[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy wracam do domu... Odwrócił się nagle. Pryskajmy z tej przeklętej dziury i wracajmy do Las Ve- gas, gdzie jest nasze miejsce. Przykro mi, Terry, ale mylisz się sądząc, \e jeszcze mi zale\y na mał\eństwie z tobą. To teraz tak mówisz. Zostanę więc tutaj parę dni. Będziesz miała czas raz jeszcze wszystko spokojnie prze- myśleć. 111 Nic się nie zmieni, Terry. Ja nie zrezygnuję. Nagle ujrzała Masona stojącego w drzwiach. . Szukałem cię, Teny. Głos Masona był lodowaty. Na pewno spieszno ci do Las Vegas. Oczywiście jeśli Miss Jordan pozwoli ci wyjechać. Tu są papiery. Nie ma pośpiechu, braciszku rzucił jakby od niechcenia Terry przysuwając się do Masona. Zostanę tu dłu\ej, a potem zaproszę cię na wesele. Hallie wydała okrzyk zdradzający oburzenie, lecz Terry skwitował to kpiącym uśmiechem. Pani jest niestety odrobinę uparta, ale to tylko kwestia czasu i wszystko się doskonale uło\y. Co do tego nie mam wątpliwości odparował Mason mierząc Hallie od stóp do głów. A więc to na ciebie czekała. Nikomu nie pozwoliła przystąpić do siebie. Uśmiechnął się do Terry'ego, lecz jego oczy pozostały zimne. W końcu mał\eństwo to nie taki zły pomysł. Faye ju\ mnie prawie do niego przekonała. Nie miałbyś nic przeciwko podwójnemu weselu? Hallie trzymała w ręku fajansowy dzbanuszek, zamie- rzając nakleić na nim cenę. Teraz, gdy patrzyła na obu braci, o mały włos nie rzuciła nim w ich stronę. Ostatecznie jednak odstawiła go na półkę, z utęsknieniem czekając chwili, kiedy wyjdą. Gdy się to wreszcie stało, zaczęła niespokojnie krą\yć po sklepie. Z \alem myślała o spokoju, który na początku znalazła tutaj, w stanie Utah. Niewiele z niego zostało. Przybyła tu przed paroma miesiącami po to, aby uporać się z bólem, który sprawił jej Terry. Potem broniła się przed miłością do Masona, w obawie, \e postąpi z nią tak samo jak jego brat. Zresztą kto wie. Gdyby grała innymi kartami, prawdopodobnie z czasem mogłaby zdobyć jego miłość. Wiedziała, \e nie jest mu obojętna. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nawet jeśli miała kiedyś szansę, straciła ją bezpowrotnie. Ostatecznie była tu Faye Ham 112 mond i Mason wspomniał nawet o podwójnym weselu. No có\, był przekonany, \e ona wyjdzie za Terry'ego. Zapragnęła znowu uciec, prędko jednak porzuciła tę myśl. Ucieczka te\ nie była idealnym rozwiązaniem problem pozostałby ten sam, po prostu tkwił w niej, ponowne spotkanie z Terrym było tego dowodem. Jak mogła uciec od samej siebie? Kiedy po południu kończyła pracę, Terry ju\ na nią czekał. Oprowadz mnie po Springdale za\ądał. Nie zabierze to chyba więcej ni\ pięć minut. Nie stanowczo odmówiła. Wracam do siebie umyć głowę. A zatem spotkamy się na obiedzie. Jak chcesz rzekła obojętnie zostawiając go samego. Siedziała ju\ z Ann przy stoliku, gdy nadszedł Terry. Nie proszony usiadł koło Hallie. Nic cię nie potrafi zniechęcić? rozzłościła się. Taki jest mój zamiar odrzekł z kamiennym spokojem. Będę czekał tak długo, a\ znudzi ci się to ciągłe oponowanie. Uśmiechnął się porozumiewawczo do Ann, ale ta nie odwzajemniła uśmiechu. Nawet Ann, ta łatwowierna Ann, przejrzała go, przyszło do głowy Hallie. Kiedy potem weszli do klubu, zastali tam rozbawioną czwórkę Masona, Faye, Dave'a i Sandrę. Hallie od paru dni nie widziała Abbotów, ucieszyła się