[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdoła obudzić w nim wolę działania i pasję w takim stopniu, jak jego ukochane od dzie-
ciństwa perfumiarstwo?
Guy odepchnął smutne myśli. Nakrył do stołu, zaparzył kawę i wycisnął sok z
owoców. Kiedy postawił na stole dzbanki z napojami, Amber kończyła smażyć naleśniki.
- Idealne zgranie w czasie! Siadajmy i jedzmy - zaprosiła, dostawiając bitą śmieta-
nę i duszone jabłka.
Guy był pewien, że nie poczuje smaku pyszności, które przyrządziła Amber. Jed-
nak struktura i ciepło potrawy sprawiły, że był bardzo zadowolony z jedzenia. Naleśniki
R
L
T
były pulchne i rozpływały się w ustach, co idealnie współgrało z lekko ziarnistą konsy-
stencją duszonych jabłek i jedwabistością bitej śmietany.
- Coś fantastycznego. Chyba masz rację, przyrządzając słodkości na śniadanko -
powiedział, nakładając sobie drugą porcję. - Od dzisiaj jabłka i wanilia będą mi się koja-
rzyły tylko z tobą.
- Przecież jabłka i wanilia uważane są za mdłe i nijakie!
- Nie. Przecież to sama słodycz. Bardzo zmysłowa nuta, która jednocześnie uderza
do głowy - zaczął tłumaczyć Guy.
Twarz Amber rozpogodziła się.
- Masz najsłodsze dołeczki, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem. I tak cudownie
się czerwienisz, że mam ochotę co chwilę doprowadzać cię do czerwoności.
- Mam nadzieję, że to twoja następna obietnica - powiedziała Amber. - Na dzisiej-
szy wieczór...
A czemu nie teraz? - Wyraz twarzy Guya mówił za niego, więc Amber szybko od-
rzekła:
- Pewnie masz mnóstwo pracy, a ja mam w planach zwiedzanie.
Guy zrobił wymowną minę.
- No co? Myślisz, że się zgubię, bo jako kobieta nie mam zmysłu orientacji?
- Przecież nic nie powiedziałem! Swoją drogą, nie znasz okolicy i mogłabyś zabłą-
dzić. Czy nie będzie lepiej, jak oprowadzi cię ktoś, kto zna okolicę i wie, gdzie zjeść do-
bry obiad?
- Spędzam czas na różne sposoby, nie tylko jedząc obiady.
- Wczoraj mówiłaś co innego o jedzeniu.
- Wczoraj byłam trochę zła na ciebie.
- Dzisiaj też jesteś.
- Bo wiem, do czego zmierzasz! Chcesz, żebym była na ciebie zła, żebyś mógł
mnie zaciągnąć do łóżka na pojednawczy seks.
Guy wybuchnął śmiechem. Jej bezpośredniość powaliła go.
- Chcesz powiedzieć, że jestem płytki? - zapytał z diabolicznym uśmiechem.
Amber przewróciła oczami.
R
L
T
- Masz tylko jeden chromosom X. Oczywiście, że jesteś płytki.
- A czego się spodziewałaś? Masz na sobie jedynie kusy skrawek różowego łaszka.
- Nie musisz iść do pracy?
Problem tkwił w tym, że miał mnóstwo pracy, ale nie mógł jej wykonywać.
- Mogę sobie wziąć jeden dzień urlopu - odpowiedział. - Dziękuję za pyszne śnia-
danie, kochanie. Idę teraz pod prysznic, ale muszę wykąpać się sam, bo w przeciwnym
razie nigdy nie opuścimy domu.
Po kwadransie spotkali się przed głównym wejściem. Guy spojrzał na szpilki Am-
ber i westchnął:
- Czy ty chcesz doprowadzić mnie do zawału? Chyba nie masz zamiaru cały dzień
chodzić w tych butach!
- Bez problemu mogę w nich chodzić. Chyba że zamierzasz przegonić mnie po gó-
rach.
- Właśnie to zamierzałem zrobić - westchnął Guy. - Nie masz trampek?
- Nie.
- Dobra. Pominiemy góry.
- Nie mam zamiaru sprawiać kłopotów. Mogę w nich chodzić cały dzień, jeśli trze-
ba.
- Pewnie. - Guy wiedział, że to tylko poza.
- Chcesz się założyć? Jeśli wygram, kupisz mi pudełko czekoladek gianduja.
- A jeśli to ja wygram?
- To zjem tę czekoladę z ciebie - Amber uśmiechnęła się ponętnie.
Zamurowało go.
- Co się stało, Guy? Czyżby cała krew z twojego mózgu udała się właśnie na połu-
dnie? - zapytała z lekką drwiną w głosie.
W odpowiedzi Guy porwał ją w ramiona i przylgnął do niej całym ciałem.
- Zgadłam - wyszeptała Amber.
Guy znów pożyczył samochód Xaviera i zabrał Amber na północ, gdzie jechali
wąwozami i dolinami porośniętymi karłowatym wrzosem. Amber zauważyła, że Guy
R
L
T
prowadzi bardzo spokojnie i nie szarżuje. Droga wiła się między zboczami gór i co chwi-
lę wskakiwały na nią kozice, które nie zwracały uwagi na samochody.
Widoki zapierały dech w piersiach, zwłaszcza jezioro w Issarles, wielki, wypełnio-
ny ciemnoniebieską wodą krater.
- Wiosną, kiedy na łąkach kwitną dzikie kwiaty, jest tu jeszcze piękniej. Teraz po-
jedziemy w najbardziej wulkaniczny rejon Francji - powiedział Guy i skierował się w
głąb Ardeche.
- La cascade du Ray-Pic - przeczytała Amber na tablicy przy parkingu. - Idziemy
nad wodospad?
- Jeden z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek ujrzysz - odparł Guy.
Aby dojść do wodospadu, musieli iść kawałek przez las i wspiąć się po kilku wy-
boistych, wyciosanych w skale stopniach. Amber zachwiała się kilka razy, ale Guy szyb-
ko podał jej rękę.
- Może przestaniesz się upierać i przyznasz wreszcie, że mogłaś wybrać lepsze bu-
ty? - powiedział Guy z przekąsem.
- Nigdy! - odparła, ale nie puściła jego ręki.
Gdy doszli na szczyt, słyszeli łoskot spadającej wody. Stali tuż przy wodospadzie.
Spieniona woda spływała po wydrążonej wulkanicznej skale do błękitnego jeziora.
- Ależ tu pięknie! - Amber nie mogia wyjść z podziwu. - Nie sądziłam, że Francja
może być... - Przez moment szukała odpowiedniego słowa. - Taka dzika!
Chwilę stali, milcząc i słuchali grzmotów wody tłukącej o skały. Potem zeszli do
samochodu i udali się do restauracji. Mała kamienna wioska, w której mieli zjeść obiad,
przycupnęła ryzykownie na zboczu góry i wyglądała, jakby miała za chwilę od tego zbo-
cza odpaść.
Jedzenie, które im podano, było wspaniale. Amber zamówiła lekki omlet nadzie-
wany pieczarkami, a Guy kiełbaski z duszoną soczewicą i nalegał, żeby Amber koniecz-
nie ich spróbowała. W końcu udało mu się ją namówić i wzięła kęs z jego talerza.
- Masz ochotę na deser? - zapytał, gdy skończyli jeść.
- Nie było deserów w menu. Już patrzyłam - odparła z nutą rozczarowania w gło-
sie.
R
L
T
- Moja droga, tutaj do deserów jest osobne menu.
- Jak to? To niesprawiedliwe! Myślałam, że tu nie ma deserów i zjadłam za dużo
głównego dania. Jestem już najedzona!
- A to pech! Myślałem, że zamówimy deser z kasztanów. Jest tak pyszny, że nawet
ja oddałbym za niego pół życia - powiedział Guy.
- Możemy to załatwić na dwa sposoby. Albo poczekamy godzinkę, aż zrobi mi się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.