[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W rozlicznych prowincjonalnych osadach Brytunii między wioskowymi
znachorami i czarodziejami a kapłanami Amaliasa i innych bogów panowały stosunki
w najlepszym razie chłodne. Przedstawiciele uznanej za obowiązującą w państwie
religii twierdzili, że tylko oni mają prawo do aktów uzdrawiania i
przepowiadania przyszłości, dotyczącej nawet najzwyklejszych codziennych spraw.
Twierdzono, że wyznawcy Amaliasa winni są swemu bóstwu bezgraniczną wierność i
posłuszeństwo. Kapłani zajmowali się jednak przede wszystkim najpoważniejszymi i
najbardziej dochodowymi sprawami - wojnami i suszami, zarazami i
arystokratycznymi małżeństwami oraz interpretowaniem wizji i majaczeń króla
Tyfasa, gdy zanadto pofolgował sobie w nadużyciu trunków. Zainteresowanie
kościelnej hierarchii skupiało się przede wszystkim na stolicy i świątyniach w
głównych miastach prowincji. Kapłanów Amaliasa było zbyt mało, do tego okazywali
się zbyt wyniośli, by zniżać się do uczestniczenia w niedolach niewolników i
mieszkańców odległych, zacofanych okolic. Z tych względów tolerowano wysiłki
miejscowych szamanów i uzdrowicieli jako wystarczające na potrzeby naiwnych
mieszkańców puszcz i bagnisk, nie mających ochoty rozstać się ze swoimi starymi
bóstwami i przesądami. Niektórzy czarownicy okazywali pozorny respekt dla
obowiązującej religii, wplatając imię Amaliasa w swe zaklęcia i nosząc
prymitywne imitacje świętych talizmanów i symboli, zdobiących kapłanów i
oficerów cesarstwa. Inni nie robili nawet tego. Ryzykowali, że gdy zaistnieje
potrzeba znalezienia kozłów ofiarnych lub odwrócenia uwagi od miejscowych
politycznych kłopotów, zawisną na szubienicach lub zostaną wyklęci przez
hierarchów Kościoła, któremu nie chcieli się podporządkować.
Słudzy Amaliasa mieli kontakt z pospólstwem zwykle przy okazji
dorocznych przechodnich świąt. Ich daty zależały od rozkładu podróży
objeżdżających prowincje kapłanów i od ich religijnych obowiązków. Jednym ze
świąt był Dzień Chrzestny. Kapłan z danej prowincji sam ustalał datę przybycia
do określonej miejscowości. Tam błogosławił dorastającą młodzież i wciągał
oficjalnie nadane im imiona do kościelnego rejestru, w ten sposób umożliwiając
im ogłaszanie przedślubnych zapowiedzi; dorośli mogli też sprzedawać ludzi na
służbą.
Gdy wyznaczono termin Dnia Chrzestnego dla okolicznych miejscowości,
pobożny i ogólnie szanowany człowiek, Arnulf Zacny, wkrótce złożył prośbę o
ochrzczenie Tamsin oraz jego starszych dzieci. Ponieważ dziewczynka nie odzywała
się, trudno byłoby powiedzieć, że stało się to za jej zgodą, ale widać było
wyraznie, iż nie okazywała żadnych oznak niezadowolenia, gdy mówiono ojej
udziale w uroczystościach.
Naczelny kapłan dla prowincji, do której należało Sodgrum i pół setki
innych biednych przysiółków, nazywał się Epiminofas. Przybrane imię i smarowane
oliwą włosy świadczyły, że pyzaty kapłan o woskowej twarzy marzy o zdobyciu
miejsca pośród elity rządzącej w Kościele i państwie, w większości wywodzącej
się z koryntiańskiej szlachty. Epiminofas nie zamierzał wcale odbywać męczących
podróży, by celebrować obchody świąt przed wieśniakami. Liczył, że uwolni się od
tych obowiązków, gdy tylko zdoła zapewnić sobie wystarczająco duże wpływy i
wyższą pozycję w hierarchii. Niedawno dotarły do niego dość niezwykłe pogłoski o
młodej uzdrowicielce. Właściwie była jeszcze dzieckiem, ale tak zręcznie
posługiwała się magicznymi eliksirami i czarodziejskimi sztuczkami, że sława jej
rozniosła się po okolicy. W wielu położonych w pobliżu wsiach krążyły
nadzwyczajne opowieści o jej talentach i doświadczeniu. Na domiar mówiło się, że
jest niezrównanie piękna. Zwłaszcza ta pogłoska wzbudzała w Epiminofasie
zaciekawienie.
Dla wiernych Amaliasa rosnąca sława jakiegoś domorosłego zaklinacza czy
proroka nie była niczym nowym. Przeważnie wiejscy znachorzy gięli karki przed
kościelną władzą, co przyczyniało się do wzrostu posłuszeństwa wśród tych,
którzy uwierzyli w ich moc. Jeżeli zaś okazywali się oporni, dawano im
przykładową nauczkę, co przeważnie pomagało. Efekty podporządkowania sobie
samozwańczych świętych zależały od siły przeświadczenia o ich własnej potędze.
Niekiedy urojenia okazywały się tak silne, że niechętnie stosowano wobec
szamanów tortury. Jeśli kiedykolwiek w przeszłości Epiminofas zmuszony był
uciekać się do takich środków w przypadku szczególnie opornych wiedzm, były to
dla kapłana najbardziej satysfakcjonujące przeżycia w dziele szerzenia świętej
wiary. Pamiętając o tym, tłusty hierarcha zadbał, by osobiście przybyć na
miejsce obchodów Dnia Chrzestnego. Zjawił się tam w złoconej lektyce, niesionej
przez ośmiu świątynnych adeptów - krzepkich chłopaków, wybranych nie tylko do
dzwigania swego przełożonego, lecz również pełnienia roli przybocznej ochrony i
poskromicieli tłumu.
Obchody miały zacząć się w południe w Dolmen-Abbas, świętym miejscu,
położonym mniej więcej w środku grupy wiosek, tak iż mieszkańcy mogli dotrzeć
tam pieszo. Nikt tam nie mieszkał - niewątpliwie ze względu na głęboką cześć,
jaką otaczano to miejsce. Dolmen przypominał inne miejscowości, położone we
wschodniej części cesarstwa i znajdował się na polanie nad osadą właśnie o
nazwie Abbas. Był to krąg olbrzymich, z grubsza ociosanych kamiennych słupów,
połączonych rozpadającymi się nadprożami i pokryty niskim, stożkowatym dachem z
belek i trzciny, chroniącym przed lodowatym śniegiem, częstym w tej górskiej
okolicy. Chociaż kamienną budowlę wzniesiono w dawno zapomnianej epoce - jak
szeptano, ku czci bogów o wiele starszych niż Amalias - stanowiła obecnie jeden
z licznych przybytków ku czci nowego, oficjalnie wyniesionego na ołtarze bóstwa
- odpowiednie miejsce dla dorocznych ceremonii i składania ofiar.
Lektykę z naczelnym kapłanem doniesiono pod sam Dolmen na czele procesji
dzieci i ich rodzin z okolicznych wiosek. Ci, którzy przybyli z odleglejszych
zaścianków, spędzili noc w zaciszu świątyni, grzejąc się przy rozpalonym ognisku
z torfu. Wierni przykryli zniszczony wilgocią dach nową warstwą splecionych
trzcin, ziemię wewnątrz posypano świeżo zżętą trawą. Natychmiast po przybyciu
świątynni adepci przystąpili do rozstawiania za ołtarzem parawanu ozdobionego
jaskrawymi malowidłami, za którym Epiminofas mógł wdziać swe zabrane w podróż [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.