[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umiejętności - rzekł beznamiętnie Oliver.
Helen rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
- Właśnie.
Minęło ich parę innych powozów, ale przez większość
czasu mieli wolną drogę. Helen nie starała się nawet ukrywać
radości, jaką sprawiała jej przeja\d\ka w tak piękny dzień.
Próbowała prowadzić lekką rozmowę na temat mijanych
miejsc, ale poniewa\ wszelkie jej uwagi przewa\nie
napotykały mur milczenia, wkrótce poniechała tych starań.
W końcu, gdy cisza znowu stała się nieznośna,
zaczerpnęła głęboko oddechu i zwróciła się do Olivera.
- Panie Brandon, muszę wyznać, \e pański list do
pewnego stopnia mnie zaskoczył. Nauczycielki zazwyczaj nie
spędzają czasu sam na sam z rodzicami uczennic.
- Rzadko kłopoczę się tym, co się zazwyczaj robi,
panno de Coverdale - odparł sarkastycznie Oliver. - Chciałem
porozmawiać z panią na osobności i uznałem, \e przeja\d\ka
będzie temu najlepiej słu\yć.
- Ale... o czym chciał pan ze mną mówić?
Oliver przesłał jej ironiczne spojrzenie.
- Naprawdę musi pani pytać, biorąc pod uwagę
okoliczności, w jakich się po raz pierwszy widzieliśmy?
Helen pospiesznie odwróciła wzrok. Było tak, jak się
spodziewała.
- Rozumiem. Chce się pan zapytać o to, co pan widział
owego wieczoru w bibliotece.
- Tak, ale tylko o tyle, o ile dotyczy to pani stosunków
z moją podopieczną.
- Co takiego?
- Będę z panią szczery, panno de Coverdale. Nie
uwa\ałbym tej rozmowy za konieczną, gdyby listy Gillian do
mnie nie obfitowały w tak płomienne zachwyty nad pani
osobą.
Helen otworzyła szeroko oczy.
- Pisała do pana o mnie?
- Często, i to w najbardziej pochlebnych słowach. -
Oliver uśmiechnął się ironicznie. - Wygląda pani na
zdumioną, panno de Coverdale. Nie spodziewała się pani, \e
Gillian będzie dobrze się o pani wyra\ać?
- Sądziłam, \e nawiązałyśmy bli\szą znajomość, ale...
- Tak?
- Je\eli pańska wychowanka dobrze o mnie myśli i
napisała panu o tym, to dlaczego koniecznie chce pan
porozmawiać ze mną o... czymś, o czym ona nie wie?
- Poniewa\ nie chodzi o to, \e Gillian o niczym nie wie
- odparł Oliver. - Napisała, \e pani ma  świe\e spojrzenie na
niektóre sprawy. Ciekaw jestem, o jakie to sprawy mo\e
chodzić.
Helen potrząsnęła głową.
- Trudno mi powiedzieć. Gawędzimy o tylu rzeczach,
\e nie sposób pamiętać ka\dą rozmowę...
- Mo\e zawę\ę nieco pole moich zainteresowań. Czy
pani Guarding powiedziała pani o panu Wymingtonie?
Helen nabrała czujności.
- Tak.
- A czy moja wychowanica równie\ wspominała o tym
d\entelmenie?
Wiedząc, \e zaprzeczanie nie ma sensu, Helen skinęła
głową.
- Owszem.
- W takim razie z pewnością rozumie pani, dlaczego
chciałem pomówić z panią o tym na osobności.
- Prawdę mówiąc, nie. Chyba \e ma pan powody
przypuszczać, i\ nie zastosuję się do pańskich \yczeń.
- Panno de Coverdale, mówmy bez ogródek.
Widziałem panią w bibliotece z lordem Talbotem. Wiem, \e
nie znalazła się pani tam dlatego, by omawiać wartości
literatury. Biorąc pod uwagę tamto zajście, rozumie pani
chyba moje zdumienie na widok pani w roli nauczycielki.
Twarz Helen oblał gniewny rumieniec.
- Nie odgrywam roli. Jestem nauczycielką i widzę w
tym wielki powód do dumy. Czy wątpi pan w moje
umiejętności?
- W \adnym razie. Pani Guarding wyra\ała się
niezwykle pochlebnie o pani kwalifikacjach.
- W takim razie nie rozumiem...
- Panno Coverdale, chodzi mi o kwestie moralności, a
nie fachowości.
- Moralności!
- Tak. Poniewa\ została pani poinformowana o moim
stosunku do pana Wymingtona, z pewnością zrozumie pani,
dlaczego niepokoi mnie ta sprawa.
- Absolutnie nie pojmuję powodów pańskiego
niepokoju - odparła sucho Helen. - Skoro pan nie chce, by
pańska wychowanica miała cokolwiek do czynienia z tym
człowiekiem, dlaczego sądzi pan, \e postąpię wbrew pańskim
\yczeniom?
- Poniewa\ wątpię, czy ma pani tak niewzruszone
zasady moralne, jakich oczekuję od nauczycielki Gillian.
Helen z trudem pohamowała gniew.
- Panie Brandon, wiem, \e skłonny był pan wyrobić
sobie pewną... opinię o mnie opierając się na tym, co pan
widział. Ale mieć mnie w takiej pogardzie za rzekomy
występek, którego dopuściłam się dwanaście lat temu? To
świadczy o wyjątkowej małostkowości, mój panie.
- Małostkowości!
- Nie inaczej. Wytworzył pan sobie pojęcie o moim
charakterze na podstawie tego, co się panu wydawało...
- Na podstawie tego, co widziałem.
- Nie, panie Brandon. Na podstawie tego, co się panu
wydawało, i trzyma się pan tego po dziś dzień, nie dając mi
nawet mo\liwości wyjaśnienia, co się wydarzyło.
- Proszę zrobić to teraz. Ani razu nie usiłowała pani
zaprzeczyć, \e to panią lord Talbot trzymał w ramionach
owego wieczoru.
- Nie, bo niemądrze byłoby z mojej strony nawet tego
próbować. Oboje wiemy, \e to byłam ja, ale nie rozumie pan,
\e zostałam postawiona w tej sytuacji wbrew swej woli.
- Czy była pani słu\ącą w jego domu?
- Byłam guwernantką.
- A czy lord Talbot poprosił panią o przyjście do
biblioteki?
- Oczywiście, \e nie, ale...
- Dlaczego więc była pani w bibliotece pana domu, z
rozpuszczonymi włosami o nocnej godzinie, bez powodu i
bez zezwolenia, by tam się znajdować?
- Poszłam, \eby znalezć sobie coś do czytania. Często
noszę rozpuszczone włosy.
Wyraz twarzy Olivera nie był zachęcający.
- Panno Coverdale, z pani słów nie wynika nic, co
mogłoby zmienić moją opinię o pani. Skoro nie czuła pani
najmniejszych skrupułów co do swego zachowania, skąd
mogę wiedzieć, czy nie doradzi pani wra\liwej młodej osobie,
by postąpiła w ten sam sposób. Albo wdała się w romans z
człowiekiem, którego zabroniłem jej widywać.
Oliver nie podniósł głosu, lecz to, co powiedział, zraniło
Helen do \ywego. Nie dość, \e oskar\ał ją o zachowanie
rozpustne i haniebne, to jeszcze twierdził, \e zdolna jest
namówić Gillian do tego samego. Dawał do zrozumienia, \e
jej charakter nie poprawił się w ciągu tych dwunastu lat oraz
\e ma prawo uwa\ać, i\ jego ówczesna ocena jej osoby była
słuszna.
Helen buntowała się przeciw mniemaniu, \e nie jest
godną towarzyszką jego wychowanicy. Buntowała się
przeciw jego przekonaniu, \e właściwie ocenił to, co widział
przed dwunastoma łaty, choć wyjaśniła mu, \e się mylił. A
najbardziej miała mu za złe to, \e na powrót przywołał całą
przeszłość, \e przez niego musi prze\ywać na nowo uczucia
wstydu i poni\enia, których doznała tej straszliwej nocy.
Uczucia, które tak długo i z takim trudem usiłowała
przezwycię\yć.
- Panie Brandon, sądzę, \e nie mamy sobie nic więcej
do powiedzenia - rzekła, odwracając się w końcu, by na niego
spojrzeć. - Najwyrazniej świadectwa osób, które znają mnie
du\o lepiej ni\ pan i które gotowe są zaręczyć za moje dobre
imię, nic nie znaczą, proszę więc z łaski swojej odwiezć mnie
do szkoły.
Oliver ściągnął lejce, ale nie zawrócił kariolki.
- Nie rozumiem, dlaczego moja uwaga wywołała u
pani takie zdumienie, panno de Coverdale. Byłem świadkiem
zajścia w bibliotece w Grovesend Hall, nie jego przyczyną.
- Ja równie\ nie, panie Brandon, ale poniewa\
najwyrazniej nie chce mi pan uwierzyć, nie mamy sobie nic
więcej do powiedzenia.
- Panno de Coverdale....
- Po raz ostatni proszę pana, by zechciał mnie pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.