[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ktoś nas fotografował. Razem. Między innymi, kiedy wychodziliśmy z hotelowego pokoju - wyjaśniła, czując, że się rumieni. - Zdjęcia? - rzucił Ward, zwracając się bardziej do Torra niż do Abby. -Kompromitujące? - Mogłyby być, gdyby zobaczyła je Cynthia - odparła Abby. - Przykro mi, Ward, nie wiedziałam, co robić, ale Torr utrzymuje, że musisz o tym wiedzieć. Bo i tak jesteś w to wplątany. - Bo jestem - krótko skwitował jej słowa Ward. - Czy jest pan zorientowany w sytuacji? - Pytanie to było skierowane do Torra. - Tak, dosyć dokładnie. - Wyciągnął pan z Abby tę niesmaczną historię? - Z największym trudem. - Domyślam się, że nie było to łatwe. Abby jest osobą niezależną, i ma własne zdanie. - Ale jest skłonna do działania pod wpływem impulsu - delikatnie uzupełnił Torr. - To prawda - zgodził się Ward. - I co się dzieje? Ktoś jej grozi? %7łąda pieniędzy? - Jak dotąd nie było żadnych grózb ani prób wymuszenia pieniędzy. Ale można ich oczekiwać łada chwila - chłodnym tonem wyjaśnił Torr. - Uznałem, że nie chciałby pan, by Abby musiała sama radzić sobie z szantażystą. - Gdyby zagroził, że pokaże zdjęcia Cynthii? - Ward zerknął na Abby, która spuściła oczy i niespokojnie poprawiła się w fotelu. - No właśnie. - Ciekawe - po krótkim namyśle zauważył Ward. - Kto zna cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, czym można cię zaszantażować? - Torr już mnie o to wypytywał - niechętnie mruknęła Abby. Jeśli chodzi o sposób myślenia, ci dwaj mężczyzni są najwyrazniej siebie warci. - I doszliście do czegoś? - zainteresował się Ward, kierując pytanie do Torra. - Mamy pewne podejrzenia. - Ciekawe - chłodno zauważył Ward. - Nawet bardzo. Dlatego uznałem, że chciałby pan o tym wiedzieć - rzucił Torr. - To oczywiste - odparł gospodarz, wzruszając ramionami. - Nadal uważam, że Cynthia nie musi o niczym wiedzieć - wtrąciła Abby. - Zdaniem Torra tylko w ten sposób można szantażystę unieszkodliwić, ale jeśli wszyscy troje dobrze się zastanowimy, na pewno znajdziemy inne wyjście. - Moim zdaniem bez poinformowania pana żony nie uda się tej sprawy rozwiązać -oświadczył Torr stanowczym tonem. - W przeciwnym razie ten człowiek nigdy nie zostawi Abby w spokoju. - Ja się nie zgadzam! - zaprotestowała Abby gorąco. - Zgodziłam się na rozmowę z Wardem, ale tylko z nim. Cynthii nie wolno w to mieszać. - Oczywiście zrobisz, jak uznasz za stosowne - odparł Torr. - Ale moim zdaniem twój upór tylko pogarsza sprawę. - Nie będziesz mi dyktował, co mam robić! - Jeśli pozwolicie mi coś wtrącić - odezwał się Ward lekko zirytowany ich sprzeczką -to chciałbym zaznaczyć, że decyzja w tej sprawie należy wyłącznie do mnie. A raczej należała, ponieważ podjąłem ją w drodze powrotnej z tamtego nieszczęsnego weekendu. Cynthia od dawna wie, co się wtedy wydarzyło. ROZDZIAA DZIEWITY Abby patrzyła na niego, nie wierząc własnym uszom. - Powiedziałeś jej? - wybąkała. - Tak, wszystko - odparł Ward opanowanym tonem. - Przyznałem, jaki byłem głupi, i że próbowałem wciągnąć cię we własne szaleństwo. A jeśli chcesz znać całą prawdę, to Cynthia i tak wszystkiego się domyślała. - Nie mówisz poważnie... Nigdy nie dała mi odczuć, że... że ma jakieś podejrzenia. - Bo przecież do niczego nie doszło. Nie tylko nic między nami nie było, ale też właściwie nie mogło być. Chyba podświadomie zdawałem sobie sprawę, że nie mam u ciebie szans. To prawda, wstydzę się swojego ówczesnego zachowania, ale Cynthia okazała wiele zrozumienia. Słowem, całkowicie mi wybaczyła. - Ma pan niezwykle wyrozumiałą żonę - zauważył Torr. - Moja żona jest cudowną osobą, i mnie kocha - z uczuciem odparł Ward. - Ja też nigdy nie przestałem jej kochać. Był moment, kiedy straciłem rozeznanie, ale to minęło i nigdy się nie powtórzy. Abby tymczasem stopniowo uświadamiała sobie sens i konsekwencje słów, które przed chwilą usłyszała. Zarazem, wśród doznawanych w tej chwili burzliwych odczuć, w jej umyśle przewijała się jedna myśl, a raczej pragnienie, aby z ust Torra Latimera usłyszeć równie gorące wyznanie miłości. - No tak, to w dużym stopniu wyjaśnia sytuację - skomentował Torr. - Co pan proponuje? - zapytał Ward, przyznając tym samym Torrowi prawo udziału w podejmowaniu decyzji. Nieznajomy niewątpliwie zdobył jego szacunek. Abby była tym w pierwszej chwili zdziwiona, lecz po krótkim namyśle doszła do wniosku, że szwagier okazał wiele przenikliwości, rozpoznając w nim tak szybko bratnią duszę. Człowieka myślącego podobnie jak on. - Można poczekać, aż szantażysta się odezwie i zażąda okupu, a następnie zawiadomić policję. - Mam inną propozycję - rzekł Ward. - Wynająć prywatnego detektywa? - Torr z aprobatą pokiwał głową. - Po co wynajmować detektywa? - wtrąciła Abby, która poczuła się wyłączona z rozmowy. - Może zdoła szybciej niż my ustalić tożsamość szantażysty - uprzejmie wyjaśnił Torr. - Podejrzewacie jakąś konkretną osobę? - zapytał Ward. - Torr wpadł na dziwaczny pomysł, że stoi za tym Flynn Randolph - rzekła Abby lekceważącym tonem. - Rzekomo odpowiada wizerunkowi". - Jakiemu wizerunkowi? - Wizerunkowi zbudowanemu przez Torra na podstawie bardzo niepewnych informacji i domysłów. - Flynn to tylko jedna z możliwości - spokojnie skorygował Torr. - Osobiście byłbym za wynajęciem detektywa. Zna pan dobrą agencję? - Jedną z najlepszych. Akurat korzystam z ich usług w pewnej sprawie. Skontaktuję się z nimi jeszcze dzisiaj. Abby obrzuciła obu panów niechętnym spojrzeniem. Ach, ci mężczyzni! Uważają się za władców świata! - A teraz czy możesz powiedzieć, w jakiej sprawie szukałeś mnie od tygodnia? -zapytała swego szwagra. - Chodzi o firmę - odparł Ward. - Dowiedziałem się, że ktoś skupuje nasze udziały. A ponieważ ty jesteś największym udziałowcem, oczywiście nie licząc Cynthii, chciałem cię o tym uprzedzić. Ktoś zapewne zwróci się do ciebie z podobną propozycją. - Ależ Ward, przecież wiesz, że nie pozbyłabym się naszych akcji, w każdym razie nie bez porozumienia z tobą i Cynthią. Zresztą one są tak niewiele warte. Ward wyraznie się zasępił. - Nabywca zaoferował zdumiewająco wysoką cenę. Ciotka May i wuj Harold dali się skusić i tydzień temu odsprzedali mu swoje udziały. Bez konsultacji ze mną. Twierdzą, że nie sądzili, że mógłbym mieć coś przeciwko temu. - Jak to? Przecież to była zawsze firma rodzinna. - No cóż, to się wkrótce zmieni. Za parę miesięcy wchodzimy na giełdę. - Chcesz sprzedawać nasze udziały na otwartym rynku? Dlaczego? - Bo w ten sposób mała firma może sobie zapewnić szybki dopływ kapitału - z lekkim uśmiechem wyjaśnił Torr. - Oczywiście pod warunkiem, że znajdą się nabywcy. - O to jestem spokojny. Kiedy dowiedzą się o wprowadzeniu pewnej istotnej innowacji technologicznej, będą się pchać drzwiami i oknami - poinformował ich Ward. - Ale ktoś się o tym dowiedział i na gwałt wykupuje udziały pozostające w rękach członków rodziny? - z błyskiem rasowego finansisty w oku rzucił Torr. - Gdyby mu się udało, mógłby niemal przejąć nad firmą kontrolę. A po wejściu firmy na rynek z dnia na dzień niesłychanie by się wzbogacił. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |