[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej ust. Teraz, gdy przypominam sobie tę scenę, wszystko wydaje mi się oczywiste. Bo jak się budzi śpiące królewny? Oczywiście pocałunkiem! Rzęsy Julii zadrżały, a jej płuca wciągnęły haust powietrza. Romeo uśmiechnął się, kiedy otworzyła oczy. Nawet nie spytała, gdzie jest. Zarzuciła mu ręce na szyję i też go pocałowała. - Bogu niech będą dzięki - powiedział mnich. Romeo i Julia nie przestawali się całować. Mogłabym przysiąc, że ich ledwie powstrzymywana namiętność ogrzała chłodne wnętrze grobowca o parę stopni. Wszyscy byliśmy trochę zażenowani, więc odwróciliśmy się do nich plecami. - Niech któreś z was przywoła ich do rzeczywistości - szepnął mnich. - Musimy już opuścić to miejsce. Zwita. - Hej, wy tam! - zawołał Troy, odciągając Romea od Julii. - Pózniej będzie czas na pocałunki. Teraz nie mamy chwili do stracenia. Trzeba stąd wiać. Mnich znowu sięgnął do torby. Co z niej wyciągnie tym razem? Latający dywan? Ojciec Laurenty podał Julii suknię. - Nie możesz podróżować w nocnej koszuli. Tę suknię znalazłem w twoim pokoju. A tu masz pantofle. - To moja suknia - powiedziałam, biorąc do ręki lawendowo-złoty strój i pantofle, które nosiłam za kulisami. - Będzie na nią za duża. Sama się w nią przebiorę, a ty, Julio, włóż te rajtuzy i pludry. Trzeba je związać w pasie. -Pomóżcie mi zanieść trumnę do pieca - powiedział mnich. Romeo i Troy podnieśli ją i ruszyli w ślad za nim, Julia tymczasem zaczęła się przebierać. Znowu musiałam włożyć znienawidzony kostium. Julia schowała sakiewkę za cholewą buta. Buty okazały się trochę na nią za duże, ale była w stanie w nich chodzić. Bardzo ładnie jej było w tym stroju. Na policzkach pojawiły się rumieńce, a dłonie drżały jej z przejęcia. Właśnie zaczynała nowe życie. Zazdrościłam jej tego. Bo los mój i Troya nadal był niepewny. Stanęliśmy przed pomieszczeniem, w którym znajdował się piec. Mnich włożył nocną koszulę do trumny i wrzucił tam ogarek świecy. - Ten piec był w ciągłym użyciu podczas zeszłorocznej zarazy. Ród Kapuletich nie chciał palić zwłok swoich zmarłych na stosach w miejscach publicznych. Nocna koszula od razu zajęła się ogniem. Mnich zamknął drzwiczki pieca. - Czas na nas - powiedział. Pobiegliśmy do wyjścia i tam wpadliśmy prosto na panią Kapuleti. Smutek rozstania tak bardzo jest mily (Romeo i Julia, akt II, scena 2) Jak cmentarne widmo, pani Kapuleti zagrodziła nam drogę swoją chudą postacią. Spod warstwy pudru widać było powieki zaczerwienione od płaczu. - Jak śmieliście tu wejść! - syknęła. - Mama! - wykrztusiła Julia, chowając się za plecami Romea. - Myślałam, że umarłaś! - powiedziała pani Kapuleti. - Czy wiesz, co przez ciebie przeżyłam? - położyła na sercu zaciśniętą pięść. - Kiedy ujrzałam moją jedynaczkę martwą, chciałam umrzeć! Przyszłam tu tylko po to, żeby jeszcze raz na nią spojrzeć! Słaniała się na nogach, jakby miała za chwilę zemdleć. Romeo chciał ją podtrzymać, ale go odpędziła. - Monteki! Nie dotykaj mnie, nędzniku! To ty ją porwałeś. Odeszła bez słowa pożegnania! Wyrwać córkę z domu matki to dla ciebie drobiazg bez znaczenia! Rozpłakała się, a słuchając jej szlochu, sama miałam łzy w oczach, bo pomyślałam o mojej matce, która rozpaczała po moim zniknięciu, nie wiedząc, czy jeszcze kiedyś mnie zobaczy. Ja także zniknęłam bez pożegnania. A przedtem krzyczałam, że jej nienawidzę. Czy moje gniewne słowa zostaną z nią już na resztę życia? Nagle zatęskniłam za nią z całego serca. - Proszę, mamo, nie płacz. Naprawdę nie chciałam cię zasmucić, ale nie miałam innego wyjścia - powiedziała Julia i też wybuchnęła płaczem. - Proszę, niech pani nie obwinia Julii - odezwałam się. - To był mój pomysł. - Znowu ty! - wycedziła z nienawiścią. Spod kapelusza wyciągnęła zwitek pergaminu. To był mój zaginiony list. - Przynieśli mi go ludzie Tybalta. Na szczęście nikt inny go nie widział. Planowałaś to od samego początku. Przybyłaś tu po to, żeby nas zniszczyć! Rzuciła list na ziemię, a jej furia obróciła się przeciwko mnichowi. -1 ty, ojcze Laurenty, także maczałeś w tym palce. Napiszę do papieża. Zostaniesz ekskomunikowany. Nie znajdziesz miejsca w żadnej parafii. Jak śmiałeś wziąć udział w tym podłym porwaniu! Szybko podniosłam swój list. Julia przepchnęła się przed Romea. - Nikt mnie nie porwał - oświadczyła. Podeszła jeszcze bliżej i wzięła matkę za rękę. - Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Wiem, jaką przyszłość mi szykowałaś, mamo. Ale wiem też, że kiedyś złamano ci serce i że cierpiałaś z powodu miłości, która była niemożliwa. Wiem, że poślubiłaś ojca, żeby zapewnić sobie przyszłość, i że moją chciałaś zapewnić w ten sam sposób. Ale nie kocham Parysa. Objęła panią Kapuleti i położyła głowę na jej ramieniu. Pani Kapuleti stała sztywno wyprostowana, z rękami opuszczonymi wzdłuż tułowia. - Miłość rwie nam serca na kawałki - powiedziała. - Czasem tak bywa. A czasem składa je z powrotem - Julia objęła ją jeszcze mocniej, jakby chciała swoim uściskiem skruszyć lodowaty pancerz swojej matki. My, pozo- stali, patrzyliśmy na to w milczeniu i nikt nie wiedział, czy to już koniec, czy dopiero początek wolności Julii. - Więc nie zmienisz zdania? Nie wyjdziesz za Parysa? - spytała pani Kapuleti. -Nie wyjdę za Parysa - odparła Julia. - Odejdę z twoim błogosławieństwem albo bez niego. Ale chciałam urządzić to w taki sposób, żeby nie ściągnąć hańby na rodzinę. - Twoja determinacja przypomina mi moją własną -westchnęła pani Kapuleti. - Nie możemy już zerwać ślubnej umowy z Parysem, w każdym razie nie bez wstydu i kompromitacji. Dlatego wszystko musi pozostać tak, jak jest. Niech ludzie myślą, że umarłaś na dżumę i zwłoki zostały spalone dziś rano. Pochyliła długą szyję i ucałowała córkę w czoło. - Tak będzie. Dostaniesz tę swoją wolność. W grobowcu rozległo się jedno wielkie westchnienie ulgi. Wyszliśmy na zewnątrz, kiedy nad horyzontem świt rozsnuwał już zorzę o barwie pomarańczowego sorbetu. Zwiatło dnia przypomniało nam, że musimy się spieszyć. Ojciec Laurenty przechadzał się nerwowo po wąskiej cmentarnej ścieżce i rozglądał się wokół. - Obiecaj mi, że będziesz do mnie pisała od czasu do czasu. Możesz podpisywać się imieniem Mimi, żeby nikt nie odkrył prawdy. - Obiecuję. -A kiedy już będę wiedziała, gdzie mieszkasz, być może przyjadę do ciebie z wizytą. - Bardzo się ucieszę - powiedziała Julia. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |