[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Trzy żółwie - szepnął stary ogrodnik.
- Właśnie. A to jest forma odlewnicza, z której zrobiono pierwszy klucz. I odpowiedni
zamek.
- A jak to znalezliście?
- To nie my znalezliśmy - odparł Jason. - My znalezliśmy
tylko to, co pozostało z ich laboratorium. Ale wszystko zostało zniszczone...
- A przez kogo?
- Przez tych, którzy uważali, że Wrota Czasu skazałyby Miejsca z Wyobrazni na
zagładę. Mogli to być na przykład mieszkańcy Atlantydy.
Nestor się smętnie uśmiechnął. Pomyślał o tym, jak Leonard został ranny i szepnął:
- W końcu im też nie poszło lepiej... - Ale ta forma odlewnicza... jeśli to nie wy ją
znalezliście, to kto?
- Penelopa - odpowiedział cicho Jason.
Nestora jakby prąd poraził. Spojrzał pytająco na młodego Covenanta.
- Ona pierwsza zeszła do Labiryntu... - ciągnął Jason. -Ale kiedy my tam dotarliśmy, jej
już nie było, poszła sobie. Przynajmniej tak myślę.
Przeszukał swój plecak i wyciągnął z niego kopertę.
- Zostawiła list do ciebie - szepnął, wręczając kopertę Ulyssesowi.
Nagle umilkły wszystkie zwierzęta w parku.
Ptaki-przestały śpiewać.
Zwierzęta w krzakach zamarły.
Zapadła grobowa cisza.
Cisza absolutna.
Która skierowała ich uwagę na zatokę Kilmore Cove.
Cisza trwała jeszcze kilka sekund, po czym wypełnił ją przerażający huk.
A potem krzyki, klaksony samochodów, alarmy.
Dwaj Podpalacze skoczyli na równe nogi. - To nie my! - krzyknęli, podnosząc w górę ręce,
jakby się poddawali.
Rick zatkał uszy rękami i skulił się.
Chwilę potem wszyscy puścili się biegiem.
Wszyscy z wyjątkiem Nestora, który - przeciwnie - zastygł z kopertą w ręku wręczoną mu
przez Jasona. Jakby nic z tego, co działo się dokoła, jego nie dotyczyło.
Trzymał w rękach list od swojej żony.
Wziął głęboki oddech i zaczął czytać.
Drogi Ulyssesie,
Jeśli czytasz te kartki, znaczy to, że sprawy potoczyły się inaczej, niż przypuszczałam. A
zatem uważam, że jestem Ci winna kilka słów wyjaśnienia. Mam nadzieję, że potrafisz mi
wybaczyć, jeżeli nie będą całkiem zrozumiałe, jak to lubisz. I jeżeli moje podejrzenia okażą
się całkowicie bezpodstawne.
Zacznę od nich, dla większej jasności.
Zawsze czułam, że w grupie Wielkich Wakacji była jakaś nuta fałszywa. Błąd, którego mimo
wszelkich wysiłków, nie potrafiłam wychwycić. To było tak, jak gdyby ktoś z nas, ktoś
bardzo
bliski, postępował inaczej niż chciał być przez nas postrzegany. I od razu zaznaczam, że nie
mam tu na myśli Petera ani jego niezręcznej próby ukrycia przed nami swej miłości do
niewłaściwej osoby i najbardziej banalnych błędów, jakie przez tę miłość popełnił.
Nie mówię też o  zdrajcy"; takie określenie byłoby przesadą i sugerowałoby scenariusz
niezgodny z moimi intencjami.
Mówię o kimś, kto z pewnością nie pasował idealnie do twojego projektu. O kimś, kto
wiosłował pod prąd, kto nie chciał tak naprawdę odkryć tajemnicy Wrót Czasu. O, to może
najlepsze określenie.
A ponieważ moje podejrzenie mogło wynikać jedynie z jakiejś absurdalnej obsesji żony, która
się przesadnie zadręcza, wolałam je zachować dla siebie, zamiast się nim z tobą podzielić.
Dlaczego zaczęłam podejrzewać kogoś z grupy? Bo widzisz, nikt nigdy nie wybije mi z
głowy przekonania, że wypadek Leonarda to była w rzeczywistości pułapka.
