[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głęboka pogarda dla niego, że równie dobrze mogły oddzielać ich kilometry.
- Wołodia - odezwała się Lisa. - Dokąd właściwie jedziemy? Gdzie stacjonuje ataman?
- W Chersoniu.
Lisa odwróciła się do Wasyla i popatrzyła zdziwiona.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież to niedaleko szwedzkiej osady.
Uśmiechnął się trochę niepewnie.
- Zamierzałem zadbać o to, byś mogła tam pojechać, gdy tylko złożymy raport
atamanowi.
- Nie jestem pewna, czy chcę tam wrócić - rzekła bezbarwnie. - Szczerze mówiąc, boję
się spotkania z nimi po tylu latach.
Wasyl przeraził się jej nieobecnego, pozbawionego wyrazu spojrzenia. Co się stało?
pomyślał z lękiem. Znów odgrodziła się ode mnie niewidzialnym murem. Boże, pomóż,
bym nie stracił z nią kontaktu.
Naraz Wołodia zawołał go i wskazał ręką na zachód. Wszyscy przystanęli.
Czarne punkciki na horyzoncie błyskawicznie się powiększały i szybko stało się jasne, że
to oddział ośmiu jezdzców na niewysokich krępych koniach.
- Tatarzy? - zastanawiała się Natasza. - Skąd oni się wzięli?
Wasyl szybko zerknął na Lisę. Pozostali myśleli o tym samym.
- Nas jest tylko sześcioro. Odwrót. Uciekajmy!
Popędzili konie i pogalopowali przez step.
Lisa z trudem utrzymywała się w siodle, brakowało jej wprawy. Nie próbowała nawet
obejrzeć się za siebie w obawie, że spadnie.
77
Wołodia poganiał ich.
- Dawaj! Dawaj! Dalej! Szybciej!
- Podjedzmy na tamto wzgórze! - krzyknął Wasia, widząc, że Lisa nie nadąża.
Wjechali na szczyt i ku swej radości odkryli, że wśród skał znajdują się wejścia do jaskiń i
podziemnych korytarzy. Dziewczętom przykazano, by ukryły się w takim przejściu, ale
Natasza zaprotestowała. Chciała walczyć.
- W takim razie ja też zostanę - oznajmiła Lisa śmiertelnie przerażona.
- O, nie, durna, przecież oni właśnie ciebie chcą złapać! - rzekł niecierpliwie Wasia i
pociągnął ją zdecydowanie w ciemne czeluści korytarza. - Zostań tu! Zrobisz nam
przysługę, jeśli będziesz się trzymać na uboczu.
- A jeśli was zranią albo zabiją?
- Wtedy będziesz musiała uciekać na własną rękę.
- Nie o tym myślałam. Ja nie chcę, żebyś... żebyście zginęli.
Wasia umilkł, nadal ściskając mocno jej ramię.
- Czy to nie byłoby dla nas obojga najlepsze wyjście? - spytał w końcu. A potem wręczył
jej swój nóż i szybko zniknął.
Lisa siedziała bezczynnie, podczas gdy z góry dochodziły ją odgłosy walki. Dotkliwie
odbierała swoją nieprzydatność. Serce biło jej mocno jak schwytanemu ptakowi. Zciskała
nóż w dłoni, choć dobrze wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie go użyć, nawet gdyby
stanęła oko w oko z Tatarem.
Na górze ktoś postękiwał żałośnie. Kto to? Lisa wstrzymała oddech i usłyszała wśród
jęków soczyste przekleństwa, które mogła ciskać jedynie Natasza.
- Och, Natasza - szepnęła Lisa niespokojnie. Bardzo przywiązała się do młodszej siostry
Wasyla.
Wtedy usłyszała inny głos, przepełniony złością pomieszaną z lękiem.
- Wy, diabły jedne! Napadacie na Nataszę, małą bezbronną dziewczynę?
Lisa uśmiechnęła się, poznając głos Wołodii. Natasza, najwyrazniej już bezpieczna,
zawołała równie zachwycona, co zdumiona:
78
- Wołodia!
Zadudniły kopyta uciekających koni, stopniowo wszystko ucichło.
Lisa rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w mrok. Z góry nie dochodził jej żaden
dzwięk. Dopiero po chwili usłyszała czyjeś kroki w podziemnym korytarzu. Ktoś
nadchodził.
- Lisa!
Poznała głos Dimy. Rzuciła mu się w ramiona i uścisnęła mocno.
- Och, Dima. Tak się bałam. Nic nie było słychać, już myślałam, że...
- Natasza została ranna strzałą w nogę. Poza tym poszło nam dobrze. Ci Tatarzy, którym
udało się przeżyć, uciekli. Na szczęście osłaniały nas skały.
- Czy Natasza jest poważnie ranna?
- Nie będzie mogła z nami dalej jechać, a Wołodia nalega, by mógł jej towarzyszyć.
Lisa uśmiechnęła się.
- Czy Natasza ma coś przeciwko temu?
- Nie sądzę - odpowiedział jej także z uśmiechem.
Natasza uroczyście pożegnała się ze wszystkimi.
- Teraz już wiesz, Waśka, jaka jest rada - rzekła z rozbrajającą otwartością. - Postaraj
się, by cię raniono, a wtedy ukochana padnie przed tobą plackiem.
Wasyl spojrzał na siostrę. Gdyby mógł, zabiłby ją wzrokiem.
- Bywaj, Liso! - powiedziała Natasza, siedząc już na końskim grzbiecie. - Chętnie
widziałabym cię w naszej rodzinie. Szkoda, że mój braciszek skutecznie to uniemożliwił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.