[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obrazić. Szybko dała chłopcu srebrną monetę w obawie, że się przy nim rozpłacze, a kiedy ten pobiegł uszczęśliwiony korytarzem, zatrzymała gestem pokojówkę. - Przekaż księciu Mahailowi, że jednak się z nim dzisiaj spotkam - powiedzia- ła zamyślona. Pokojówka skinęła głową, ale Shoshauna nie zwracała już na nią uwagi. My- S R ślała o tym, że musi zakończyć jeden etap swego życia i rozpocząć następny. Nie zamierzała przy tym konsultować się w tej sprawie z rodzicami. Książę czekał w saloniku, odwrócony do niej plecami. Kiedy weszła, przez chwilę jeszcze wyglądał przez okno, a dopiero potem na nią spojrzał. Zauważyła, że jest niemile zaskoczony jej fryzurą. Specjalnie włożyła suknię z dużym dekol- tem, by mógł też widzieć jej spaloną słońcem skórę. Przez chwilę miał taką minę jak w dzieciństwie, w momencie, gdy chciał oznajmić, że już się z nią nie bawi. Powiedział jednak: - Widzę, że ta przygoda nie bardzo ci posłużyła. - Wręcz przeciwnie, książę - odparła. - Dawno nie czułam się tak dobrze. - Bardzo mi przykro. Oczywiście nie przyjął do wiadomości, że samopoczucie jest znacznie waż- niejsze niż wygląd. Książę znowu pogrążył się w myślach. - Słyszałem, że przebywałaś na tej wyspie w towarzystwie mężczyzny - pod- jął po chwili. - Niektórzy mogliby to uznać za naganne, ale to przecież tylko zwy- kły ochroniarz. Poczuła się tak, jakby to ją w tej chwili obraził. - Nie taki zwykły - rzuciła. - A poza tym wybawił mnie z sytuacji, którą ty sam spowodowałeś. - Ja? - zdziwił się. - Byłeś okrutny wobec Mirassy. Czyniłeś jej nadzieje, a potem przestałeś się z nią spotykać. Wcale mnie nie dziwi, że tak postąpiła. Książę wyglądał na zirytowanego. Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mówi mu, co myśli. A już z pewnością nie kobieta! Więc jak wyglądałoby jej mał- żeństwo, gdyby nie mogła z nim szczerze porozmawiać? - Poza tym ten zwykły ochroniarz był mi szczerze oddany, był gotów poświę- cić życie w mojej obronie. - A także odrzucić to wszystko, co chciałam mu ofiaro- S R wać, dodała w duchu. - Tak, to bardzo... szlachetne z jego strony. Shoshauna pomyślała, że wolałaby zwykłego ochroniarza, prostego żołnierza od tego wyperfumowanego i obwieszonego klejnotami księcia, który w dodatku na pewno nie umie pływać na desce surfingowej. A może by go o to zapytać? Książę spojrzał na nią z nową nadzieją, uznawszy, że uśmiech, który pojawił się nagle na jej ustach, świadczy o zmianie nastroju. - Czy już na tyle doszłaś do siebie, żeby ustalić nową datę ślubu? - spytał ofi- cjalnym tonem. Shoshauna skinęła głową. - Zdecydowałam się nie wychodzić za mąż - oznajmiła, czując się lekko i ra- dośnie. - Słucham? - Książę otworzył szeroko usta, zapominając o etykiecie. - Nie chcę na razie wychodzić za mąż, bo jest tyle rzeczy, które chciałabym najpierw zrobić - wyjaśniła. - Poza tym nie zamierzam wychodzić za mąż z rozsąd- ku, ale z miłości. Bardzo mi przykro. Popatrzył na nią złym wzrokiem. - Czy skonsultowałaś się w tej sprawie z ojcem? Shoshauna zrobiła wielkie oczy. - Przecież to ja miałabym wyjść za mąż, a nie on! Mahail popatrzył na nią z niesmakiem. - Może jednak dobrze się stało - rzekł cierpko. - Mam wrażenie, że Mirassa bardziej mi jednak odpowiada. - I z pewnością będzie lepsza żoną - zapewniła go Shoshauna, patrząc, jak książę maszeruje do drzwi. Jednak następnego dnia, kiedy miała spotkać się z ojcem, czuła się bardzo zdenerwowana. Drżała tak bardzo, jakby za chwilę czekał ją ważny występ przed wymagającą publicznością. S R Spotkania z ojcem zawsze miały oficjalny charakter. Czuła się przy nim tro- chę tak jak jego poddana, a nie córka. - O ile dobrze zrozumiałem, powiedziałaś księciu Mahailowi, że nie wyj- dziesz za niego za mąż - rzekł ojciec bez zbędnych wstępów. - Tak, ojcze. - I nie porozumiałaś się wcześniej ze mną? - spytał, unosząc brwi. - Nie - odrzekła i wzięła głęboki oddech. Powiedziała mu o wszystkim - o swoich pragnieniach, planach, a także o tym, że nie chce już dłużej być grzeczną dziewczynką, która robi bez szemrania, co jej każą. - Już wolę trafić do lochu, niż wyjść za księcia! - zakończyła. Ojciec patrzył na nią przez chwilę, próbując zachować powagę, a potem wy- buchnął śmiechem. - Chodz no tutaj - rzucił, a potem mocno ją przytulił. - Do lochu, powiadasz? - Odsunął ją na długość ramienia. - Tak jak inni rodzice chcę, żebyś była szczęśliwa. Wydawało mi się, że lu- bisz Mahaila. Cóż, chcesz zatem wyjechać na studia? - Tak, tato! - Dobrze, wobec tego się tym zajmę. Pamiętaj, że nie mamy lochu. Gdyby tu był, twoja matka już dawno by cię w nim zamknęła... Zaraz wszystko jej wyjaśnię. - Dziękuję. Kiedy została sama, aż pokręciła ze zdumienia głową. Przez całe życie starała się zapracować na uznanie i akceptację ojca, a teraz, gdy mu się sprzeciwiła, w końcu osiągnęła to, o co jej chodziło. Chciała poinformować o swoim wyjezdzie na studia Jake'a, zapytała więc pułkownika Petersona, jak może się z nim skontaktować. Ten zmierzył ją uważnie wzrokiem. - Wysłano go na misję - odparł. - Nawet gdybym wiedział, jak go znalezć, nie S R mógłbym tego Waszej Wysokości zdradzić. Nagle przypomniała sobie, co Jake jej mówił na temat swojego życia, i skinę- ła w zamyśleniu głową. - Rozumiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |