[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a już absolutnie nigdy w sprawach finansowych.
- Zaplanował pan to - rzucił oskarżycielskim tonem Luke. Od samego początku pan to
planował.
- O, tak - przyznał beztrosko inspektor. - To szczera prawda.
Skywalker przestał się złościć i obecnie wyglądał tylko na zmęczonego. Bardzo
zmęczonego i o wiele starszego niż przed godziną.
- Czy zadał pan sobie choćby trud wszczęcia dochodzenia? - zapytał.
- Naturalnie - odparł Geptun. - Musiałem zadbać o wiarygodność mojej historii... o to, żeby
się zgadzała ze stanem faktycznym. To dla mnie jest bardzo ważne. Mogę zaświadczyć o
prawdziwości każdego słowa.
- %7łeby się zgadzała? - żachnął się młody Jedi. - Nie pokonałem Kara Vastora w pojedynku,
nawet z nim nie walczyłem. Vastor był zdezorientowany i przerażony, a jeżeli nie liczyć tego, że
raz mnie ugryzł, po prostu uciekł. Nie obciąłem mu rąk klingą mojego miecza świetlnego i nawet
nie mam pojęcia, co to  wibrotarcza .
- Pozwoliłem sobie wprowadzić kilka upiększeń - przyznał inspektor. - Może pan to nazwać
swobodą twórczą.
- To wszystko jest... - Skywalker pokręcił bezradnie głową i w pierwszej chwili Geptun
zaczął się obawiać, że młody Jedi się rozpłacze. - Przedstawił mnie pan jak jakiegoś bohatera -
dodał z niesmakiem.
- Przecież jest pan bohaterem, panie generale - stwierdził inspektor. - Przynajmniej pod tym
względem może mi pan zaufać. W całym moim życiu poznałem zaledwie czterech prawdziwych
bohaterów, a jednym z nich jest pan.
- Proszę mnie także nie nazywać generałem - zażądał Skywalker.
- Słucham?
- Zrezygnowałem ze służby w wojsku - wyjaśnił młody Jedi. - Nie jestem już żołnierzem i
nigdy więcej nim nie zostanę.
- Ach... - westchnął Geptun. - A zatem kim pan jest?
W oczach Skywalkera pojawiła się pustka.
- Ci wszyscy nieszczęśnicy, a ja ich zabiłem. Wszystkich, co do jednego - powiedział.
- Nie miał pan wyboru - podsunął inspektor.
- Zawsze istnieje jakiś wybór - sprzeciwił się Luke.
- Jeżeli to prawda, dokonał pan właściwego - odparł Geptun. - To właśnie o tym opowiada
ta historia. Czy pan naprawdę nic nie rozumie? Jest pan w tej chwili kimś więcej niż zwykłym
człowiekiem. Jest pan symbolem wszystkiego, co dobre w galaktyce podczas tej straszliwej wojny
domowej? Daje pan ludziom nadzieję. Zwieci pan przykładem. Odtąd będą się starali panu
dorównać. Przez sam fakt swojego istnienia nakłania pan ludzi, żeby stawali się lepsi niż naprawdę
są.
- Ale przecież to nie ja - sprzeciwił się Luke. - To jakiś wymyślony gość, który nosi moje
imię i nazwisko. Bohater holodreszczowca. Książę ze scenariusza.
- Jeżeli pan tak uważa... - mruknął inspektor.
Skywalker ukrył twarz w dłoniach i długo siedział w milczeniu i bez ruchu. W końcu
powiedział:
- Nie napisał pan niczego o moim pożegnaniu z Nickiem.
- Rzeczywiście nie - przyznał Geptun. - Było zbyt mało emocjonalne. Historia musi mieć
miłe, zgrabne zakończenie. Spodobał mi się natomiast pański mały robot astromechaniczny. Chyba
to na nim zakończę moją opowieść.
- Pózniej, na pokładzie promu, kiedy zapytałem Nicka o jakiegoś śledczego, a on
opowiedział mi o panu, na krótko zanim Nick i Aeona odlecieli... - Luke urwał i chwilę się
zastanawiał. - Nick przypomniał mi, że nigdy mu nie zdradziłem, na czym polega moja najlepsza
sztuczka. Wie pan, co mu odpowiedziałem? %7łe właśnie ją zobaczył.
