznych metod perswazji"! Może powinnam to jakoś zatuszować,
bąkając: nie to miałam na myśli, ale chyba pogrążyłabym się ostatecznie.
Chcę mu powiedzieć, że wcale mnie nie pociąga i że musiałabym być
chora na umyśle, żeby myśleć tak o synu Artiego.
John ma ubaw. Obdarza mnie łaskawym uśmiechem.
- Będę pamiętać.
Wycofuję się z biura, zamykam drzwi i rzucam się do wyjścia.
Następnym razem mogę się uciec do fizycznych metod perswazji.
Następnym razem mogę się uciec do fizycznych metod perswazji,
powtarza katarynka w mojej głowie.
ROZDZIAA 17
Znajdz czas na wspominki, ale tylko pól godzinki
Jest już wieczór, kiedy docieram do domu. Krańce ogrodu toną w mroku.
Kilka robaczków świętojańskich lawiruje wśród drzew.
Przy stole kuchennym zastaję Eleanor sączącą kawę z moją matką.
Eleanor z dumą prezentuje mi grafik - nie ja jedna jestem obsesyjnie
zorganizowana. Grafik obejmuje trzy najbliższe dni podzielone na
półgodzinne sesje z przerwami na posiłki i wypoczynek. Połowa okienek
jest już wypełniona nazwiskami kobiet.
- Jak ci się udało je namówić? - pytam, przysuwając krzesło.
- Nie było to bardzo trudne. Po prostu zmodyfikowałam twoją metodę.
Dzwoniłam trzezwa i przed północą. No i odwoływałam się do ich
próżności.
- Niezle - chwalę ją. - Moja metoda miała słabe strony.
- Udało ci się coś wskórać z Bessomem? - pyta matka.
130
Kiwam głową. Wciąż myślę o naszym spotkaniu. Podczas jazdy
powrotnej dotarło do mnie, że nie tylko zapowiedziałam, iż skorzystam z
fizycznych metod perswazji, ale też obiecywałam robić mu propozycje,
co brzmi jeszcze gorzej. Nie wiem, czy popełniam przejęzyczenia z
nerwów, że zniweczę szanse Artiego na spotkanie z synem, czy dlatego,
że czuję niewyjaśniony pociąg do Johna, do jego urody, tak różnej od
urody Artiego, do tego, jak na mnie patrzy i jak ze mną rozmawia.
- Połknął haczyk - mówię - Myślę, że potrzebuje pieniędzy.
- Cóż, w grafiku mam wolne okienka, które mogę przeznaczyć równie
dobrze na jego wizyty. - Eleanor puka palcem w schemat. (Zapomniałam
wspomnieć, że stosuje oznakowania kolorystyczne. Wizyty Bessoma są
zaznaczone na granatowo).
- Gdzie Elspa? - pytam.
- Leży w gościnnym - mówi Eleanor. - Pisze o swoich rodzicach. To
chyba trudniejsze, niż się wydawało.
Niepokoi mnie to. Mam nadzieję, że Elspa sobie poradzi, że się nie podda.
To zbyt ważna sprawa.
- Elspa nie ma takiego szczęścia do rodziców jak ty - mówi moja matka
bez cienia ironii i klepie mnie po dłoni.
Nie reaguję. Nie chcę utwierdzać jej w samozachwycie.
- A Artie? - pyta podniecona Eleanor, kładąc dłoń na sercu. - Kiedy
poinformujemy go o naszym planie? Od jutra rana zapełniam rubryki.
Chwytam brzeg stołu i wstaję.
- Może teraz?
Czemu nie? Mam nadwyżkę energii psychicznej do spalenia, poza tym
jakiś glos we mnie domaga się ukarania Artiego. Czy to pragnienie
przeszło już w nałóg? Uświadamiam sobie, jak bardzo chcę zobaczyć
jego minę, kiedy mu przedstawimy nasz plan.
126
- Teraz? - pyta matka.
- Jestem za - mówi Eleanor, ściskając w ręku grafik.
- Dla porządku chciałam zaznaczyć, że nie uważam tego za dobry pomysł
- mówi moja matka.
- Tu nie ma żadnego porządku - mówię. - Tylko my i nasze kolejne
pomysły.
-Ale przecież... - mówi matka. - Artie, ach, biedny Artie...
- Nie zapominaj, że sam się prosił. Kazał mi dzwonić do swoich byłych
ukochanych. To był, do pewnego stopnia, jego pomysł!
- Wiesz, co myślę o mężczyznach. - Nie ustępuje. - Uważam ich za...
- Kruche istoty?
- Użyłabym raczej słowa  słabe" - mówi Eleanor. -  Kruche" sugeruje
konieczność delikatnego obchodzenia się z nimi.
- Mężczyzni to wieczne dzieci - kręci głową mama. - Nigdy się nie
zmienią.
- W tym właśnie sęk - stwierdzam. - Od kiedy zaczęłyśmy
usprawiedliwiać ich zachowanie, mówiąc:  mężczyzni to wieczne
dzieci", stracili motywację do rozwoju i zmiany. Kobiety kontynuują
ewolucję, ponieważ zostały do tego zmuszone. Podstawą ewolucji jest
elastyczność, dzięki niej mamy szanse na przeżycie. Niczego nie
oczekuje się od mężczyzn, od kiedy wymyślono powiedzenie:
 mężczyzni to wieczne dzieci". Odtąd wolno im po prostu być sobą, a ich
repertuar zredukował się do bekania i obmacywania.
- Plus kłamstwa i zdrada - dorzuca Eleanor.
- Mówicie, że to krok naprzód w dziejach ludzkości? -Moja matka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.