[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie słowa Rowana.
- Jeśli potrzebujesz kochanka, dlaczego mnie nie wezmiesz? - powtórzył.
Był na tyle bezczelny, żeby znów jej to powiedzieć! I to tym samym,
lekceważącym tonem. Krew w niej zawrzała.
- Idz do diabła! - Prawie wyrwała pas bezpieczeństwa, otworzyła gwałtownie
drzwi i pobiegła do przyczepy, nie oglądając się za siebie. Wiedziała, że Rowan siedzi
dalej w samochodzie.
Cyril zajrzał do biura i skinął na Karin pracującą przy kreślarskim stole.
- Telefon do ciebie. Ze Stanów. Leonard. Czekała, kiedy zadzwoni.
Przez cały tydzień Rowan okazywał jej na każdym kroku obojętność i
ograniczał się do ściśle zawodowych kontaktów. Rozmowy na temat pracy też były
pełne napięcia. Trudno, mówiła sobie, trzeba jakoś z tym żyć. Od początku właściwie
oceniła swoje siły. Rowan okazał się natomiast o wiele trudniejszy, niż przypuszczała.
Przepłynęła przez nią fala ciepła. Zrzuciła sweter i podniosła słuchawkę
telefonu stojącego na jej biurku.
- Halo - powiedziała, przygładzając pospiesznie ręką włosy.
- Karin. - Głos Leonarda zabuczał wśród trzasków na linii. - Wszystko w
porządku?
Zawahała się. To zależy, co miał na myśli mówiąc  w porządku".
- Ekipa budowlana będzie jutro robić wylewkę cementu, jeśli tylko nie spadnie
deszcz. Zeszliśmy do trzech i pół metra. Grunt jest stabilny. Wszystko idzie zgodnie z
planem.
Wszystko poza jej relacjami z Rowanem.
Anula & pona
us
o
l
a
d
an
sc
- A jak ci się układają stosunki z Marsdenem? - spy-tał Leonard, jakby czytał w
jej myślach. - Nie sprawia ci kłopotu?
Kłopotu? pomyślała. Gdyby tylko wiedział, co tu się działo.
- Prawdę mówiąc... no... daje mi w pracy wolną rękę.
- Tak też i mnie powiedział. Wygląda na to, że przekonałaś go do swoich
umiejętności. Ale - Leonard zawahał się - czy nie masz z nim problemów osobistych?
Marsden nie bardzo chciał mi powiedzieć, jaką właściwie masz tam pozycję.
- Jest tak - powiedziała Karin - że Rowan okazał się bardzo skupiony na sobie.
I nie bardzo jest przyjazny.
- Miałem nadzieję - Leonard westchnął - że będzie inaczej. Nie przejmuj się -
dodał - wkrótce przybędzie wybawienie.
Karin spojrzała na telefon.
- Co masz na myśli?
- %7łona Geoffa zmarła dwa tygodnie temu. - Przez chwilę słychać było tylko
trzaski na linii. - Wysyłam go z pomocą. Poza tym musi się zająć czymś innym. Bądz
taka dobra i okaż mu trochę serca, dobrze?
Leonard podrzucał jej bombę z opóznionym zapłonem. Wśród mężczyzn
zatrudnionych u Dalkeya Geoff Ellis najbardziej chyba dawał jej do zrozumienia, że
jest kobietą. Opadła na krzesło. Nie tylko był przeciętnym inżynierem, ale na dodatek
nie stronił od kieliszka. Wstrząśnięty śmiercią żony mógł się stoczyć, dlatego zapewne
Leonard postanowił go wysłać.
Potrzebowała teraz kogoś takiego jak Geoff niczym zakaznej choroby. Ale jak
wytłumaczyć to wszystko Leonardowi? Karin zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech.
- Czy powiedziałeś Rowanowi o jego przyjezdzie?
- On uważa, że to świetny pomysł. Mówi, że brakuje mu rąk do pracy.
Cholerny Rowan! Dlaczego nagle przyszło mu do gło-wy, że potrzebna jest jej
pomoc? Dawała sobie doskonale radę i na pewno nie potrzebowała takiego męczydu-
szy jak Geoff Ellis. Od pierwszych dni u Dalkeya Geoff zaczął podlizywać się
Leonardowi i robić wszystko, by osłabić jej pozycję. Ledwie mogła go ścierpieć, a
teraz jeszcze miała troszczyć się o niego? Gdyby nie dbała o siebie, Geoff zająłby jej
miejsce. A tu, biorąc pod uwagę sytuację z Rowanem, groziło jej, że Geoff ją wykopie.
- Kiedy przyjeżdża? - spytała w końcu.
- Za parę dni. Zawiadomię cię, Karin. - Ton głosu Leonarda zmienił się. Wiesz,
jak bardzo mi zależy na współpracy z tobą. Jest tu ktoś, kto chciałby podzielić się
dobrymi wieściami.
Na linii znów coś zazgrzytało.
- Karin, kochanie - popłynął ku niej głos Ateny. - Leonard mówił mi, że
wspaniale dajesz sobie radę. Zawsze w ciebie wierzyłam - ględziła, póki Karin jej nie
przerwała.
- Leonard powiedział, że masz dla mnie dobrą wiadomość.
- To prawda. Raczej mamy. - W słuchawce rozbrzmiał śmiech Ateny. -
Leonard w końcu przekonał mnie, że łatwiej nam będzie, jeżeli będziemy ze sobą przez
cały czas. Mamy zamiar się pobrać.
Zlub! Leonard i Atena? Karin ogarnęły wątpliwości. Czy matka potrafi być
szczęśliwa po utracie niezależności? Atena zawsze podkreślała, jak ważna jest dla niej
wolność. Darzyła gorącym uczuciem Leonarda i Karin wiedziała, że on ją kocha, ale
cóż takiego się stało, że matka zmieniła zdanie?
Glos Ateny przerwał tok jej myśli.
- Karin?
- Tak, mamo?
- Nawet nam nie powinszujesz? - W jej miłym głosie dała się słyszeć nutka
Anula & pona
us
o
l
a
d
an
sc
wyrzutu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.