[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyślą świe\e, soczyste kalosze z Afryki? Czy ju\ ze\arłaś stare? Dlaczego nas
nie poczęstowałaś?!"
Chaczyk przyglądał mi się uwa\nie.
-Nie chodzi ci o bajki - szepnął. - Opowiedz, achczyk, co zaszło? Zaprzeczyłam
ruchem głowy. Chciało mi się płakać. Zmartwił się.
- Musiałaś spotkać jakąś wredną osobę.
- Zabiję ją! - powiedziałam przez zęby. - Nędzna kreatura! śałosna szara mysz!
Chodzące zero! Pokraka na krótkich nó\kach!
-Twój ojciec związał się z jakąś kobietą! - domyślił się Chaczyk.
- Nie z kobietą, a z nędzną, wypłowiałą kretynką! - krzyknęłam.
- Nie mów tak, achczyk - zgorszył się. - To prawda, \e takiej jak twoja mama nie
znajdziesz na całym świecie... Ale nie wierzę, \eby twój ojciec zadał się z
pokraką!
- Właśnie \e się zadał! Wypłosz! Wyskrobek! Ju\ ja znajdę sposób, \eby zabić to
ścierwo!
- Nie rób tego, nie opłaci się - odradzał Chaczyk. - Zabijesz pa-
skudztwo, a będziesz odpowiadać jak za człowieka. Chcesz, \eby cię wsadzili do
więzienia na zawsze?!
- Chcę! - potwierdziłam.
Rzeczywiście chciałam, \eby mnie aresztowano, rozstrzelano, powieszono i
ogłoszono wrogiem ludu! Chciałam zhańbić ojca! Chciałam, \eby pokutował i bił
głową o ścianę!
Chaczyk zamknął oczy, zamyślony. Wreszcie się odezwał:
- Niewiele mamy teraz roboty... Sama wiesz, jak to jest w zimie... Ale jak tylko
coś znajdę, zatrudnię cię. - Otworzył szufladę komody i wyciągnął kilka
banknotów. - Masz parę rubli. Potrącę ci z pierwszych zarobków.
Pieniądze bardzo nam się przydały, bo matkę mieli wypisać ze szpitala. Ojciec
odwiedził ją i zaproponował, \eby zamieszkała u niego, w radiostacji. Ale matka
odmówiła. Nie chciała mieszkać za drutem kolczastym! Przywiezliśmy ją z ciocią
Maro do starej nory, wysprzątanej w miarę naszych mo\liwości. Maro przygotowała
zupę jogurtową i gulasz. Rozpromieniona, krzątała się przy mamie, okrywała
kołdrą, podsuwała talerze i zaglądała w oczy. Widząc mamę \ywą i prawie zdrową,
nie mogła ukryć swego szczęścia. Cały czas czułam, \e mama tylko czeka, \eby
ciotka ju\ poszła.
- Coś ty narobiła?! - powiedziała zdenerwowana, gdy tylko drzwi za Maro się
zamknęły.
Skąd ona wie? - przemknęło mi przez głowę.
- Czy zdajesz sobie sprawę, jaką krzywdę wyrządziłaś ojcu?!
- Nie jest moim ojcem! - warknęłam. - Wykreśliłam go!
- Milcz! - Mama zrobiła się prawie czerwona, co jej się nigdy nie zdarzało. -
Nie gadaj bzdur! Wiesz, gdzie pracuje ta kobieta?! W dziale kadr! Wyobra\asz
sobie, jak ona mo\e mu zaszkodzić?!
- Ty o niej wiesz?! - zdumiałam się.
- A tobie się wydaje, \e jesteś najmądrzejsza?!
- Wiedziałaś i nic nie zrobiłaś?! - podniosłam głos.
- Nie mieszaj się do \ycia dorosłych! - krzyknęła mama. -W ogóle raz na zawsze
przestań się wtrącać w nie swoje sprawy! Je\eli ja nie reaguję na tę babę, to
jakim prawem ty urządzasz awantury?!
- To obrzydliwe! Wstrętne! Patrzyłaś przez palce na to wszystko?!
- Uspokój się - powiedziała mama i nagle się opanowała. -Nie wszystko w \yciu
jest jednoznaczne i proste... Ona ojca szanta\uje. Wie o nim coś... Trzyma go w
garści...
- Powiedz, o co chodzi!
- Nie! - stanowczo odparła matka. - Mo\e ci powiem, kiedy dorośniesz... Mo\e...
- Co to znaczy  mo\e"?! Mam prawo wiedzieć, co nabroił mój ojciec! Jestem
dorosła!
- Tak ci się tylko zdaje - zamknęła dyskusję mama.
Wiedziałam, \e jest uparta prawie tak samo jak ja i \e więcej nic z niej nie
wyciągnę. Pomyślałam te\, \e ojciec ju\ nie powinien mnie obchodzić.
Na jakiś czas straciłam z oczu Chaczyka i Zitę. Byłam bardzo zajęta wieloma
sprawami naraz. Włączyłam się znowu w codzienny obchód sklepów \elaznych i pod
pozorem odrabiania lekcji odwiedzałam profesorskiego synka, by ustalić z nim
podział zajęć. Rozszerzaliśmy wtedy nasz proceder na sieć sklepów spo\ywczych.
Było to zajęcie bardzo lukratywne, bo płacono nam artykułami spo\ywczymi, i
znosiłam do naszej nory paczki makaronu, cukier i masło. Profesorski synek, na-
\arłszy się w domu, sprzedawał te produkty własnym rodzicom. Kupowali wszystko,
zachwyceni jego troskliwością, bo im mówił, \e dokonuje zakupów w ramach
domowego podziału pracy. A mo\e domyślali się prawdy, tylko tym razem
przymknęli
oczy? Nie wiem.
Kiedyś wróciłam do domu po  odrobieniu lekcji", a ciocia Maro ju\ siedziała obok
mamy. Nie przywitałam się. Słowa  dziękuję",  przepraszam" i wszystkie równie
bezsensowne bzdury nie przechodziły mi przez gardło. Postanowiłam raz na zawsze
wyrzucić je z mojego słownika. Ciotka i mama nie zwracały na mnie uwagi.
Zachowywały się tak, jak gdyby mnie w ogóle nie było. Nawet nie zni\yły głosu,
choć rozmawiały
o mnie.
- Powiem ci szczerze, \e nie bardzo wiem, jak mam postępować - mówiła matka. -
Jak mam reagować na jej wybryki?
Maro zastanawiała się dłu\szą chwilę.
- Myślę, \e nie powinnaś w ogóle reagować...
- Ale ona staje się coraz bardziej agresywna!
- Miejmy nadzieję, \e to jej przejdzie. Nale\y chyba przeczę-
kać, a\ przebrnie przez ośli wiek. Banalne objawy trudnego dojrzewania...
- Jej ojciec przypuszcza, \e ona jest pod moim wpływem - po\aliła się matka.
- O, cholera! - wybuchnęłam. - Co on sobie wyobra\a?! śe ja nie mam własnego
rozumu?!
- Nie mówi się o ojcu  on"! Wypraszam sobie! - zirytowała się matka.
- Nie mam \adnego ojca! Skoro o nim nic nie wiem, nie jest moim ojcem! -
krzyknęłam z pasją.
- Sama widzisz! - Matka zwróciła się do cioci. - Ma nam za złe, \e coś
ukrywamy...
W oczach Maro dostrzegłam niepokój.
- Chce, \eby z nią rozmawiać powa\nie, a zachowuje się jak nieznośny bachor! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.