[ Pobierz całość w formacie PDF ]
założyć rodzinę? A przecież nie mógł czegoś takiego powiedzieć. To byłoby... zbyt ostateczne. Zbyt przerażające. Po prostu jeśli chodzi o sprawy sercowe, Jake Devlin nie umiał snuć planów na przyszłość. Wolał żyć terazniejszością, nie wybiegać myślą naprzód. Mattie by tego nie zrozumiała. Zatem może powinien być wdzięczny Tomowi, że wtargnął bez zapowiedzi? Ostry dzwonek wyrwał go ze snu. Jake natychmiast pomyślał o Mattie. Czy coś się stało? Gorzej się poczuła? Próbując zwalczyć panikę, podniósł słuchawkę. Pan Devlin? Tak. Mówi siostra Hart z domu opieki Lilydale. Czy z Royem wszystko w porządku? Obawiam się, że nie. Miał zawał. Jak... Jake'owi zaschło w gardle; przez moment nie był w stanie wydusić słowa. Jak się czuje? Nie najlepiej. Karetka zabrała go do szpitala. Informacji udzielą panu na kardiologii. Dobrze, dziękuję. 113 R L T Nie, nie zamierzał dzwonić. Pojedzie prosto do szpitala. Najważniejsze są pierwsze godziny po zawale. Musi zobaczyć się z Royem. Wciąż było ciemno, kiedy pruł samochodem przez ulice miasta. Z całej siły ściskał ręce na kierownicy. Serce waliło mu jak młotem. Kochał Roya; nie chciał, by staruszek umarł. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że Roy nie będzie żył wiecznie, ale należy mu się jeszcze kilka lat. Facet był legendą, a legendy powinny żyć długo. Wjechawszy na wielopiętrowy parking, szybko znalazł puste miejsce. Potem ruszył labiryntem sterylnie czystych korytarzy na oddział kardiologii. Biegnąc, widział aparaturę z migoczącymi światełkami, srogą minę siostry oddziałowej, biel ścian. Cały czas towarzyszyły mu wyrzuty sumienia. Dlaczego nic więcej dla Roya nie zrobiłem, wyrzucał sobie w duchu. Boże, spraw, żeby nie było za pózno! Wczesnym popołudniem zadzwonił telefon Mattie. Serce zabiło jej mocniej, kiedy zobaczyła na ekranie numer Jake'a. Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam. Miałem wyłączony telefon i zaledwie przed chwilą odczytałem twój esemes. Wybaczam ci powiedziała, siląc się na beztroski ton. Nie bardzo jej to wyszło. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Jake'a obudził w niej przykre wspomnienia. Kiedy spotykała się z Pete'em, często dzwoniła do niego do Perth i zwykle trafiała na pocztę głosową. Miała uraz na punkcie mężczyzn, którzy nie odbierają komórki. Cały dzień spędziłem w szpitalu. Roy miał zawał. O Jezu... Zawstydziła się własnych myśli. I co? Jak on się czuje? Lekarze twierdzą, że się trzyma. To dobra wiadomość. 114 R L T Chyba tak. Niestety nie pozwolono mi się z nim zobaczyć. Nie denerwuj się powiedziała. Roy to twardziel. Wiem. A co u ciebie? Ja... Przygryzła wargę; niepotrzebnie wysyłała Jake'owi esemesa! Też jestem w szpitalu. Co? Zabrzmiało to niemal jak wystrzał z pistoletu. Nic złego się nie dzieje. To zwykły środek ostrożności. Dlaczego? Co się stało? Zaczęłam mieć skurcze i lekarz wystraszył się, że może dojść do przedwczesnego porodu. Skurcze ustały, ale zalecono mi leżenie. Skrzywiła się. Muszę pozostać tu, dopóki dzieci się nie urodzą. Rozumiem. Był zmęczony. Zrobiło się jej go żal. Blizniaki często rodzą się przed czasem wyjaśniła. Chcemy maksymalnie opóznić ten moment. W którym jesteś szpitalu? Southmead. W tym samym co Roy. To duże ułatwienie. Na jakim oddziale? Zgadnij. Uśmiechnęła się. Głupek ze mnie. Zdradz mi jeszcze numer pokoju... Dwadzieścia dwa zero trzy. Jake, nie oczekuję odwiedzin; masz dość zmartwień z Royem. Na drugim końcu linii usłyszała głośne westchnienie. Nie masz nic do gadania, Mattie. Zaraz u ciebie będę. W pokoju 2203 nie było nikogo. Jake popatrzył na puste łóżko, pogniecioną pościel, na wgłębienie w poduszce, gdzie niedawno spoczywała głowa Mattie. Obok poduszki zobaczył otwartą książkę, a na stoliku filiżankę 115 R L T po herbacie. Wiedział, że nie pomylił pokoju, bo na drugim stoliku pod oknem stały dwie doniczki: w jednej rósł krzew z różowymi pąkami, w drugiej niebieskie irysy. Wszystko wyglądało normalnie, a jednak ogarnął go niepokój. Rozmawiał z Mattie dziesięć minut temu. Co w tak krótkim czasie mogło się wydarzyć? Wszedł głębiej do pokoju i zastukał do drzwi łazienki. Nie słysząc odpowiedzi, ostrożnie je uchylił. Tam też Mattie nie było. Zdenerwowany [ Pobierz całość w formacie PDF ] |