Pułapka na nas wszystkich.
Miała nas podzielić.
Tak więc podjęłam poszukiwania na własną rękę. Powiedziałam Peterowi, że przydałby mi
się ten balon, wymyślony do grot. A przed wyjazdem odbyłam spowiedz u ojca Feniksa.
Zważ, że żaden z nich nie znał moich planów. I jeśli nic ci nie powiedzieli, to tylko dlatego,
że ukryłam
prawdę tak starannie, żeby przypadkiem nie przyszło ci do głowy wyruszyć za mną.
Wolałam, żebyś miał mnie za zmarłą wskutek wypadku, niż z powodu jakiejś mojej szalonej
decyzji.
Wolałam spaść do urwiska. Nie z urwisk, skarbie, lecz w głąb naszego urwiska.
No, więc tak. Oboje wiedzieliśmy, że tajemnica Wrót Czasu była głęboko ukryta pod
miasteczkiem, które wybraliśmy na spędzenie w nim życia.
I pożerała mnie ciekawość, Ulyssesie. Co kryło się w... głębinie? Jeszcze głębiej niż
kiedykolwiek odważyliśmy się zanurzyć?
I tak postanowiłam spróbować zejść w głąb.
Spędziłam kilka strasznych godzin w ciemności. Sądzę, że usnęłam, schodząc ciągle coraz
niżej. Obawiałam się, że zabraknie mi powietrza, że upał albo zimno staną się nie do
zniesienia, tymczasem nic takiego się nie stało. W końcu gdzieś dotarłam. Nie wiedząc
jeszcze dokładnie gdzie, ponieważ w miejscu lądowania i dokoła mnie były tylko ruiny i
opuszczone komnaty.
Potem spotkałam kilka osób i poznałam nazwę tego miejsca: Labirynt.
Sądzę, że jest to najstarszy labirynt, jaki kiedykolwiek zbudowano.
Wszyscy są tu bardzo uprzejmi. I podobnie jak mieszkańcy Kilmore Cove i innych miejsc, do
których podróżowaliśmy,
są dziwnie nieświadomi, że mieszkają w miejscu bardzo zamkniętym i ograniczonym, którego
granice stanowi z jednej strony świat realny, a z drugiej, mrok światów zapomnianych. Wiem,
że te słowa wydadzą ci się od rzeczy, ale myślę, że sednem losu ludzkich istot jest
ograniczenie się do spędzenia życia w tej małej części świata, gdzie się urodziły. Bo więcej
nie byłyby zdolne znieść.
Każdy z nas, jak sądzę, wcześniej czy pózniej pogodzi się z myślą, że liczba spraw, które
zdolny jest pojąć, jest ograniczona. I wyobraża sobie, że ta porcja to już wszystko, ponieważ
to jedyny sposób, by móc żyć spokojnie bez większych wątpliwości.
Jestem zatem tu.
Piszę do ciebie z samego serca Labiryntu, w sali, w której -jak odkryłam- zbierają się
okresowo przedstawiciele różnych Miejsc z Wyobrazni, żeby decydować o własnej
egzystencji. Dowiedziałam się o pradawnych bitwach i zemstach tych, którzy właśnie tutaj, w
tych salach, konstruowali Wrota Czasu, ria tych, którzy sprzeciwiali się temu i próbowali im
przeszkodzić.
Zostawiam Ci ten list przede wszystkim dlatego, że nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła
powrócić do Willi Argo i osobiście opowiedzieć Ci o tym, co odkryłam. Nawet jeśli, mój
kochany - uwierz mi - tak bardzo bym tego chciała!
A po wtóre dlatego, że kiedy pewnego dnia także Ty zejdziesz tu, do podziemi, ze mną czy
beze mnie, to żeby istniał namacalny dowód, że raz jeden dotarłam gdzieś przed Tobą.
Kocham Cię, stary zrzędo.
W tej chwili niczego bardziej nie pragnę, jak uścisnąć cię raz jeszcze
Twoja na wieki Penelopa Moore [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mons45.htw.pl
  • Wątki
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © (...) lepiej tracić niż nigdy nie spotkać.