Oderwał dłonie od twarzy, a jego oczy posmutniały. Miały nawiedzony, zraniony wyraz.
- Moją najlepszą sztuczką jest zrobienie jednego małego posunięcia, dokonanie prostego
wyboru, i zabicie tysięcy ludzi. Tysięcy, czy pan to rozumie?
Geptun pokiwał niezobowiązująco głową.
- Jeden z tych bohaterów, o których panu wspomniałem, od czasu do czasu lubił mówić:
 Jedi nie są żołnierzami. Jesteśmy strażnikami pokoju w galaktyce .
- Strażnikami pokoju - powtórzył z namysłem Luke. - Tak. Tak. To mi się podoba. Myślę,
że to prawda. Jesteśmy światłością, która płonie w ciemności.
- Co za poetycka przenośnia - pochwalił inspektor.
- Nic dziwnego, że się panu podoba, skoro sam ją pan wymyślił - odparł młody Jedi. -
Uważam jednak, mam nadzieje, że to nie tylko przenośnia. Moim zdaniem to szczera prawda.
- A ja tylko się dzielę tą światłością z całą galaktyką - stwierdził Geptun. - Liczyłem na to,
że pan mi w tym pomoże.
- A ja liczyłem... - Luke głęboko odetchnął. - Może pan ma rację - dokończył po chwili. -
Jak wielką szkodę może to wyrządzić?
- No cóż... - Geptun poruszył się niespokojnie na kanapie. Miał dziwne przeczucie, że zaraz
zrobi coś, czym się najbardziej brzydzi: powie prawdę.
Skywalker miał w sobie coś, co go po prostu do tego zmuszało.
- Niech opowiadają swoje historie - podjął Luke. - Niech produkują holodreszczowce czy
cokolwiek innego. To i tak nie ma żadnego znaczenia. %7ładna z tych historyjek o mnie nie zmieni
tego, kim naprawdę jestem.
- To prawda - przyznał z ciężkim sercem Geptun. - Mogą jednak zmienić to, co ludzie o
panu myślą. A to, mój młody przyjacielu, może wyrządzić znaczne szkody. Niech pan tylko spojrzy
na Luke 'a Skywalkera i zemstą Jedi.
Luke pokiwał z namysłem głową.
- Moim zdaniem... Jeżeli ludzie mają i tak opowiadać o mnie historie, powinienem chociaż
się postarać, żeby mówili prawdę - powiedział.
- Po obejrzeniu mojej nie będzie miał pan powodów do narzekań - zapewnił inspektor. - Po
prostu niech pan nie wierzy w to, co napiszą.
- Bez obawy - odparł Skywalker. - Nie jestem wytrwałym czytelnikiem, a holodreszczowce
mnie po prostu nudzą. Będzie pan musiał jednak dokonać kilku zmian w swoim scenariuszu.
- Naprawdę? - zdziwił się Geptun. - Moim producentom podobała się taka wersja, jaką
dostali.
- A gdybym tak ich odwiedził i postarał się przekonać, żeby zmienili zdanie? -
zaproponował Luke. - A przy okazji mogliby także zmienić zdanie na temat finansowania tej
produkcji.
- Och, bardzo proszę - przestraszył się inspektor. - Po tych wszystkich grubych pieniądzach,
które utopiłem w tym przedsięwzięciu?
- Potrafię być naprawdę przekonujący - odparł łagodnie Skywalker.
- Cóż, chyba panu wierzę. - Geptun westchnął. - Jak pan chce. Jakie to mają być zmiany?
- W pana scenariuszu mroczni szturmowcy zginęli jakby przez przypadek - zaczął Luke. -
Jakbym nie wiedział, że coś takiego się wydarzy. Problem w tym, że jednak to wiedziałem. Dobrze
wiedziałem, na co się decyduję. W pańskiej historii to powinno zostać wyraznie podkreślone.
- No cóż...
- A ten pojedynek świetlnym mieczem przeciwko wibrotarczy? - ciągnął młody Jedi. - To
także musi zniknąć, bo to po prostu głupota. A poza tym, kto zechce mnie oglądać, jak siekam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.