[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zwit rozjaÅ›niaÅ‚ niebo, gdy Kharun obudziÅ‚ SarÄ™ delikat­
nym pocałunkiem.
- Mmm? - Przywarła bliżej. Nie chciała się budzić.
- Chodz zobaczyć świt. Nigdzie nie wygląda tak jak na
pustyni, najpierw delikatne promyki, potem coraz więcej
światła. Powietrze jest chłodne, a gra cieni pobudzi twoją
wyobrazniÄ™.
Jej wyobraznia nie potrzebowała więcej podniet. Sara
nie pragnęła zimnego poranka. Nie chciała, by ostatnia noc
z Kharunem dobiegła końca.
- Daj mi spokój - mruknęła sennie.
- Chodz, pokochasz to.
- Wystarczy, że kocham ciebie - wyszeptała. W jednej
sekundzie oprzytomniała, gotowa do otwarcia oczu. Chyba
nie wypowiedziała tego na głos? Wstrzymała dech. Boże,
tylko nie to.
Poczuła dotknięcie palców na twarzy.
- Sara?
Z westchnieniem otworzyła oczy.
- Już siÄ™ obudziÅ‚am. Teraz mogÄ™ zobaczyć wschód sÅ‚oÅ„­
ca. Potem pojedziemy do Staboulu i przygotujÄ™ siÄ™ do po­
wrotu do Stanów - wyjaśniła, próbując wstać.
Kharun poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na jej ramieniu. Nie mogÅ‚a siÄ™ ru­
szyć, nie mogła nic powiedzieć.
BARBARA MCMAHON
154
- Może powinniśmy porozmawiać - zaproponował.
- Raczej zająć się własnym życiem - odparła. - Pozwól
mi wstać, bo zaraz wschodzi słońce.
- Mamy kilka minut. Wiesz, że umowa została zawarta
wczoraj. Podpisanie jest już tylko formalnością
Kiwnęła głową. Chciała stąd uciec, zanim zrobi z siebie
kompletną idiotkę. Zamierzał ją pognębić?
- Tak, więc wracam dziś do domu.
- Jest Alia i Satin Magic. Moglibyśmy zostać tu kilka
dni. Mamy wodę, jedzenie i całą pustynię tylko dla siebie.
- Zostać? Oszalałeś? Nic mnie tu nie trzyma. Muszę
zarezerwować bilet lotniczy. Rodzice wracajÄ… i pojadÄ™ z ni­
mi. Czeka na mnie praca...
- Myślałem, że pracujesz z Tamilem nad prospektem.
Uniosła się na łokciu.
- O co ci chodzi?
- Myślałem, że zostaniesz.
- Czemu?
- Bo mnie kochasz.
Opadła na poduszkę i zamknęła oczy. Jednak słyszał!
- I masz pracę do skończenia.
- Pete wyolbrzymiÅ‚ kilka rzeczy, które mu powiedzia­
Å‚am, naprawdÄ™.
- DomyÅ›liÅ‚em siÄ™, gdy ochÅ‚onÄ…Å‚em, a Jasmine nakrzy­
czała na mnie - rzekł rozbawionym tonem.
Spojrzała na niego.
- Kpisz sobie ze mnie?
Pokręcił głową, lecz oczy mu się śmiały.
ZAOTY PIASEK PUSTYNI
155
- Kharun, o co chodzi? Czy nasze małżeństwo się nie
skończyło?
- A, właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Nie
uważasz, że wyda się wszystkim dziwne, jeśli rozstaniemy
siÄ™ nazajutrz po podpisaniu kontraktu?
- A kiedy byłoby się lepiej rozstać?
- Jakiś czas potem, żeby ludzie nie nabrali podejrzeń.
- Jakiś czas potem? - spytała podejrzliwie.
- Owszem.
- A dokładnie?
- Nie wiem. - SpojrzaÅ‚ na niÄ… uważnie. - Za jakieÅ› pięć­
dziesiąt, sześćdziesiąt lat.
Serce zabiło jej mocniej. Czy aby się nie przesłyszała?
- To kawał czasu.
- WchodzÄ™ w to, jeÅ›li i ty wchodzisz. - PrzeczesaÅ‚ pal­
cami jej włosy i uśmiechnął się zniewalająco. - Ja też cię
kocham, Saro. Walczyłem z tym uczuciem. Kiedyś opowiem
ci o kobiecie, o której myślałem, że ją kocham. Nie ma jej
między nami. Chcę, byś została ze mną na zawsze, ale na
razie spróbujmy pobyć razem przez pięćdziesiąt lat.
- Umiesz siÄ™ targować. - PrzypieczÄ™towaÅ‚a zgodÄ™ po­
całunkiem. - Kocham cię, Kharun.
- Mam nadzieję. Już czas - rzekł, odrywając się od niej.
- Chodzmy zobaczyć wschód słońca.
Odrzucił koce. Było zimno. Zadrżała i chciała przykryć
się z powrotem, ale wyciągnął ją z łóżka.
- Pospiesz siÄ™.
- Wolałabym zostać w łóżku.
BARBARA McMAHON
156
- Jeszcze do niego wrócimy. - Podał jej bluzkę. Sara
włożyła ją, szczelnie zapięła pod szyją i opuściła rękawy.
- Nic jeszcze nie jest przesądzone. Musimy to omówić.
- Na dyskusje mamy całe życie. Ale teraz zobaczysz
wschód słońca. Potem, nim zrobi się za gorąco, pojezdzimy
konno.
WciÄ…gnÄ…Å‚ spodnie i niecierpliwie czekaÅ‚ na niÄ… przy wej­
ściu. Na widok jego torsu przypomniała sobie minioną noc.
Zalała ją fala szczęścia, Kharun ją kocha! Jednak cuda się
zdarzajÄ….
- Myślałam, że jesteś na mnie zły.
- Bo byłem, ale miłość jest silniejsza niż gniew. Gdy
popatrzyłem na sprawy chłodnym okiem, zrozumiałem, że
mnie nie zdradziłaś.
- Dzięki.
- Za co?
- Za to, że mi uwierzyłeś.
- I że cię kocham?
- Za to też - roześmiała się radośnie. - A zwłaszcza
za to. - Podbiegła i rzuciła mu się w ramiona. - Tak bardzo
cię kocham. Nie chciałam wyjeżdżać, ale pomyślałam, że
tak będzie lepiej. Nie chciałam czekać, aż mnie wyrzucisz.
- Odwracasz kota ogonem? Na pewno bym ciÄ™ nie wy­
rzucił.
- MyÅ›laÅ‚am, że zrobisz to po przeczytaniu tego okrop­
nego artykułu.
- Od dawna wiedziaÅ‚em, że jesteÅ› tÄ… jedynÄ…. Już ci mó­
wiłem, że nie można uciec przed przeznaczeniem. Nie byłem
ZAOTY PIASEK PUSTYNI 157
tylko pewien, czy odwzajemniasz moje uczucia, zwłaszcza
po fikcyjnym ślubie.
- Co ty gadasz? Myślałeś, że jestem szpiegiem!
- Nigdy w życiu - roześmiał się. - Nie nadajesz się na
szpiega.
- Ale nie ufałeś mi.
- Może na początku. Ty mi też nie ufałaś.
- Bo zmusiłeś mnie do małżeństwa z rozsądku - broniła
siÄ™ nieporadnie.
- Słyszałem, że bywają udane. Nasze będzie najlepsze.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja też ciÄ™ kocham - odparÅ‚. PocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… szybko, po­
tem wziął za rękę i wyprowadził przed namiot. - Dosyć
niepewnoÅ›ci, czeka nas wspaniaÅ‚e życie. Obiecaj mi, że zo­
staniesz.
Uśmiechnęła się.
- ObiecujÄ™!
Sara ruszyła naprzód, by powitać świt nie tylko nowego
dnia, lecz i nowego życia. %7łycia, które spędzi u boku Kha-
runa, jej pustynnego jezdzca. Jej szejka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • WÄ…tki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.