[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Było aż nazbyt jasne, że zostali porwani i że porywacze
prawdopodobnie zażądają wysokiego okupu za Luisa Vasconcelosa,
Patrao firmy Minvasco. Czarna rozpacz ogarniała Kate na myśl, że
rzadko kiedy porywacze oddają swych jeńców bez zrobienia im
krzywdy, niezależnie od tego, czy okup był wypłacony, czy nie.
Gdy samochód w końcu się zatrzymał, Kate była w pożałowania
godnym stanie. Nieprzyjazne ręce wyciągnęły ją z samochodu i
zmusiły do stania, choć nogi się pod nią uginały. Ktoś uniósł jej
kaptur, ale tylko na tyle, by ostrze noża znów mogło znalezć się na jej
szyi. Jeden z porywaczy brutalnie wykręcił jej siłą rękę i zmusił, by
szła w jakimś nieznanym kierunku, potykając się na niewidocznych
nierównościach terenu. Za sobą słyszała ciężki oddech mężczyzny,
który niósł Luisa. Nie uszli daleko, gdy kazano się jej zatrzymać.
Wszystko to odbywało się w absolutnej ciszy i tylko bezlitosny ucisk
dłoni porywacza na jej ramieniu informował ją, co ma robić.
Usłyszała zgrzyt klucza w zamku, następnie pociągnięto ją schodami
w dół i z ogromną siłą pchnięto przez drzwi do jakiegoś
pomieszczenia, gdzie upadła na podłogę dusząc się szmatą
wypełniającą jej usta. Raz jeszcze rzucono na nią ciało
nieprzytomnego Luisa.
Gdy leżąc pod znacznie od niej cięższym mężczyzną starała się
złapać oddech, drzwi zatrzasnęły się, zadzwięczał łańcuch i zazgrzytał
zamek. Następnie usłyszała oddalające się kroki, pózniej trzask
jeszcze jednych drzwi i w końcu odgłos odjeżdżającego samochodu.
Zapadła cisza nie przerywana żadnymi odgłosami.
Przez chwilę leżała nieruchomo, całą energię koncentrując na
prawidłowym oddychaniu w warunkach, w których było ono
maksymalnie utrudnione. Nie możesz ulec panice - wmawiała sobie z
naciskiem. Najpierw musi wydostać się spod Luisa, którego ciężar
utrudniał jej oddychanie. Jakie to dziwne - myślała sobie. Kiedy
niedawno chciał się ze mną kochać, nie wydawał się taki ciężki. Teraz
ważył tyle, co tona kamieni.
Centymetr po centymetrze, zatrzymując się co chwila dla złapania
oddechu, Kate wyczołgiwała się spod tego wysokiego, dobrze
zbudowanego mężczyzny, który teraz nie dawał żadnych oznak życia.
Czyżby uderzenie, które słyszała, było jednak śmiertelne? Poczuła
ogarniającą ją panikę, ale opanowała się. Nie ma sensu zastanawiać
się nad tym, dopóki nie sprawdzi na pewno. Z radością zauważyła, że
podczas prób wydostania się spod Luisa kaptur częściowo zsunął się
jej z głowy. Pomyślała więc, że pocierając głową o zamszową kurtkę
Luisa może będzie mogła zerwać brudną szmatę z głowy.
Kate nie miała pojęcia, jak długo to trwało, ale gdy w końcu
udało jej się pozbyć kaptura, była spocona, zmęczona i bolał ją kark.
Jednak już sam fakt pozbycia się z twarzy tego śmierdzącego worka
był dla niej ogromnym sukcesem. W otaczającej ją ciemności i tak nie
widziała zbyt wiele, mogła za to swobodnie oddychać. Gdy po chwili
usłyszała gdzieś w ciemności cichy jęk, ogarnęła ją fala radości.
Jednak Luis żył!
Odkrycie to sprawiło, że w oczach zakręciły się jej łzy
wdzięczności, które szybko stłumiła, tłumacząc sobie, że płacz nic jej
nie pomoże. Zamiast tego zaczęła analizować sytuację. Powietrze,
którym nareszcie mogła swobodnie oddychać, było wprawdzie
zatęchłe i wilgotne, ale było to znacznie lepsze niż duszenie się w
worku na głowie. A ponieważ Luis nie umarł, tak jak się tego
obawiała, sytuacja ich nie była najgorsza. Nie rozczulaj się nad sobą -
upomniała siebie surowo i zaczęła zastanawiać się, co powinna robić
dalej.
Po pierwsze, oczywiście, powinna jakoś oswobodzić ręce. Nie
spodziewała się, jakim wysiłkiem okupi powstanie z rękoma
związanymi na plecach. Jeżeli kiedykolwiek z tego wyjdę, obiecywała
sobie, zrobię wszystko, aby poprawić swoją kondycję. Gdy w końcu
udało jej się stanąć na nogach, krew znowu tętniła jej w skroniach, ale
oczy zdążyły się już nieco przyzwyczaić do panujących ciemności.
Poruszając się bardzo ostrożnie wzdłuż zimnych, kamiennych ścian
stwierdziła, że znajdują się w jakiejś piwnicy. Pomieszczenie było
małe i pozbawione okien, a drogę do wolności blokowały solidne
drzwi. Znajdowało się w nim też jakieś łóżko, które odkryła uderzając
się o nie boleśnie, oraz chybotliwe krzesło i metalowe wiadro
przewrócone do góry dnem.
Słysząc jęk Luisa Kate pochyliła się nad nim, ale stwierdziła
tylko, że wciąż jeszcze jest nieprzytomny. I takim pozostanie, jeżeli
czegoś dla niego nie zrobię - upomniała samą siebie. Osunęła się do
pozycji siedzącej tak, żeby wiadro znalazło się między jej plecami a
ścianą. Kate dziękowała Bogu, że porywacze tak bardzo się spieszyli,
że związali ją niestarannie, z dłońmi ułożonymi rownolegle. Teraz,
gdy jej ręce były lodowato zimne, sznurek, którym były związane,
wydawał się jakby nieco luzniejszy. Zaciskając zęby, Kate rozsunęła
dłonie jak mogła najdalej i zaczęła pocierać sznurkiem o metalową
krawędz wiadra. Pracowała z zapałem, co jakiś czas wydając
stłumiony okrzyk bólu, gdy ostra krawędz natrafiała nie na sznurek,
ale na gołą skórę. W końcu poczuła, że jeden sznurek staje się
zdecydowanie luzniejszy. Spocona i zmęczona odpoczęła chwilę. W
pewnym momencie Luis jęknął głośniej. Widocznie zaczął
odzyskiwać przytomność. Zrzuciła jeden pantofel i gołą stopą zaczęła
go masować po udzie, aby go uspokoić i zawiadomić o swojej
obecności. W odpowiedzi usłyszała jakiś pomruk, który, jak miała
nadzieję, oznaczał, że wszystko w porządku. Zachęcona, powróciła do
przerwanej pracy.
Sznurek, jakim ją skrępowali, musiał być stary i zleżały, bo w
końcu udało się jej go przerwać. Ciężko dysząc ze zmęczenia
podniosła opuchnięte i piekące ręce, aby usunąć szmatę kneblującą jej
usta.
- Luis - powiedziała zdyszana, podsuwając się do niego na
kolanach, aby usunąć mu z głowy kaptur. - Jak się czujesz?
Odpowiedział jej zduszonym mruknięciem. Westchnęła z ulgą, a
z oczu popłynęły jej łzy. Wyciągnęła Luisowi knebel z ust i przytuliła
się do niego.
- Kate - powiedział zachrypłym głosem. - Czy jesteś ranna? Czy
ci bandyci nie zrobili ci krzywdy?
- Nie - odpowiedziała, starając się nadać głosowi normalne
brzmienie. Zaśmiała się cicho, śmiechem pozbawionym wesołości. -
Oczywiście zakneblowali mnie, narzucili jakiś kaptur na głowę,
przyłożyli nóż do szyi i związali ręce na plecach. Ale poza tym nic mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.