więc, gdy Sandra ją zawołała. Wybieramy się na spacer oznajmiła. Mason ustalił wreszcie miejsce pobytu starego pasterza. Pójdziesz z nami? Nie odpowiedział za nią Terry. Hallie i ja mamy dziś wieczór coś do omówienia i chętnie zostaniemy sami. Widząc wymowne spojrzenie Terry'ego Ann rzuciła od niechcenia: 113 No ju\ dobrze, dobrze, pójdę z nimi. Ja te\ ucięła Hallie. Przyzwyczaiłam się sama podejmować decyzje. Ale... w takim razie idę z wami. Widać było, \e jest wściekły. Przykro mi, ale wszyscy nie zmieścimy się w jeepie oświadczył z udanym \alem Mason. I bez ciebie będzie ciasno. Mason wyglądał na zadowolonego, gdy opuszczali klub. Wyraznie go cieszyło, \e Hallie dała odprawę jego bratu, ona natomiast myślała z nutką \alu o tym, jak to się stało, \e po raz pierwszy dobrowolnie wybrała towarzystwo Masona. Podczas jazdy odzyskała równowagę, nie dane jej było jednak rozkoszować się w pełni zachodem słońca, gdy\ nie dawała jej spokoju siedząca w przedzie para. Faye i Mason śmiali się gawędząc wesoło. Mason spoglądał na nią tkliwie, Faye, w poczuciu swej władzy nad nim, ściskała jego rękę. Na ten widok Hallie robiło się słabo. W którymś momencie zauwa\yła w lusterku wstecznym uwa\ny wzrok Masona. Obserwował ją, to pewne. W obawie, \e za wiele wyczyta z jej twarzy, wdała się szybko w rozmowę. Tymczasem droga odbiła od rzeki i w cieniu kilku topól, nad małym potokiem ujrzeli stado pasących się owiec. Zwierzęta skubały trawę nic sobie nie robiąc z gości, tylko dwa czarno-białe psy wypadły z ujadaniem i uwijały się teraz koło jeepa. Nikt nie odwa\ył się wysiąść, dopóki nie pojawił się wysoki chudy mę\czyzna i nie gwizdnął na psy. To mój przyjaciel, William Simmons przedstawił go Mason ale wszyscy nazywają go po prostu Woolly Bill. Zawarłszy znajomość z pasterzem Hallie rozejrzała się wokoło. Stary szałas, który słu\ył Woolly Billy'emu za mieszkanie przez parę miesięcy w roku, był bardzo mały, 114 a z powyginanego aluminiowego dachu sterczała w niebo śmieszna rura w charakterze komina, lecz samo miejsce było przepiękne, a panująca tu cisza mogła ukoić najbardziej skołataną duszę. Ucieszyła się, odkrywszy ognisko. W oczach stanęły jej chwile spędzone przy ognisku z Masonem, Dave'em i Sandrą w kanionach Zion. Usiadła na zwalonym pniu drzewa i w zamyśleniu utkwiła wzrok w płomieniach. Wkrótce nadeszli inni i usadowili się na le\ących wokoło klocach. Woolly Bill nalewał kawę z ogromnego dzbana do sfatygowanych fili\anek i wyszczerbionych kubków. Potem usiadł na ziemi obok Hallie. Jesteś milcząca, dziewczyno stwierdził. Prze- ra\a cię samotność tego miejsca? Uśmiechnęła się. Przeciwnie. Podoba mi się tutaj bardziej ni\ w mieście. Upiła łyk z fili\anki i natychmiast wydała okrzyk zdziwienia. Przyjrzała się z niedowierzaniem jej zawartości. Kawa była gęsta jak smoła. Co się stało? zapytał Woolly Bill. Mocna. Prawdziwy szatan. Woolly Bill przyglądał się jej, zmarszczywszy czoło. Słuchaj, dziewczyno mruknął. Ju\ dawno od- kryłem, \e do kawy potrzeba mniej wody, ni\ ludziom się wydaje. Dojrzała wesołe ogniki w jego oczach i wybuchnęła ser- decznym śmiechem. Siedzący obok Mason uniósł głowę. Bill, gratuluję rzekł. Nie wiem tylko, jak to zrobiłeś. Do tej pory nikomu tak szybko się to nie udało. Uwaga wszystkich skupiła się na starym pasterzu, a on [ Pobierz całość w formacie PDF ] |